Pomoc

Ukraińscy górnicy zwykle umierają zanim zdążą się zestarzeć. Wielu z nich ginie w wypadkach, będących efektem katastrofalnego stanu kopalnianej infrastruktury. Wielu – tuż po przejściu na emeryturę – zabijają zawodowe choroby i podły stan opieki medycznej. Wiktor Jakowlinicz tymczasem – choć musi wspierać się drewnianą laską – wciąż ma w sobie sporo życiowej energii, a na koncie 82 lata. Byłby zatem prawdziwym szczęściarzem, gdyby nie fakt, że kilkanaście miesięcy temu na Ukrainie wybuchła wojna domowa, a on musiał uciekać z Doniecka do Charkowa.

– Na starość przyszło mi włóczyć się po świecie – mówi, dodając, że sam nie miałby na to odwagi. Samotny, starszy mężczyzna zapewne zostałby w ostrzeliwanym Doniecku, gdyby nie pomoc sąsiadów. – Uciekliśmy razem, a młodzi – emerytowany górnik spogląda na towarzyszącą mu trzydziestoparoletnią kobietę – … zajmują się mną jak ojcem.

– Ma pan własne dzieci? – pytam.

Twarz mężczyzny smutnieje.

– Mam – odpowiada. – Dwie córki. Zostały tam, po drugiej stronie, ze swoimi rodzinami. Nie chciały opuszczać Ługańska, mówiły, że to się zaraz skończy, że trzeba mieć nadzieję. A wojna trwa i trwa i końca nie widać… – Jakowlinicz zawiesza głos. – Strasznie się o nie martwię – przyznaje po chwili.

Człowiek jak żywy bankomat

Z Wiktorem Jakowliniczem spotykamy się na przedmieściach Charkowa, w punkcie pomocy humanitarnej prowadzonym przez Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej. Staruszek właśnie odebrał kartę bankomatową do rachunku, na który PCPM przez pół roku będzie przelewał 1200 hrywien miesięcznie.

– Niech wam bóg błogosławi – mężczyzna dziękuje dwóm młodym wolontariuszkom, odpowiedzialnym za wydawanie kart. A ja pytam Rafała Farbisza, koordynatora PCPM na Ukrainie, skąd w ogóle pomysł, by pomagać w taki sposób.

– Kiedyś – wspomina Farbisz, weteran akcji humanitarnych – …zdarzało się, że miałem przy sobie  nawet 60 tysięcy dolarów. Górę forsy, którą ktoś mógłby się zainteresować i potraktować mnie jako żywy bankomat. Karty łatwiej przewieźć, nie rzucają się w oczy, a nasi wolontariusze nie stają się celem dla rabusiów. Oczywiście, ten system dystrybucji pomocy nie wszędzie się sprawdzi – pracujemy w wielu miejscach na świecie, w niektórych zwyczajnie nie ma bankomatów. Tu na szczęście możemy sobie na to pozwolić.

– Sami uchodźcy wiedzą najlepiej, czego im trzeba – stąd w ogóle idea przekazywania pieniędzy, a nie konkretnych produktów czy przedmiotów – dodaje mój rozmówca.

– Po ucieczce do Charkowa wynajęliśmy z mężem dwupokojowe mieszkanie – doniecczanka Tatiana Osipenko również otrzymała kartę PCPM. – „Uchodźcy i dwa pokoje?” – dziwili się niektórzy. Tacy, co to pewnie widzieliby nas w ciasnej, małej norze. A my dzieci dwójkę mamy – kobieta trzyma na rękach kilkumiesięczne niemowlę. – Oprócz tego maleństwa jeszcze synek siedmioletni, sparaliżowany. Potrzebujemy więc trochę więcej przestrzeni. Na szczęście mąż znalazł pracę, mamy za co żyć, ale gdyby nie ta pomoc, mielibyśmy problem z opłaceniem czynszu.

Dom rozbity – wracać nie ma gdzie

Uchodźców takich jak Tatiana i jej rodzina jest w liczącym milion czterysta tysięcy mieszkańców Charkowie ponad sto tysięcy. Karty PCPM trafią w tym roku do 550 z nich.

– Z jednej strony, kropla w morzu potrzeb – przyznaje Farbisz. – Z drugiej jednak, to aż pół tysiąca rodzin, z których większość trafiła tu dosłownie z niczym. Ludzie tak jak stali, tak uciekli z objętych walkami rejonów.

35-letnia Oksana Morozowa z jednego z poddonieckich miasteczek przyjechała do Charkowa z 9-letnim synem Bogdanem.

– A kursy języka polskiego prowadzicie? – pyta jedną z wolontariuszek. – Znam trochę polski – wyjaśnia mi nieco później. – Przez pół roku pracowałam w Przemyślu jako sprzątaczka i chciałabym tam wrócić.

– Wyjechać na zawsze czy tylko do pracy? – dopytuję.

Oksana wzdycha.

– Dom rozbity – wracać więc nie ma gdzie i po co. W Charkowie z robotą ciężko, zwłaszcza dla kobiety. Słowem, nic mnie tu nie trzyma. Ale realistką jestem, wiem, że w Polsce życie drogie. Że lepiej pojechać tam na jakiś czas, odłożyć trochę, i wrócić na Ukrainę. Synowi trochę lepszy start zapewnić.

Autor

Marcin

I am freelance journalist, writer, blogger, author of military-themed blog bezkamuflazu.pl. During my journalist activities, I covered multiple conflicts and humanitarian crisises – in Iraq, Afghanistan, Ukraine, Georgia, Lebanon, Uganda and Kenya. In years 2009-2014, I wrote blog zafganistanu.pl dedicated to Afghan war, deployment of Polish Forces and veteran’s affairs. I am also author or co author of non-fiction books and political-fiction novels including „Międzyrzecze” and recently published „Stan wyjątkowy”.