Kraby

„No ale Krabów to Ukrainie nie powinniśmy przekazywać. Co innego posowiecki sprzęt – to dobra okazja, żeby się go pozbyć – ale najnowsze systemy artyleryjskie w Wojsku Polskim? To już przesada” – czytam. No Szanowni nie. Nie można być trochę w ciąży – albo się w niej jest, albo nie jest. Na luksus ograniczonej pomocy dla Ukrainy mogą sobie pozwolić Niemcy, Francja czy Włochy, ale nie Polska. Jeśli orki zwyciężą na wschodzie, za kilkanaście lat pojawią się u naszych drzwi. O to, patrząc z polskiej perspektywy, toczy się w tej chwili gra. Jest więc w naszym najlepiej rozumianym interesie wspieranie Ukrainy gdzie i czym się da.

Darowizny posowieckiego sprzętu pozwalają ukraińskiej armii na zachowanie/odbudowanie zdolności bojowej nadszarpniętej w trakcie walk. To sposób o naturalnie wysokiej efektywności, mowa bowiem o systemach, które Ukraińcy znają i używają, co powoduje, że proces wdrożenia jest bardzo szybki. Ale na tym sprzęcie nie da się zbudować jakościowej przewagi, bo Rosjanie mają to samo. A jakościowa przewaga jest absolutnie niezbędna, by tę wojnę wygrać, wyrzucić napastnika z kraju, a wcześniej maksymalnie go poturbować. Ilością nie stworzy się orkom konkurencji; w całej Europie Środkowo-Wschodniej nie ma takiej masy posowieckiego sprzętu.

Cieszą mnie zatem te Kraby, choć świadom jestem, że ich przekazanie odbywa się kosztem obniżenia bieżących możliwości bojowych WP. Że zakłóca to proces szkoleniowy. Ale u licha, nam nic w tej chwili nie grozi, a jak zagrozi – stoi za nami potężne NATO, zdolne przetrącić kark putinowskiej zbieraninie morderców, gwałcicieli i złodziei. Nie wiem, czy luksus posiadania takiej tarczy to standard na dekady. Bezpieczniej założyć, że nie. I się zabezpieczyć, inwestując także w ukraińskie możliwości obronne. Kraby – wiele na to wskazuje – to świetna broń. Jeśli wszystko pójdzie po dobrej myśli, wkrótce uzupełnią ją inne systemy. Liczę bardzo, że Amerykanie zdobędą się na decyzję o posłaniu do Ukrainy dalekonośnej artylerii rakietowej (formalna zgoda ma zapaść na początku tygodnia). I wtedy naprawdę może być pozamiatane.

I na koniec jeszcze jedna uwaga – prezydent Zełenski odwiedził dziś Charków i pozycje wojsk ukraińskich w pobliżu miasta. Co nam to mówi o sytuacji na wschodzie? Może najpierw rzecz symboliczna, choć niezwykle istotna. Wyobrażacie sobie Putina w takiej podróży? No ja nie. Tchórz siedzi niczym szczur w rządowych kompleksach już od początku inwazji. Ale pal go licho. Zełenski musiał do Charkowa jakoś dotrzeć, a to oznacza, że armia ukraińska jest w stanie zapewnić mu w miarę bezpieczną podróż (najpewniej lotniczą). No i pobyt. Pod nosem orków – ich potężnego lotnictwa i artylerii – grając na nosie wywiadowi. Ktoś tu kogoś właśnie upokorzył. Znowu…

Nz. Wołodymyr Zełenski w Charkowie/fot. Urząd Prezydenta Ukrainy

A jeśli chcesz mnie wesprzeć w dalszym pisaniu:

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Autor

Marcin

I am freelance journalist, writer, blogger, author of military-themed blog bezkamuflazu.pl. During my journalist activities, I covered multiple conflicts and humanitarian crisises – in Iraq, Afghanistan, Ukraine, Georgia, Lebanon, Uganda and Kenya. In years 2009-2014, I wrote blog zafganistanu.pl dedicated to Afghan war, deployment of Polish Forces and veteran’s affairs. I am also author or co author of non-fiction books and political-fiction novels including „Międzyrzecze” and recently published „Stan wyjątkowy”.