Już za kilka dni 81. rocznica bitwy pod Lenino (niegdyś hucznie obchodzona, także jako święto Wojska Polskiego). Jatki, którą niedoświadczonemu wojsku zafundowała sowiecka generalicja, z Józefem Stalinem na czele. Mimo ogromnych strat 1 Dywizja Piechoty przetrwała, ale co by się stało, gdyby została kompletnie zniszczona? Sądzę, że powojenne losy Polski mogłyby potoczyć się inaczej – oto próba ich „rekonstrukcji”. Napisałem ten tekst kilkanaście lat temu – w czasach fascynacji historią alternatywną. Zapomniałem, że powstał, „odkopany” i odrobinę odświeżony podoba mi się na tyle, że chciałbym się nim podzielić. Z zastrzeżeniem, że to przede wszystkim intelektualna rozrywka; proszę więc nie traktować artykułu całkiem serio i dać się ponieść formule.
Gdy dziś analizuje się przebieg bitwy pod Lenino, nie brakuje głosów, że Stalin celowo wysłał naszych żołnierzy na śmierć. Statystyka oraz odrobina znajomości wojskowej taktyki i strategii, przemawiają na korzyść tych opinii. Oto bowiem, w walce o nieistotne pozycje, przy niedostatecznym wsparciu artylerii, śmierć poniosło 510 polskich żołnierzy, 776 zaginęło bądź dostało się do niewoli, a 1776 odniosło rany. W sumie 1 DP utraciła 25 proc. stanu osobowego!
A dodajmy, że są to dane podawane na użytek komunistycznej propagandy; niewykluczane, że rzeczywiste straty były jeszcze wyższe.
Po co Stalinowi zagłada nowosformowanej dywizji? Czy pozbycie się niewygodnych Polaków przyniosłoby mu więcej korzyści (satysfakcji?), niż perspektywa (faktycznie zrealizowana) legitymizacji powojennego ładu nad Wisłą, właśnie za pośrednictwem podporządkowanej Kremlowi polskiej armii?
Na to pytanie, bez samego Stalina, nie znajdziemy odpowiedzi. Wiemy natomiast, że najpierw polskie oddziały rzucono do samobójczej misji, a później je z niej wycofano. Czyżby generalissimus się opamiętał, uznał, że jednak potrzebuje Polaków? Być może.
Na użytek naszego scenariusza załóżmy, że Stalin pozostał konsekwentny w swojej brutalności. Co jest o tyle prawdopodobne, że swoich żołnierzy traktował właśnie w taki sposób.
—–
Cofnijmy się zatem do koszmarnego popołudnia 13 października 1943 roku. Wyczerpani i zdziesiątkowani Polacy nie są już stroną atakującą – zewsząd odpierają kontrataki Niemców. Dowodzący 1 DP gen. Zygmunt Berling zostaje wezwany do sztabu radzieckiej 33. Armii. Między jej dowódcą a Berlingiem dochodzi do karczemnej awantury – rosjanin zarzuca Polakom tchórzostwo i żąda odbicia utraconych miejscowości.
W rzeczywistości spotkanie kończy się poinformowaniem polskiego generała, że najbliższej nocy jego oddziały zostaną zluzowane przez jednostki armii czerwonej. W naszym scenariuszu Berling dowiaduje się, że na tyłach jego pułków rozlokowały się bataliony zaporowe NKWD. „Jeśli się cofniecie, oni będą strzelać…”, grozi Wasilij Gordow.
Tymczasem na pierwszej linii trwa prawdziwa jatka, najgorsza w miejscowości Połzuchy, którą Niemcy odbili popołudniu. Polaków dziesiątkują przede wszystkim „sztukasy” – bombowce nurkujące Ju-87. Radziecka artyleria albo milczy, albo pokrywa ogniem pozycje zajęte przez Polaków. I tak zaczęte przez Junkersy dzieło zniszczenia dopełniają straszliwie skuteczne katiusze…
Niemcy działają systematycznie, okrążając większe grupy naszych żołnierzy. Gdy Polakom kończy się amunicja, ci poddają się – część ginie na miejscu, rozstrzelana na rozkaz oficerów Wehrmachtu, część trafia do niewoli, by później zostać wykorzystana jako dowód, że „Polacy wolą niemiecką niewolę niż służbę dla Stalina”.
Dowódca jednej z kompanii nie wytrzymuje i nakazuje swoim ludziom odwrót. Biegnących na tyły żołnierzy mordują cekaemy enkawudzistów…
Nad ranem 14 października nad polem bitwy unosi się gęsta mgła. Gdzieniegdzie słychać jeszcze serie i pojedyncze wystrzały – to Polacy walczą z Niemcami i żołnierzami NKWD, którzy uniemożliwiają im przedostanie się na tyły. Wśród tych huków ginie pojedynczy wystrzał z pistoletu – Berling, który niczym widmo przez całą noc krążył po pozycjach, odbiera sobie życie strzałem w podniebienie…
Śmierć dowódcy to tylko symboliczne dopełnienie losu jego żołnierzy. 1 DP nie istnieje. Przez kilkanaście następnych dni NKWD poluje w okolicy na żołnierzy, którzy zdołali wyrwać się z sowiecko-niemieckich kleszczy. Oficerowie i podoficerowie trafiają przed sądy polowe armii czerwonej, które wydają tylko jeden wyrok. Szeregowi zostają wcieleni do kompanii karnych w jednostkach radzieckich. Później okaże się, że większość z nich jest zbyt niebezpieczna, by dawać im broń. Rozkazem sowieckiego naczelnego dowództwa dawni kościuszkowcy trafiają do batalionów budowlanych.
—–
Mimo usilnych starań moskiewskiej dyplomacji, dowództwa armii i samego Stalina, nie udaje się ukryć aktywnej roli rosjan w masakrze pod Lenino. Do Londynu i do okupowanej Polski płyną informacje, z których jasno wynika, że sowieci doprowadzili do wymordowania polskiego wojska. „Po Stalinie można się było tego spodziewać”, mówi na spotkaniu z polskim rządem emigracyjnym Winston Churchill. „Ale przez ten incydent nie zerwę współpracy z sowietami”, deklaruje. „Przynajmniej pozbyliście się konkurencji dla waszej armii na Zachodzie”, dodaje cynicznie brytyjski premier. Równie pragmatyczny okazuje się amerykański prezydent, który zapewnia Stalina, że choć czuje oburzenie i obrzydzenie, dostaw w ramach Land-Lease nie zawiesi.
Jednak informacja o radzieckich poczynaniach nie pozostaje bez reakcji na terenach, które zajmuje armia czerwona. W 1944 roku, już po jej wejściu na wschodnie terytoria przedwojennej RP, okazuje się, że Polacy nie zamierzają wstępować w szeregi Polskiej Armii Ludowej.
Stalin oskarża o sabotaż komunistyczny Związek Patriotów Polskich. Jego szefowa, Wanda Wasilewska, trafia przed trybunał w Moskwie, który zarzuca jej celowe torpedowania akcji mobilizacyjnej. Wyrok – śmierć przez rozstrzelanie. ZPP, jako organizacja szkodliwa, przestaje istnieć. A naczelne dowództwo radzieckiej armii ogłasza przymusową mobilizację na „oswobodzonych” terenach wszystkich młodych mężczyzn. Pomne doświadczeń z kościuszkowcami, nie daje nowym rekrutom broni do ręki – Polacy trafiają do batalionów budowlanych. Większość zostaje przerzucona na południowy odcinek radziecko-niemieckiego frontu, ale kilkanaście tysięcy trafia nad Wisłę pod Warszawą.
W stolicy tymczasem wybucha powstanie. Stalin, tak jak w rzeczywistości, nie zamierza pomóc Armii Krajowej, zresztą nie ma dość sił, by kontynuować ofensywę. De facto więc pozwala Niemcom na krwawą rozprawę z powstańcami. Służący w jednostkach pomocniczych Polacy dostają rozkaz budowy umocnień, w których armia sowiecka przeczeka do zimy. Bunt z płonącą Warszawą w tle jest tylko kwestią czasu. W czasie jednej z sierpniowych nocy Polacy masowo rozbrajają pilnujących ich sowietów, zdobywają kilka składów broni i amunicji i wpław, przez Wisłę, przedzierają się do stolicy.
Przez kilka dni wokół Warszawy toczy się prawdziwie dziwna wojna. Niemcy pacyfikują miasto, a ruscy przedzierających się do niej „dezerterów”. I nikt nikomu nie wchodzi w drogę…
—–
Na Zachodzie gen. Władysław Anders szaleje. Podobnie jak jego żołnierze, osławieni zakończoną kilkanaście tygodni wcześniej bitwą o Monte Cassino. Generał i rząd emigracyjny domagają się od sojuszników zdecydowanych działań wobec rosjan. Alianci ignorują te wezwania.
Anders stawia sprawę na ostrzu noża – na własną rękę wycofuje swoje oddziały z linii włoskiego frontu, dając Brytyjczykom i Amerykanom ultimatum: wrócimy, jeśli wymusicie na Stalinie koniec bombardowań. I zapewnienie, że działające za linią wschodniego frontu oddziały NKWD zostaną wycofane z terytorium Polski.
Szantaż spełza na niczym. Tym razem to Anders dostaje ultimatum – jego oddziały oddadzą broń dobrowolnie, albo zostaną rozbrojone siłą. Generał nie zamierza fundować swoim podwładnym pacyfikacji. Polscy żołnierze, także ci stacjonujący w Wielkiej Brytanii, zostają zdemobilizowani i internowani w obozach na terenie Włoch, Afryki i wysp brytyjskich. „Wobec nieodpowiedzialnych zachowań dowództwa polskich sił zbrojnych, braku sprzeciwu wobec nich ze strony polskiego rządu, władze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii czują się zwolnione z odpowiedzialności wynikającej z zawartych z Polską sojuszy”, brzmi oficjalny komunikat amerykańskiego Departamentu Stanu i brytyjskiego MSZ. Stalin triumfuje…
W styczniu 1945 roku zaczyna się wielka radziecka ofensywa, która ostatecznie powala na kolana III Rzeszę. Wojna w Europie się kończy.
Nowy ład, w naszym scenariuszu, tym różni się od prawdziwego, że w Polsce nie ma pro-kremlowskich władz i armii. I że w kraju, choć potwornie doświadczonym niemiecką okupacją, trwa walka partyzancka z kolejnym okupantem – bez obciążenia „grzechem” wojny domowej i w znacznie większym zakresie, niż to miało miejsce w rzeczywistości. Najistotniejszą różnicą jest jednak postawa zachodnich aliantów, którzy nie muszą już stwarzać pozorów, że interesuje ich sprawa Polski. Żaden anglosaski polityk nie domaga się wolnych wyborów w zajętej przez armię czerwoną Polsce. Rządzi status quo.
Zbrojny opór polskiego podziemia trwa dwa lata. W tym czasie w zajętej przez rosjan części Europy instalują się – tak jak w rzeczywistości – komunistyczne rządy. Jednak wobec niepokornej Polski Stalin ma inne plany – chcąc upokorzyć Polaków, a jednocześnie „dać przykład” innym narodom, wódz nie pozwala nawet na kadłubową formę niezależności. Kresy stają się częścią Ukraińskiej i Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, a centrum kraju, 1 stycznia 1948 roku, traci status strefy okupacyjnej, zmieniając się w Nadwiślańską Socjalistyczną Republikę Radziecką ze stolicą w Łodzi.
—–
Początkowo aparat władzy opiera się na Białorusinach i Ukraińcach, którzy przed wojną byli obywatelami II RP. Z czasem jego szeregi zasila coraz więcej Polaków, skuszonych przywilejami czy po prostu – przekonanych o beznadziejności form bezpośredniego oporu i pragnących jakoś poukładać sobie życie.
W kraju trwa tymczasem szaleńcza industrializacja. Fatalne warunki pracy i wyśrubowane normy nie zmieniają faktu, że w porównaniu z niemiecką okupacją Polakom żyje się lepiej. Mimo stalinowskiego terroru, który z biegiem lat staje się coraz bardziej selektywny, obywatele NSRR zaczynają adaptować się do nowych warunków w myśl hasła: „przeżyliśmy potop szwedzki, przeżyjemy i sowiecki”. Ponieważ wiąże się to z możliwością awansu, wielu młodych wstępuje w szeregi Konsomołu, a starsi do Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej (bolszewików) (od 1952 roku Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego).
Gdy w 1953 roku umiera Stalin, jego następca Nikita Chruszczow, w nagrodę za postawę „polskich obywateli radzieckich” włącza w granice NSRR tereny Śląska, Wielkopolski i Pomorza Zachodniego, odebrane wcześniej Niemcom. Przy tej okazji dochodzi do wielkich protestów w Berlinie, bowiem wcześniej Stalin obiecał te ziemie niedawno powstałej NRD. Protestujących berlińczyków pacyfikują radzieckie czołgi, a władze NSRR organizują gigantyczną akcję osiedleńczą na zachodnich rubieżach republiki.
I co dalej? Te same tendencje odśrodkowe, które w rzeczywistości, w latach 80., doprowadziły do rozpadu ZSRR, a w latach 90. powaliły na kolana rosję, w naszym scenariuszu, za sprawą Polaków, ujawniają się nieco wcześniej. Imperium trzeszczy już na początku lat 70. I na nic zdaje się przywrócenie Polsce, w 1976 roku, statusu samodzielnego formalnie państwa (ze stolicą znów w Warszawie). Gigantyczny ruch związkowy, nad którym Moskwa nie ma już takiej kontroli, szybko nabiera cech nacjonalistycznych i niepodległościowych. Kreml grozi czołgami, ale przykład znad Wisły rozlewa się po całym ZSRR. Koniec lat 70. i początek 80. upływa pod znakiem brutalnych pacyfikacji manifestacji, których uczestnicy nie domagają się już lepszych warunków pracy, ale przede wszystkim niezależności. Tbilisi, Wilno, Kijów, Warszawa… (ta ostatnia również zajeżdżona czołgami z czerwoną gwiazdą, gdyż armia radziecka nadal pozostaje w Polsce).
Brutalny terror kończy się w 1982 roku, wraz ze śmiercią twardogłowego Jurija Andropowa. Jego zgon uruchamia lawinę protestów w krajach satelickich, które do tej pory wolały siedzieć cicho. Wolnych wyborów domagają się Czesi, Węgrzy, Rumuni. Nowy przywódca Związku Radzieckiego, Konstanty Czernienko, wie, że tego procesu zatrzymać się nie da…
—–
Podobało się? Mam nadzieję! Będzie mi miło, jeśli zechcecie wesprzeć mnie w dalszym pisaniu – twardych analiz, raportów, reportaży, a od czasu do czasu takich rozrywkowych form. „Wsparciowe” przyciski znajdziecie poniżej:
Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Magdalenie Kaczmarek, Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Monice Rani, Maciejowi Szulcowi, Joannie Marciniak, Jakubowi Wojtakajtisowi, Andrzejowi Kardasiowi, Marcinowi Łyszkiewiczowi i Arkowi Drygasowi. A także: Szymonowi Jończykowi, Annie Sierańskiej, Piotrowi Rucińskiemu, Mateuszowi Borysewiczowi, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Kacprowi Myśliborskiemu, Sławkowi Polakowi, Mateuszowi Jasinie, Grzegorzowi Dąbrowskiemu, Arturowi Żakowi, Łukaszowi Hajdrychowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Krzysztofowi Krysikowi, Michałowi Wielickiemu, Jakubowi Kojderowi, Jarosławowi Grabowskiemu, Bożenie Bolechale, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Marcinowi Gonetowi, Pawłowi Krawczykowi, Aleksandrowi Stępieniowi, Joannie Siarze i Marcinowi Barszczewskiemu.
Podziękowania należą się również moim najhojniejszym „kawoszom” z ostatniego tygodnia: Czytelnikowi Adamowi, Michałowi Wacławowi, Kasi Byłów, Czytelnikowi o pseudonimie Miazo, Gabrielowi Tańskiemu i Rafałowi Stadlerowi.
Szanowni, to dzięki Wam powstają także moje książki!
A skoro o nich mowa – gdybyście chcieli nabyć egzemplarze „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji”, „Międzyrzecze. Cena przetrwania” i „(Dez)informacji” z autografem i pozdrowieniami, wystarczy kliknąć w ten link.
Nz. Polscy żołnierze pod Lenino/fot. domena publiczna