Odpowiedzialność

W ubiegłym tygodniu brytyjskie samoloty transportowe przerzuciły na Ukrainę 2 tys. lekkich zestawów przeciwpancernych oraz 30-osobową grupę szkoleniowców. „To broń krótkiego zasięgu i defensywna. (…) nie zagraża ona Rosji, ma być używana do samoobrony”, mówił w Izbie Gmin szef brytyjskiego resortu obrony, Ben Wallace. Co ciekawe, trasa maszyn RAF-u wiodła nad Morzem Północnym, Danią, Bałtykiem i Polską – omijając Niemcy. Brytyjczycy nie poprosili Berlina o zgodę na przelot, gdyż niemiecki rząd od dłuższego czasu komunikuje, że nie popiera dozbrajania Ukrainy. Kijów ma tę postawę Niemcom za złe i oczekuje rezygnacji z „moralnie niegodziwej blokady” oraz „pilnego zaopatrzenia Ukrainy w potrzebne uzbrojenie obronne”. Cytowane słowa padły z ust Andrija Melnykowa, ukraińskiego ambasadora w RFN. Dyplomata podkreślił, że Niemcy „ponoszą za Ukrainę taką samą historyczną odpowiedzialność, jak za Izrael”. Z czego ma ona wynikać? Na skutek działań wojennych z lat 1941-45 i okupacji ukraińskich terenów ZSRR, śmierć poniosło co najmniej 7 mln Ukraińców. To więcej niż 6 mln ofiar Holocaustu, który stał się podstawą dla specyficznych kontaktów między RFN a Izraelem. Relacji w istotnej mierze opartych o militarne wsparcie dla Jerozolimy.

Wymowne gesty pojednania

Latem 2020 r., po raz pierwszy w historii, izraelskie siły powietrzne wysłały myśliwce do Niemiec na ćwiczenie z Luftwaffe. Poza zadaniami szkoleniowymi zrealizowano wówczas symboliczne przeloty – pierwszy nad bazą Fürstenfeldbruck, by upamiętnić izraelskich sportowców, zabitych przez palestyńskich terrorystów podczas igrzysk w 1972 r. Drugi nad dawnym hitlerowski obozem koncentracyjnym w Dachau, gdzie pojawiła się też delegacja z udziałem ówczesnej minister obrony RFN i ambasadora Izraela w Niemczech. Jesienią 2021 r. doszło do rewizyty – tym razem myśliwce obu krajów, pilotowane przez dowódców tych formacji, przeleciały nad stolicą Izraela. Wcześniej niemiecki generał Ingo Gerhartz – razem ze swym izraelskim odpowiednikiem, gen. Amikamem Norkinem – odwiedził Instytut Jad Waszem. „Wciąż czujemy cierpienie żydowskich ofiar Szoa (…), a nasza odpowiedzialność nie wygaśnie”, zapewniał Niemiec. Jego Eurofighter przyleciał na Bliski Wschód, odświętnie przemalowany w barwy izraelskiej i niemieckiej flagi.

Tyle współczesności; historia niemiecko-izraelskiej współpracy wojskowej sięga 1957 r. To wówczas doszło do potajemnego spotkania Szymona Peresa, odpowiedzialnego za zakupy broni dla Izraela, z Franzem Josefem Straussem, ministrem obrony RFN. Młode żydowskie państwo na gwałt potrzebowało broni i wyposażenia wojskowego – kolejna wojna z arabskimi sąsiadami, zapowiadającymi „wrzucenie syjonistów do morza”, wisiała na włosku. Żydom tymczasem brakowało gotówki, a stosunki z Ameryką Eisenhowera znajdowały się w krytycznym momencie. Peres poprosił więc Straussa o darmowe dostawy sprzętu z zasobów Bundeswehry. I Niemiec się zgodził – przy pełnym, choć nieformalnym poparciu całego rządu. Odtąd, przez kilka lat, do Izraela trafiały statki po brzegi wyładowane czołgami, samolotami, działami, amunicją i częściami zamiennymi. Gdyby nie te dostawy, Izraelczycy prawdopodobnie przegraliby wojnę sześciodniową z 1967 r.

Gwarancje atomowych delfinów

Z czasem współpraca wojskowa Niemiec i Izraela stała się jawna, choć – z uwagi na rosnące zagrożenie palestyńskim terroryzmem – raczej dyskretna. Pomogło temu nawiązanie stosunków dyplomatycznych między oboma krajami w 1965 r. Obecnie w arsenale armii izraelskiej znajduje się sporo broni rodzimej konstrukcji, mnóstwo amerykańskiej, ale nie brakuje też produktów made in Germany. To w niemieckich stoczniach zbudowano okręty podwodne klasy Dolphin i Dolphin II. Jedne z najlepszych na świecie (jeśli nie najlepsze) czołgi Merkawa Mk IV napędzane są niemieckimi silnikami i strzelają z armat Rheinmetall, produkowanych na niemieckiej licencji. Izraelskie ministerstwo obrony wybrało niedawno amerykańsko-niemiecką przekładnię automatyczną dla nowego kołowego transportera piechoty Eitan. Przykładów można by mnożyć, choć żaden system uzbrojenia i rozwiązanie technologiczne nie będą tak istotne, jak wspomniane okręty Dolphin. Pierwszy z nich trafił do służby w 1999 r., ostatni, szósty, w 2019. Budowę dwóch pierwszych jednostek sfinalizowali Niemcy, kosztami trzeciej oba kraje podzieliły się po połowie. W 2006 r. Izrael zamówił dwa okręty Dolphin II warte po ok. 500 mln euro każdy, z czego Niemcy zapłaciły 1/3 tej kwoty. Pięć lat później podpisano kontrakt na szósty okręt, w ramach którego niemiecka subwencja zamknęła się w kwocie 135 mln euro. Kilka lat temu rząd Angeli Merkel zgodził się na sprzedaż kolejnych trzech okrętów (mają wejść do linii do końca bieżącej dekady). Tym razem Niemcy pokryją 30 proc. kosztów, wyliczonych na 540 mln euro.

Co istotne, mówimy o okrętach dostosowanych do przenoszenia pocisków manewrujących, uzbrojonych w głowice jądrowe o mocy 200 kT (dla porównania, moc bomby zrzuconej na Hiroszimę wynosiła 16 kT). Izrael nigdy oficjalnie nie potwierdził, że posiada broń jądrową, ale zakulisowo wielokrotnie dawał do zrozumienia swoim wrogom, że próba zniszczenia państwa żydowskiego spotka się ze srogą ripostą. Najważniejszym elementem tej strategii odstraszania są dziś dyżury „stalowych delfinów”, z których każdorazowo dwa przebywają gdzieś w morzu, gotowe do śmiercionośnego kontrataku. Dodajmy, że rozwijanie izraelskich technologii atomowych również odbyło się za pieniądze z RFN. W 1960 r. jeden z zachodnioniemieckich banków w większości kontrolowanych przez państwo, przekazał 2 mld marek na humanitarny projekt przekształcenia pustyni Negew w grunty rolne. Pieniądze trafiły tam, gdzie zapowiadano, ale – za zgodą Niemców – użyto ich do zgoła innego celu – rozbudowy Nuklearnego Centrum Badawczego.

Oczywiście, transfer technologii i uzbrojenia odbywa się również w drugą stronę. W 2010 r., podczas szczytowego zaangażowania NATO w Afganistanie, Bundeswehra kupiła w Izraelu samoloty zwiadowcze Heron. Niemcy nie dysponowały wtedy własnym odpowiednikiem drona o podobnych parametrach. Tak jak dziś nie dysponują równie skutecznym co izraelski systemem ochrony aktywnej czołgów. Zimą minionego roku spółka Rafael poinformowała o podpisaniu z niemieckim rządem umowy na dostarczenie i integrację zestawów Trophy dla czołgów Leopard 2. Kontrakt ma zostać zrealizowany w latach 2024-25. Kilka miesięcy później koncern Israel Aerospace Industries ujawnił, że niemieckie wojska lądowe otrzymają radary pola walki, produkowane przez IAI. Tym razem terminy dostaw sprzętu – z pakietami szkoleniowym i wsparcia oraz częściami zamiennymi – zaplanowano na lata 2022-24.

Palestyńska kość niezgody

Zażyłe relacje niemiecko-izraelskie nie mają wyłącznie militarnego wymiaru. Zaś ich beneficjantami są nie tylko instytucje z obu państw. Claims Conference (ang. Konferencja Roszczeniowa) to międzynarodowa organizacja działająca na rzecz zapewnienia odszkodowań, restytucji mienia oraz pomocy ocalałym z Holocaustu i spadkobiercom ofiar. Powołano ją w Nowym Jorku w 1951 r., w oparciu o 23 organizacje żydowskie, z wiodącą rolą Światowego Kongresu Żydów. To wówczas odbyły się pierwsze negocjacje z Niemcami Zachodnimi, których format jest kontynuowany rokrocznie aż do dziś. Tylko w 2021 r. Konferencja rozdysponowała prawie 660 mln dol. w formie bezpośrednich odszkodowań dla 260 tys. osób z 83 krajów. Przez cały okres działalności, Claims Conference wynegocjowała od Niemiec niemal 90 mld dol. Tych pieniędzy z pewnością by nie było, gdyby nie niemieckie poczucie winy.

Mówiła o nim w 2008 r., podczas słynnego przemówienia w Knesecie, poruszona Angela Merkel. „Właśnie w tym miejscu chcę wyraźnie podkreślić: każdy rząd Niemiec i każdy kanclerz przede mną, byli świadomi historycznej odpowiedzialności Niemiec za bezpieczeństwo Izraela. Ta odpowiedzialność jest elementem racji stanu naszego państwa. (…) bezpieczeństwo Izraela jest dla mnie, jako niemieckiej kanclerz, czymś niepodlegającym dyskusji”, zapewniała polityczka, która podczas 16 lat urzędowania odwiedziła Izrael aż siedem razy. Czy jej następca Olaf Scholz pozostanie równie pryncypialny? „Lewicowe skrzydła Zielonych i socjaldemokratów mają bardziej dwuznaczny stosunek do Izraela”, zauważył niedawno Politico. Annalena Baerbock, nowa szefowa niemieckiego MSZ, swego czasu sprzeciwiała się sprzedaży Izraelowi okrętów podwodnych. Kością niezgody pozostawała kwestia palestyńska, co do której własne zastrzeżenia głośno wyrażała również Merkel. A i tak nie popsuło to międzypaństwowych relacji. O tym, czy ulegną one istotnym zmianom, dowiemy się pewnie nieprędko – Niemcy mają dziś inne zmartwienia. Kraj boryka się z pandemią Covid-19, a na arenie międzynarodowej ogromnym wyzwaniem pozostaje kryzys ukraińsko-rosyjski, gdzie Berlin ma do odegrania niebagatelną rolę. Także z uwagi na swą „historyczną odpowiedzialność” wobec europejskich republik byłego ZSRR…

—–

Nz. INS Tanin (Krokodyl)/fot. Wikimedia Commons

Tekst opublikowałem w Tygodniku Przegląd, 5/2022

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Autor

Marcin

I am freelance journalist, writer, blogger, author of military-themed blog bezkamuflazu.pl. During my journalist activities, I covered multiple conflicts and humanitarian crisises – in Iraq, Afghanistan, Ukraine, Georgia, Lebanon, Uganda and Kenya. In years 2009-2014, I wrote blog zafganistanu.pl dedicated to Afghan war, deployment of Polish Forces and veteran’s affairs. I am also author or co author of non-fiction books and political-fiction novels including „Międzyrzecze” and recently published „Stan wyjątkowy”.