W rosyjskim Rostowie nad Donem, oddalonym od najbardziej wysuniętych miejsc frontu o niemal 150 km, pojawiły się ślady paniki. Oto bowiem kwaterę główną Południowego Okręgu Wojskowego – skąd dowodzi się „spec-operacją w Ukrainie” – wzbogacono o polowe umocnienia. Teoretycznie gmach znajduje się w zasięgu rakiet Storm Shadow, ale ziemne obwałowania na niewiele w przypadku takiego ataku by się zdały. Fortyfikacje służą ochronie na wypadek uderzenia z lądu. Takiego, jak przed trzema tygodniami przeprowadzili najemnicy z Grupy Wagnera. Podwładni prigożyna zajęli wówczas budynek dowództwa okręgu bez większych problemów; brakuje doniesień, by ktokolwiek stawiał im opór. Dziś w sąsiedztwie gmaszyska roi się od patroli, a wokół niego rozciąga się zaimprowizowany mur.
Czego, będąc przecież u siebie, boją się rosjanie? Kolejnej rebelii?
Bunt prigożyna ujawnił poważne wewnętrzne napięcia w rosyjskim systemie władzy, obejmującym także dowództwo wojskowe. Pisząc na ten temat, przewidywałem, że ciąg dalszy nastąpi, że objawią się kolejni buntownicy. To, co dzieje się wokół dowództwa najlepszej rosyjskiej armii, 58. Ogólnowojskowej, niesie obietnice kolejnych poważnych ruchawek. Walcząca na Zaporożu armia właśnie straciła dowódcę. Dwa dni temu pojawiły się na ten temat pierwsze informacje (podawane przez rosyjskie źródła – tzw.: wojennych blogerów), z których wynikało, że gen. iwan popow został pozbawiony dowództwa i „wysłany na pierwszą linię” przez szefa sztabu generalnego walerija gierasimowa. Miała to być kara za zwrócenie przełożonym uwagi na pilną konieczność zluzowania walczących od początku czerwca, i już wcześniej przez wiele miesięcy nierotowanych, żołnierzy 58. Armii.
W tym samym czasie doszło do innego ciekawego wydarzenia. Nie wiemy, kto przejął obowiązki zdymisjonowanego 11 lipca popowa – i czy w ogóle ktokolwiek został w to miejsce wyznaczony. Ale tego samego dnia na zapasowym stanowisku dowodzenia (ZSD) 58. Armii – zlokalizowanym w hotelu Diuna pod Berdiańskiem – pojawił się oleg cokow, zastępca dowódcy Południowego Okręgu Wojskowego, w skład którego wchodzi 58. Armia. Gen. cokow przybył do ZSD w towarzystwie co najmniej kilkunastu wyższych rangą oficerów. Po co? ZSD organizowane jest dla zapewnienia ciągłości dowodzenia wojskiem, by w razie obezwładnienia głównego stanowiska przejąć jego zadania. Funkcjonuje „w tle”, zajmując się monitorowaniem sytuacji, może również wyręczać zasadnicze dowództwo w sprawach związanych z zabezpieczeniem logistycznym. ZSD nie ujawnia swojej działalności, gdy dowodzenie odbywa się z głównego SD.
Czy cokow, albo któryś z towarzyszących mu oficerów, miał przejąć stery po popowie – i zaktywizować zapasowe stanowisko dowodzenia? Tego już się nie dowiemy, bo co najmniej trzy rakiety Storm Shadow obróciły zmieniony w kwaterę hotel w gruzy. Zginął cokow – do czego rosjanie już się przyznali – poległo też wielu innych oficerów, ale nie wiadomo, ilu dokładnie i jakie były ich rangi. Tak czy inaczej, na jakiś czas 58. Armia została bez dowódcy (którego dymisja oznacza zwykle odejście najbliższych współpracowników), oraz bez zapasowego stanowiska dowodzenia.
Nie podejmuję się oceny, jaka świadomość sytuacyjna towarzyszyła Ukraińcom, gdy posyłali storm shadowy na Berdiańsk, ile i czy w ogóle wiedzieli o zamieszaniu w rosyjskim dowództwie.
Jeszcze wczoraj informacja o wyrzuceniu popowa uchodziła za plotkę, ale w środę wieczorem potwierdził ją sam zainteresowany. W oświadczeniu udostępnionym na Telegramie przez jednego z rosyjskich parlamentarzystów, generał opowiada o okolicznościach dymisji. Mój boziu, czego tam nie ma.
– Nie miałem prawa kłamać – mówi popow i oskarża o zdradę państwa – a jakże – ministra obrony siergieja szojgu. Odwołany generał zapewnia, że nakreślił najwyższemu dowództwu wszystkie problematyczne kwestie w rosyjskiej armii „dotyczące pracy bojowej i zaopatrzenia” podczas inwazji na Ukrainę i walk w obwodzie zaporoskim. Twierdzi, że zwracał uwagę sztabowi generalnemu na brak zdolności przeciwpancernych, brak stanowisk rozpoznania artyleryjskiego oraz na masowe zgony i obrażenia „naszych braci od artylerii wroga”. – W związku z tym co przekazałem, wyżsi dowódcy najwyraźniej wyczuli we mnie jakieś niebezpieczeństwo i szybko, w ciągu jednego dnia, wymyślili rozkaz; minister obrony go podpisał i się mnie pozbył – żali się popow.
Lecz najlepszy jest fragment jak żywo przypominający narrację o „nożu wbitym w plecy” – utyskiwania niemieckich oficerów z końca I wojny światowej (podchwycone później przez nazistowską propagandę).
– Nasza armia powstrzymała frontalne ataki Sił Zbrojnych Ukrainy, ale zostaliśmy uderzeni od tyłu przez wyższe kierownictwo. Zdradziecko i podstępnie dekapitujące armię w najtrudniejszym i najbardziej napiętym momencie – mówi popow, sugerując, że taką ocenę sytuacji podziela „wielu dowódców pułków i dywizji”.
Nie wiem, jaki stosunek do popowa ma dowództwo Południowego Okręgu Wojskowego, ale raduje mnie ów zbieg okoliczności: odwołanie niepokornego dowódcy, który zapewne nie jest sam w swej buntowniczej postawie, oraz fortyfikowanie kwatery głównej okręgu. Fortyfikujcie towarzysze, fortyfikujcie. Ale nie zapominajcie, że wróg może się ujawnić od środka. Ja byłbym czujny jak śledczy z NKWD…
—–
Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
- wystarczy kliknąć TUTAJ -
Nz. Siedziba dowództwa Południowego Okręgu Wojskowego/fot. Gawarit Niemoskwa