Jeszcze kilka dni temu wiele wskazywało na to, że przywódcy Zachodu godzą się z faktem nieusuwalności Baszara Asada. Świadomość, iż jest on w ogromnej mierze odpowiedzialny za syryjską masakrę, zaczęła ustępować pragmatycznemu przekonaniu, że prezydent – wespół z Rosjanami – ma spore szanse na zażegnanie trwającej już sześć lat wojny. Brutalnie, bezkompromisowo, ale za to bez masowego narażania życia zachodnich żołnierzy.
Dlaczego więc dziś rano na jedną z syryjskich baz spadły amerykańskie rakiety? Czyżby Biały Dom wciąż uważał Asada za przeszkodę? Niekoniecznie. Wedle oficjalnej amerykańskiej narracji, zniszczenie lotniska w al-Shajrat było odwetem za użycie gazu bojowego wobec ludności cywilnej – którego dopuściło się lotnictwo Asada kilka dni temu. W tym ujęciu odwet to rodzaj ostrzeżenia, wyznaczenia „cienkiej czerwonej linii” („na to wam pozwalać nie będziemy”) – i niekoniecznie musi oznaczać dalsze amerykańskie działania, jeśli syryjski rząd zaakceptuje te reguły.
Niebezpieczna próżnia
A jeśli, jak chcą niektórzy, zniszczenie wojskowej infrastruktury w al-Shajrat to początek czegoś większego? Pamiętajmy o priorytetach amerykańskiej, czy szerzej, zachodniej polityki wobec Syrii. Wspieranie tak zwanej opozycji okazało się działaniem nieefektywnym, na dłuższą metę sprzyjającym radykalizacji tych ugrupowań. Dziś większość z nich to islamska bandyteska. Dlatego już od dawna wysiłek zachodniej koalicji obrócony jest przeciwko Państwu Islamskiemu. Sukcesy nalotów – którym towarzyszą działania sił specjalnych – są niepodważalne. Zwłaszcza w połączeniu z naziemną ofensywą w sąsiednim Iraku, gdzie oddziały tamtejszej armii są de facto dowodzone przez Amerykanów. Skumulowany efekt tych działań jest taki, że terytoria IS kurczą się w zastraszającym tempie. Wcześniej równie szybko rosły, wykorzystując słabość państwowych struktur czy to Iraku, czy Syrii. Amerykanie muszą zatem być ostrożni w atakach na Asada. Niszczenie jego sił może bowiem znów stworzyć niebezpieczną próżnię. Chyba że sami zamierzają ją wypełnić, wysyłając na miejsce wojska lądowe. Pojedynczy atak rakietowy nie daje jednak ku temu żadnych przesłanek.
Miejsce w szeregu
Fakt, iż do niego doszło, należy również rozpatrywać w kontekście stosunków amerykańsko-rosyjskich. Kreml już potępił zniszczenie syryjskiej bazy, nazywając ów akt „agresją wobec suwerennego państwa”. To oczywista narracja, ciekawsze jednak będą dalsze kroki Moskwy. Asad jest jej sojusznikiem, rosyjska armia wspiera wojska Damaszku zarówno w powietrzu, jak i na lądzie. Czy Putin odważy się zareagować inaczej niż tylko na poziomie dyplomatycznym? Do tej pory hasał w Syrii jak chciał, wykorzystując fakt, iż światowy żandarm udawał, że tego nie widzi. Rósł zatem w oczach Rosjan, rosła też jego pozycja na arenie międzynarodowej, gdzie – przynajmniej niektórzy – zaczęli go postrzegać jako tego, który może wreszcie zakończyć syryjską wojnę. Zakładając konfrontacyjny model polityki Trumpa wobec Rosji, atak na Syrię to pokazanie Władimirowi Putinowi, gdzie jest jego miejsce w szeregu.
Bomby z Polski
I na koniec wątek polski. Niektóre media już pytają, co ewentualna eskalacja działań w Syrii oznacza dla Wojska Polskiego? Pamiętajmy, że w regionie już operują nasze F-16 – póki co w misji rozpoznawczej. Jednak w MON od dawna rozpatruje się zmianę charakteru zaangażowania na bojowe. To pomysł stary, rozważany zanim jeszcze polskie myśliwce znalazły się na Bliskim Wschodzie – w czasach poprzednich rządów. Dziś jednak ma więcej zwolenników, a i okoliczności niejako wymuszają takie posunięcie. Amerykanie coraz bardziej krytycznie przyglądają się kuracji, jaką naszej armii funduje Antoni Macierewicz. Dają temu wyraz, jak na razie zakulisowo. Powrót Wojska Polskiego na ścieżkę wojenno-ekspedycyjną, to sposób na obłaskawienie Waszyngtonu. Wojsko protestować nie będzie – myśliwcy głodni są takich wyzwań (jako jedyna z elitarnych formacji WP, nie brali dotąd udziału w operacjach bojowych). Ale nawet ten scenariusz nie oznacza, że nasi piloci będą obrzucać bombami pozycje wojsk Asada. Obszar działania pozostanie ten sam i będzie się wiązał z dobijaniem Państwa Islamskiego.
—–
Niezależnie od intencji Amerykanów, jedna rzecz jest absolutnie pewna – syryjska wojna musi się jak najszybciej skończyć. Bo cierpią na niej przede wszystkim niewinni cywile… Obóz dla uchodźców z Syrii, położony w północnym Libanie, luty 2016/fot. Marcin Ogdowski