To, co działo się wczoraj wieczorem w rosyjskiej wojennej blogosferze, zasługuje na miano „pożaru w burdelu”. Mój boże, czegoż to ruskie nie napisały… Że czołgi ZSU zjeżdżają z obwodnicy Charkowa i kierują się na Biełgorod, że doszło do intensyfikacji walk wzdłuż całej linii frontu, że to najpewniej początek ukraińskiej kontrofensywy. Gdyby wziąć te sensacje na poważnie, można by odnieść wrażenie, że oto nadchodzi przełomowy moment wojny. Gdyby… Mimo później pory poświęciłem sprawie kilkadziesiąt minut – tyle wystarczyło mi, by zorientować się, że moskale albo niepotrzebnie wpadli w panikę, albo celowo robią zamieszanie. Pozostając na gruncie przywołanej analogii, podpalili burdel, a teraz udają spanikowanych sąsiadów, klientów i pracownice.
Skłaniam się ku opcji drugiej. Wiele można Z-blogerom zarzucić w kwestii ich obiektywności czy rzetelności, ale z pewnością są to osoby dobrze poinformowane. Nie mówimy tu o niezależnej prasie, a o propagandystach pracujących na zlecenie Kremla (mamy tu do czynienia z różnymi koteriami – jednym płaci MON, innym Wagner, jeszcze innym na przykład Gazprom – ale to wszystko dzieje się pod kremlowską „czapką” i nadzorem). No więc ludzie z takim wglądem w bieżącą sytuację na froncie dobrze wiedzieli, że Ukraińcy nie ruszyli. Dlaczego zatem narobili zamieszania?
Moim zdaniem, odpowiedź znajdziemy w Bachmucie, gdzie Ukraińcy rzeczywiście uderzyli na skrzydłach rosyjskiego zgrupowania walczącego o miasto. I odnieśli relatywnie duże sukcesy, zajmując kilka kilometrów kwadratowych terenu. Informacje napływające z Bachmutu są pełne sprzeczności i niejasności, ale wynika z nich z całą pewnością, że oddziały ukraińskie wczoraj wieczorem wzmogły presję. Do tego stopnia, że rosjanie stanęli przed widmem utraty kolejnych fragmentów miasta (i jego okolic), przede wszystkim zaś inicjatywy operacyjnej na tym odcinku frontu. Byłby to blamaż porównywalny z wcześniejszymi klęskami armii rosyjskiej pod Kijowem, w charkowszczyźnie i Chersoniu. Bo choć Bachmut to mała mieścina, rosjanie nadali mu ogromną propagandową rolę, a w dziewięciomiesięcznych zmaganiach stracili – wedle różnych źródeł – od 50 do 100 tys. zabitych i rannych. I teraz miałoby się okazać, że był to wysiłek daremny?
Sądzę, że rosyjska propaganda przygotowuje odbiorców na scenariusz utraty miasta bądź utrzymania status quo, czyli dalszych walk bez gwarancji szybkiego sukcesu. Ta druga opcja jest dla konsumenta rosyjskiego przekazu niemal równie irytująca, jak wycofanie się – dmuchanie balonika „Bachmut-za-chwilę-nasz”, szczególnie w okresie poprzedzającym dzień (pa)biedy, wywindowało oczekiwania na poziom, z którego upadek to gwarancja bolącego tyłka. Te przygotowania polegają na stworzeniu odpowiedniego kontekstu, narracji wielkiego ataku. „Odparliśmy i odeprzemy wszystkie ukraińskie uderzenia, no ale, wicie-rozumicie, Bachmutu (części pozycji w Bachmucie) zachować się nie udało”. Tak przedstawiona porażka – albo dalszy brak sukcesu – boli trochę mniej.
O ile szum wywołany rzekomym zmasowanym ukraińskim atakiem był ściemą, o tyle reakcje na dostarczenie przez Wielką Brytanię rakiet Storm Shadow wywołały u ruskich autentyczny lęk. Mowa bowiem o pociskach manewrujących dalekiego zasięgu (powyżej 300 km), przeznaczonych do rażenia punktów dowodzenia, centrów logistycznych, baz lotniczych oraz elementów krytycznej infrastruktury. Zeszłoroczne pojawienie się himarsów najpierw zdemolowało rosyjską logistykę, a później solidnie ją pokomplikowało, gdyż zmusiło rosjan do odsunięcia składów na odległość 100 km od linii frontu. Teraz obszar rażenia znaczącą się powiększył, co oznacza nie tylko kolejne dotkliwe zniszczenia, ale następny kłopotliwy w konsekwencjach odskok baz logistycznych i centrów dowodzenia. Oczywiście, Storm Shadow nie są wunderwaffe – jak każde pociski manewrujące i je można zestrzelić, ale wymaga to angażu sporych sił i środków, a rosjanie mają coraz mniejszą swobodę w dysponowaniu własną OPL. „Stormy” zrzuca się z samolotów, co może się okazać ukraińskim „wąskim gardłem” – niedostatek samolotów i rosyjska przewaga w powietrzu będą determinować sposób i zakres użycia tej broni. No i Ukraińcy nie mogą liczyć na jakieś wielkie dostawy – mówi się o najwyżej kilkuset rakietach. „Małych” kilkuset, bowiem RAF nie posiada ich więcej niż tysiąc, a to z magazynów sił powietrznych Wielkiej Brytanii pochodzą przekazywane Ukrainie pociski.
Tym niemniej to i tak kilkaset powodów do zmartwień dla dowództwa rosyjskiej armii, które dodatkowo staje przed koniecznością oswojenia się z myślą, że nawet z dala od frontu coś może mu spaść na głowę.
Dziś to tyle – siadam za chwilę do tekstu o incydencie rakietowym i jego skutkach. Sprawa rosyjskiego pocisku, którego wrak znaleziono pod Bydgoszczą, przeradza się w demoralizującą aferę – nie mam mocy, by temu przeciwdziałać, ale postaram się pewne rzeczy wyjaśnić. Zainteresowanych moją opinią i ustaleniami zapraszam do lektury w poniedziałek. Dobrego weekendu!
—–
Zbieranie informacji i ich opracowywanie to pełnowymiarowa praca. Będę zobowiązany, jeśli mnie w tym wesprzecie. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
- wystarczy kliknąć TUTAJ -
Nz. Opuszczone rosyjskie pozycje pod Bachmutem/fot. ZSU