Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI) nie ma dobrych wiadomości i alarmuje, że po raz pierwszy od 1991 r. możliwy jest wzrost potencjału nuklearnego na świecie. A przecież już to, co obecnie znajduje się w silosach i magazynach, wystarczyłoby do wielokrotnego zniszczenia naszej cywilizacji. 90% światowego potencjału atomowego posiadają Rosja i USA (odpowiednio 6 tys. i 5,4 tys. głowic), reszta wyjątkowo śmiercionośnej broni zalega w arsenałach Wielkiej Brytanii, Francji, Chin, Indii, Pakistanu, Izraela i Korei Północnej. „Mamy wyraźne oznaki, że redukcje przeprowadzane od zakończenia zimnej wojny, właśnie dobiegły końca”, mówi Hans Kristensen z Programu Broni Masowego Rażenia SIPRI. Łączna liczba pocisków nuklearnych zmalała w ciągu minionego roku o niespełna 400 sztuk (do 12,7 tys.), a proces ten wynikał przede wszystkim z konieczności utylizacji najstarszych głowic. „Państwa posiadające broń jądrową zwiększają lub modernizują arsenały, a większość zaostrza retorykę nuklearną i rolę, jaką broń atomowa odgrywa w ich strategiach”, konkluduje Wilfred Wan, dyrektor Programu.
Strach tykać…
Inwazja Rosji na Ukrainę i wsparcie wojskowe Zachodu dla Kijowa zwiększyły napięcia wśród państw posiadających głowice. „Ryzyko użycia tego rodzaju broni jest największe od dziesięcioleci”, twierdzą analitycy SIPRI. Dodać należy, iż marne rosyjskie postępy w Ukrainie i ujawniona przy tej okazji kiepska kondycja konwencjonalnych sił zbrojnych Federacji, zwiększają jeszcze jedno ryzyko. Moskwa chroni się dziś za nuklearną tarczą, bez której inaczej wyglądałaby współpraca NATO z napadniętym krajem. Ryzyko atomowej eskalacji i ponawiany co rusz jądrowy szantaż Kremla, powściągają zachodnich przywódców przed otwartą konfrontacją, która zakończyłaby się niechybną klęską Rosji. Dla innych państw – zwłaszcza bandyckich reżimów – jest oczywiste, że tylko atomowy argument zapewni im bezpieczeństwo. Można więc założyć, że zwiększą wysiłki mające na celu pozyskanie takiej broni. Pouczający jest tu także przykład Korei Północnej, której „strach tykać”, bo skutki dla całego regionu mogą być dramatyczne.
W tym kontekście łatwiej zrozumieć decyzję Chin, posiadających stosunkowo skromny zasób 350 głowic jądrowych. Z danych pozyskanych przez Departament Obrony USA wynika, że Pekin planuje podwoić arsenał do 2027 r., a trzy lata później dysponować już tysiącem pocisków. Służby wywiadowcze donoszą o trwających w ChRL pracach budowlanych, w wyniku których powstanie około 300 nowych silosów rakietowych. Tym wysiłkom – oraz sytuacji we wschodniej Europie – z niepokojem przyglądają się w Tokio. Kilka tygodni temu ministerstwo obrony Japonii, w dorocznym raporcie znanym jako „Biała Księga Obronna”, wyraziło „głębokie zaniepokojenie agresywnymi działaniami Chin i Rosji”. Efekt? Japoński rząd nie ustanowił maksymalnego pułapu wydatków na obronność w kolejnym roku fiskalnym (co czyniono w projektach budżetu w poprzednich latach, by tym sposobem unikać niekontrolowanego wzrostu długu publicznego). W bieżącym roku fiskalnym nakłady Japonii na wojsko zaplanowano na poziomie 5,4 bln jenów, co odpowiada kwocie 40 mld dol. Dla porównania, tegoroczny budżet polskiego MON ma równowartość 13,7 mld dol.
Trzech prowodyrów
A kolejne będą tylko wyższe, gdyż Polska planuje podnieść wydatki zbrojeniowe do 3% PKB już w 2023 r (w 2020 było to 2,1%). Jak zauważa sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, Sojusz przechodzi obecnie „największą przebudowę obrony zbiorowej i odstraszania od czasów zimnej wojny”. Statystki mogą się tu wydawać nieco mylące, bo zaledwie 9 z 29 obecnych członków Paktu (posiadających siły zbrojne), łoży na armie ustalony w 2014 r. pułap 2% PKB. Poza Polską są to: Grecja (3,76%), USA (3,47%), Litwa (2,36%), Estonia (2,34%), Wielka Brytania (2,12%), Łotwa (2,10%), Chorwacja (2,03%) i Słowacja (2,00%) – co znamienne, w większości państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Rumunia i Francja, które osiągnęły już dwuprocentowy cel, w 2022 r. spadły nieznacznie poniżej tego progu. Stawkę zamykają więksi i zasobniejsi członkowie NATO – Niemcy, Kanada, Włochy i Hiszpania. Ale w liczbach rzeczywistych budżety wojskowe tych krajów i tak pozostają imponujące (np.: Berlin w 2021 r. przeznaczył na cele obronne 56 mld euro), no i nie bez znaczenia są podjęte niedawno zobowiązania do odnowienia potencjału wojskowego, zaniedbanego przez ostatnie 30 lat. Najdalej w tym zakresie idą Niemcy, przeznaczając na armię dodatkową kwotę (poza bieżącymi budżetami) 100 mld euro w zaledwie pięć lat.
Dramatyczne wzrosty dotyczą także innych krajów. Kazachstan na kolejny rok zwiększa budżet wojskowy o 900 mln dol. – do kwoty 1,7 mld dol. (mamy więc do czynienia z więcej niż podwojeniem wydatków!). Jednocześnie kraj – dotąd blisko związany z Moskwą – zacieśnia stosunki z ChRL z jednej strony, i krajami NATO z drugiej. Powodem takiej wolty są ambicje geopolityczne Władimira Putina, obnażone po całości wraz z napaścią na Ukrainę. Działania Rosji są zatem impulsem do zbrojeń nie tylko w obszarze euro-atlantyckim – gdzie sprawy przyśpieszyły po aneksji Krymu w 2014 r. – ale też w centralnej Azji. Trzeba jednak podkreślić, że odpowiedzialność za remilitaryzację świata rozkłada się i na inne podmioty. Rosja istotnie, od 2000 r. począwszy wydawała wiele, próbując odzyskać status supermocarstwa. Ponad dekadę temu była jednym z nielicznych krajów, które nie obcięły wydatków na wojsko w następstwie kryzysu z 2008 r. W 2021 r., gdy gromadziła żołnierzy wzdłuż ukraińskiej granicy, nakłady na obronność sięgnęły 65,9 mld dol., czyli 4,1% PKB. Ale to Chiny od 30 lat napędzają indo-pacyficzny wyścig zbrojeń. Niezwykle spektakularne są także wzrosty wydatków militarnych USA po 11 września 2001 r.
Ktoś straci, ktoś zarobi
Według SIPRI, w ciągu dekady (licząc od początku 2012 do końca 2021 r.), światowe wydatki na zbrojenia wzrosły o 12%. Rok do roku (2020-21) powiększyły się o nieznaczne 0,7%, lecz i tak pierwszy raz w historii przekroczyły 2 bln dol. (dokładnie było to 2,11 bln dol.). W 1989 r. globalne wydatki na cele wojskowe zamknęły się w kwocie 1,7 bln dol., a 10 lat później wyniosły „tylko” 1,2 bln dol. To właśnie wtedy – po „biednym” 1999 r. – ma swój początek trend wzrostowy dotyczący zbrojeń. Wśród państw wydających najwięcej na wojsko w 2021 r. znalazły się USA – 801 mld dol. (38% udziału w światowych wydatkach), Chiny – 293 mld dol. (14%), Indie – 76,6 mld dol. (3,6%), Wielka Brytania – 68,4 mld dol. (3,2%) i Rosja – 65,9 mld dol. (3,1%). Zastrzec należy, że chińskie i rosyjskie dane są oficjalnymi – rzeczywiste nakłady bez wątpienia były większe. Nie zapominajmy również o innej sile nabywczej dolara w krajach Zachodu i u pozostałych liderów (w Chinach czy Rosji za miliard dolarów można kupić więcej niż w Stanach). Zdaniem analityków, koszty rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz wywołane przez nią militarne wzmożenie sprawią, że tegoroczne wydatki zbrojeniowe przekroczą pułap 2,3 bln dol.
Ktoś straci – bo wojna to śmierć i zniszczenie – ale ktoś też zarobi. Według SIPRI, w latach 2017–2021 największymi eksporterami uzbrojenia były USA z 39-procentowym udziałem w światowym rynku. Kolejne miejsca zajmowała Rosja (19%), Francja (11%), Chiny (4,6%) i Niemcy (4,5%). Amerykańska broń trafiała do 103 państw; w wielu z nich koncerny z USA zdominowały miejscowe rynki. Rosja eksportowała broń do Indii, Egiptu, Chin, Algierii, Wietnamu, Iraku, Kazachstanu i Białorusi. Chiny zyskały status wiodących dostawców w Pakistanie, Bangladeszu i Mjanmie. W gronie największych importerów znalazły się Indie (11% udziału w globalny imporcie), Arabia Saudyjską (11%), Egipt (5,7%), Australia (5,4%) i Chiny (4,8%). Stany zajęły 13. miejsce, Rosji zabrakło w pierwszej czterdziestce – oba państwa mają bowiem rozwinięte przemysły zbrojeniowe i pozostają w dużej mierze samowystarczalne. Jest jednak pewne „ale” – w czym kryje się też odpowiedź na pytanie o źródła przewagi amerykańskiej zbrojeniówki. Oferuje ona broń drogą, lecz niezawodną, znacząco lepszą od rosyjskich i chińskich odpowiedników. Hojnie dofinansowana, szybko opracowuje i wdraża kolejne systemy. Chińczycy wciąż takiej wydajności nie osiągnęli, Rosjanie zmagają się z technologicznym zapóźnieniem – dlatego ich broń pozostaje głównie ofertą dla biednych. Ci drudzy mają teraz dodatkowy kłopot – odcięto ich od zachodnich komponentów, a ciężkie straty w Ukrainie zmuszają do skupienia wysiłków na odbudowie własnej armii. Chiny już ostrzą sobie zęby na porzucone przez Rosję rynki…
—–
Nz. Eksplozja głowicy jądrowej/fot. Departament obrony USA
Tekst opublikowałem w Tygodniku Przegląd, 34/2022
A jeśli chcesz mnie wesprzeć w dalszym pisaniu, także książki: