O „przesmyku suwalskim” mówi już nawet Al-Jazeera (swoją drogą, polecam śledzenie profilu na FB – narracja redakcyjna jest subtelnie prorosyjska, ale już lektura komentarzy to podróż bez trzymanki poza naszą, zachodnią bańkę informacyjną; Arabowie modlą się za Putina i trzymają kciuki za Rosję, Polska zaś… głoduje).
Ale wrócimy na przesmyk, o którym ostatnio znów jest tak głośno, także w zagranicznych mediach. Nie wiem, co za geniusz geopolityki wymyślił to określenie. Komu wyszło, że Rosjanie będą dążyć do zajęcia kawałka Suwalszczyzny, by tym samym odciąć kraje nadbałtyckie od lądowego połączenia z NATO.
Zerkając na mapę, sprawa wydaje się oczywista. Ale… Ale wojskowi nie patrzą na mapy polityczne, bo z nich niewiele wynika. Kto zna tę część Polski (a ja znam bardzo dobrze), ten wie, jak koszmarnie ukształtowany jest tam teren. Jeziora, rzeki, bagna, lasy; cudowna przyroda to wróg każdej nacierającej armii.
Rosjanie o tym wiedzą, wiedzieli zanim brutalnie zdarzyli się z rzeczywistością w środkowej części Donbasu. Gdzie podobna topografia obnażyła ich niemoc w pokonywaniu przeszkód terenowych. Gdzie błyskawiczna w założeniu ofensywa wyhamowała niemal do zera przez rzeki i lasy.
Rosjanie nie oponowali, gdy swego czasu – parę lat wstecz, gdzieś u początków rządów PiS-u – wybuchła u nas przesmyko-suwalsko-histeria. Bo i po co mieliby to robić? Nasze polskie lęki były im na rękę, pozwalały bowiem pielęgnować mit groźnej Rosji, z którą trzeba się liczyć, bo uderzy tak, że zaboli.
Ale dajcie już spokój – zwracam się do domorosłych strategów i geopolityków. Przestańcie pierd…ć o tym przesmyku, bo to się kupy nie trzyma. Rosja nie zaatakuje teraz natowskiego kraju, a gdyby już – z jakichś absolutnie nieracjonalnych powodów – miała to uczynić, po co jej odcinać państwa nadbałtyckie, skoro mogłaby zająć je w 2-3 doby (patrz: podpis pod zdjęciem)? W sytuacji, w której „rąbanie” korytarza z Białorusi do obwodu kaliningradzkiego zajęłoby duuuuużo więcej czasu i wiązało się z przeniesieniem działań zbrojnych na teren jeszcze kolejnego kraju?
—–
Litwa, Łotwa i Estonia nie obronią się same, a zgromadzone tam siły NATO – wśród których, w ramach misji Air Policing, jest także komponent lotniczy – nie wystarczą do powstrzymania rosyjskiej agresji. Obecna doktryna Sojuszu zakłada, że państwa nadbałtyckie wpadną w łapy Rosjan – i że trzeba będzie je odbić (na co alianci, wedle jawnych dokumentów, dają sobie 180 dni). Nz. jeden z polskich F-16, które regularnie biorą udział w misjach AP/fot. Bartek Bera
A jeśli chcesz mnie wesprzeć w dalszym pisaniu, także książki: