Wczoraj skończyło się moje wypowiedzenie, dziś nie jestem już członkiem zespołu redakcyjnego Interia.pl. Po 14 latach pracy. Sporo czasu zważywszy na fakt, że jestem w zawodzie od (dokładnie co do dnia!) 21 lat.
Trzy razy zabierałem się za napisanie czegoś, co byłoby rodzajem pożegnalnego listu. I dwa razy kasowałem całkiem obszerne już akapity.
Interia to historia, coś, czego nie muszę już przeżywać – ani dobrze, ani źle. I gdy to sobie uświadomiłem, uznałem, że nic nie napiszę. Potem zaś zdałem sobie sprawę, że postępując w ten sposób, utwierdzę ileś tam osób w przekonaniu, że Ogdowski to „koleś, który otrząsa się i idzie dalej – jak czołg”. Tymczasem taki ze mnie czołg, jak z koziej dupy trąba.
Muszę więc coś naskrobać.
A choćby to, że zostawiłem w Interii kawał życia i masę zdrowia. I nie chodzi tylko o skutki tych kilkunastu miesięcy spędzonych na wojnach. Lata walki z systemowym „niedasizmem” i próbami prewencyjnej cenzury też „ryły beret” i „czochrały bebechy”. Zwłaszcza w połączeniu z presją na wynik kosztem jakości, wiecznym niedoczasem i przeciążeniem obowiązkami (z nadgodzin i pracy w weekendy, symbolicznie rekompensowanych, dałoby się wykroić połówkę kolejnego etatu; tak było przez ponad 10 lat). No i jeszcze te personalne potyczki, w które czasem i ja nonszalancko się angażowałem. Niezależnie od pobudek (a zwykle chciało się ratować świat), zawsze z takim samym skutkiem – z ciałem krzyczącym na różne sposoby, że ma już dość.
Ale to nie tak, że kroczyłem jedynie drogą przez mękę. Boże broń! Mimo „szczęścia” do niefajnych ludzi i sytuacji, udało się zrobić w Interii, i dzięki Interii, wiele wartościowych rzeczy. Samemu i we współpracy z gronem świetnych osób, których – zwłaszcza przed 2015 rokiem i „dobrą zmianą” – było tam naprawdę sporo. Najważniejsza (i o niej tylko wspomnę, bo jednak nie będę się rozpisywał), to zmiana dyskursu na temat wojny w Afganistanie. To ja, mój blog i mój portal w ogromnym stopniu przyczyniliśmy się do tego, że o polskim zaangażowaniu pod Hindukuszem przestano mówić jako o misji stabilizacyjnej/pokojowej. Że zaczęto używać adekwatnego określenia „wojna”. Nikt nie zrobił wówczas więcej, a kto pamięta czasy zAfganistanu.pl, ten dobrze wie, o czym piszę.
I choćby z tego powodu postaram się pielęgnować te dobre wspomnienia. Pomaga mi w tym „półeczka chwały”, z wieloma odznaczeniami i nagrodami, zdobytymi w „interiowych czasach”. Nie bez znaczenia jest też świadomość, że Interia to już nie „moja bajka”, że nie byłbym w stanie zaakceptować linii redakcyjnej i samej idei dziennikarstwa internetowego w jej portalowym wydaniu. Czas wyleczyć siniaki i wrócić do „papierowych” korzeni, nade wszystko zaś skupić się na książkach. Odnaleźć to, co przez lata dawało paliwo i nie pozwalało skisnąć – radość Z i szacunek DLA własnej pracy. Jako takiej, a nie wybranych jej fragmentów.
Szanowni Interianie – oraz ci mniej szanowni – dzięki za wszystkie nauki i nauczki.
—–
Nz. Autor w początkach pracy w Interii.