Gdy zaczynał się migracyjny kryzys latem minionego roku, wielu Polaków ze zdumieniem odkryło, że Rzeczpospolita ma niezabezpieczone granice z Białorusią i Rosją. „Przecież to nieprzyjazne nam państwa…”, dziwiono się. Nieprzyjazne, czyli stwarzające potencjalne zagrożenie – na takim gruncie bazowało potoczne przekonanie o roli granicznych zapór, którym przypisywano przede wszystkim funkcje militarne. Tymczasem takie postrzeganie sprawy jest zwyczajnie naiwne. Wyobraźmy sobie konfrontację wojskowego sprzętu – wyposażonego w wielotonową masę i armatę – z elementami płotu, który ostatecznie powstał na polsko-białoruskiej granicy. Owszem, stanowi on wyzwanie dla człowieka, ale czołg poradzi sobie z nim bez problemu.
System głęboko urzutowany
Dziś jest już dla nas oczywiste, że mury na granicy – niezależnie od użytego budulca (drutu żyletkowego, metalowych żerdzi czy betonowych prefabrykatów), nie mają zatrzymać i wykrwawić przeciwnika. Słynne budowle – Wielki Mur Chiński, Wał Hadriana, Mury Konstantynopola czy Babilonu – powstały w realiach przedartyleryjskich, w których mobilność wojska ograniczały możliwości koni. Koncepty z czasów nam bliższych – Linia Maginota czy Wał Atlantycki – mierzyły się z wyzwaniami wojny przeniesionej również w powietrze (dającej możliwość zrzucenia wojska na tyłach wroga), gdzie mobilność wyznaczyły pojazdy mechaniczne zdolne do pokonywania niedostępnych niegdyś terenów. Graniczne fortyfikacje można było zniszczyć lub obejść, po II wojnie światowej wydawało się zatem, że nadszedł ich kres. Najnowsze zmagania na wschodzie pokazują, że wcale tak być nie musi. Fortyfikacje powstałe po 2014 r. na tzw. linii rozgraniczenia między Ukrainą a separatystycznymi republikami – de facto będącej granicą – miesiącami hamowały postępy rosyjskich wojsk, na doniecczyźnie do dziś nie pozwoliły Rosjanom ruszyć z miejsca. Tyle że to nie jest mur (płot, zapora), a zbudowany z rozmachem system, jak mówią wojskowi: „głęboko urzutowany” (szeroki, z kilkoma liniami umocnień).
W tym kontekście wyjątkowo żałośnie wygląda stawiana właśnie zapora na granicy RP z obwodem kaliningradzkim. Zwoje rozpiętego na słupkach drutu kolczastego mają jednak inny cel. Jak wyjaśniał niedawno Mariusz Błaszczak, chodzi o powstrzymanie nielegalnych imigrantów. Rząd obawia się powtórki wydarzeń z granicy z Białorusią – inspirowanej bezpośrednio przez Moskwę presji migracyjnej z wykorzystaniem bogu ducha winnych uchodźców z Bliskiego Wschodu i Azji. Trudno powiedzieć, czy władza PiS antycypuje zagrożenie czy je wyolbrzymia – na razie brakuje przesłanek wskazujących na nadchodzące poważne kłopoty. Niewykluczone, że mamy do czynienia z działaniami z zakresu politycznego marketingu (komunikatem typu: „patrzcie, tak troszczymy się o wasze bezpieczeństwo”), które w docelowej formie przybiorą postać znacznie trwalszej, solidniejszej instalacji.
Płoty dzielą sojuszników
Kolejny płot wywołał oburzenie działaczy ekologicznych, gdyż bariery dzielące ekosystemy zaburzają życie (a często je odbierają…) miejscowej fauny. Głównie jednak protestują osoby zaangażowane w ochronę praw człowieka. Niezależnie od tego, jak głośny to będzie protest – i jak zasadny – nie przełoży się na działania potępiające Polskę. Brutalna rzeczywistość jest bowiem taka, że mury wznoszone z inicjatyw rządów rosną dziś na całym świecie. W 1945 r. było ich zaledwie pięć, gdy kończyła się zimna wojna – 12. Obecnie funkcjonuje 77 granicznych zapór, co najmniej kilkanaście jest w trakcie budowy. Niemal połowa (37) znajduje się w Azji, ale aż 18 (plus kilka w budowie) ulokowanych jest w Europie. Większość powstała w odpowiedzi na rosnącą migrację z krajów biednego Południa. Przez siedem ostatnich lat wzniesiono na kontynencie ponad 1000 km „antyimigranckich” zapór. Płoty dzielą sojuszników – np. Węgry i Chorwację, Słowenię i Chorwację, Bułgarię i Turcję (Grecję i Turcję również, ale oba kraje – mimo członkostwa w NATO – trudno nazwać sojusznikami). I być może z tego właśnie powodu nie są tak spektakularne, jak zapora w afrykańskich terytoriach zależnych Hiszpanii – w Ceucie i Melilli. To dwa równoległe 6-metrowe płoty, między którymi znajduje się droga patrolowa, zwieńczone koncentriną i nasycone środkami nadzoru elektronicznego.
Choć ich widok może budzić respekt, rozmachem ustępują murowi budowanemu przez USA na granicy z Meksykiem. Projekt realizowany od czasów Georga Busha juniora, najkrzykliwiej hołubiony przez Donalda Trumpa (który sporo o nim mówił, lecz niewiele w jego sprawie robił), nie ma jednorodnej postaci. Na niektórych odcinkach jest „niegroźnym” 3-metrowym płotem, na innych metalową zaporą wysoką na 9 m, solidnie zakotwiczoną w ziemi. Docelowo ma stanąć na całej liczącej ponad 3,3 tys. km amerykańsko-meksykańskiej granicy.
Profesjonalizacja przemytu
Niewiele mniejsze ambicje, jeśli mierzyć je w kilometrach, mają Indie od lat usiłujące odgrodzić się od Bangladeszu. Tu do zabudowania jest niemal 3,2 tys. km i choć dotąd wydano już 2,5 mld dol., a pierwotnie zakładano oddać inwestycję w 2009 r., końca nie widać. Tymczasem „po drodze” zmieniła się sytuacja obu krajów. Bangladesz ma obecnie jedną z najdynamiczniej rozwijających się gospodarek, a jego mieszkańcy nie muszą już uciekać do sąsiada w poszukiwaniu lepszego życia. Płot stawiany dla ograniczenia nielegalnej migracji traci więc rację bytu. Nie słychać jednak, by Delhi zamierzało zrezygnować z dokończenia budowy.
Przykład z Azji pozwala przejść do kwestii kosztów i skuteczności granicznych murów. Na wykonanie 187-kilometrowej zapory oddzielającej Polskę od Białorusi rząd przeznaczył 1,6 mld zł, w tym 300 mln na tzw. perymetrię (zabezpieczenie elektroniczne). Fizycznie płot już stoi, a Straż Graniczna raportuje, że w październiku br. odnotowała 2,5 tys. prób nielegalnego przekroczenia polsko-białoruskiej granicy. Siedem razy mniej niż w analogicznym miesiącu ub.r., ale naiwnością byłoby założyć, że to wyłącznie „efekt płotu”. Zapora – a wcześniej zdecydowana reakcja władz RP – bez wątpienia wpłynęły na zaniechanie przez Białoruś procederu sprowadzania uchodźców i przepychania ich przez naszą granicę. Ale istotnych zmiennych może być więcej, jak choćby pełnoskalowa wojna w Ukrainie, która wpływa na percepcję naszej części kontynentu w oczach potencjalnych imigrantów. Bliskie sąsiedztwo konfliktu oraz obawa, że może się on przenieść do krajów tranzytu, zapewne działają odstraszająco.
Abstrahując od polskich doświadczeń, regułą jest, że zamknięcie jakiegoś szlaku skutkuje zwykle otwarciem kolejnego, w innym miejscu. Mur na granicy z Meksykiem ograniczył nielegalną imigrację do Stanów tylko o 20% (a są badania, wedle których niekontrolowany napływ zmalał zaledwie o 5%). Jedno jest pewne – płoty sprzyjają profesjonalizacji przemytu ludzi, czyniąc go bardziej opłacalnym. Brak alternatyw (patrząc z pozycji migranta) zwiększa również stopień kryminalizacji procederu.
Z drugiej strony mamy oczekiwania tych po „właściwej” stronie muru. Gdy rok temu podjęto decyzję o budowie zapory na granicy z Białorusią, pomysł poparło aż 57,2% Polaków (sondaż SW Research dla „Rzeczpospolitej” z listopada 2021 r.). Zaledwie 19,3% ankietowanych odpowiedziało „nie”, 23,5% respondentów nie miało na ten temat zdania. I oczywiście, można te wyniki zrzucić na karb wielotygodniowej kampanii antyimigranckiej, poprzedzającej badania, prowadzonej przez rząd PiS. W której powielano najbardziej obrzydliwe, dehumanizujące stereotypy – dość przypomnieć słynną „zoofilską konferencję prasową” szefów MON i MSW. Tyle że nie będzie to cała prawda.
Antyteza pierwotnej idei
Ta zaś jest gorzka i w gruncie rzeczy banalna – boimy się obcego; Polacy i szerzej – ludzie jako tacy. Potrafimy pielęgnować ów lęk nawet jeśli ostatecznie wynika z niego – i z podjętych działań zaradczych – więcej złego niż dobrego. Prof. Jacek Gądecki, socjolog z Wydziału Humanistycznego krakowskiej AGH, przywołuje fenomen żydowskiego getta.
– Szesnastowieczni weneccy Żydzi dobrowolnie zamknęli się w jednej z dzielnic – opowiada. – Tak chcieli przeciwdziałać zagrożeniom czyhającym w świecie gojów i cieszyć się wolnością w obrębie własnej wspólnoty. Z biegiem lat wybór stał się koniecznością, a getto antytezą swojej pierwotnej idei: zamiast chronić mieszkańców, zmieniło się w ich więzienie.
Gądecki specjalizuje się w antropologii miasta, badał m.in. fenomen polskich osiedli grodzonych, które wyrastały jak grzyby po deszczu w latach 90. i na początku pierwszej dekady XXI w. Za ich popularność odpowiadało wiele czynników, np. kwestie statusowe – mieszkanie „na zamkniętym” nobilitowało.
– Istotna była też potrzeba bezpieczeństwa – mówi naukowiec. – Zarówno fizycznego, jak i symbolicznego, związanego z byciem między „równymi sobie”, „zasobnymi estetami”, najogólniej rzecz ujmując. Z czasem jednak tych osiedli powstało tak wiele, że straciły atut wyjątkowości. Z bezpieczeństwem także bywało różnie. Płot i brama utrudniały dojazd karetkom i straży, pojawiły się grupy przestępcze wyspecjalizowane w rabunku „na zamkniętych”. A i sąsiedzi okazali się na tyle różnorodni, że często nie dało się utworzyć między nimi dobrze funkcjonującej wspólnoty. W efekcie już od kilkunastu lat obserwujemy odwrót od praktyki grodzenia osiedli.
Wróćmy teraz na poziom makro.
– Bogata Północ usiłuje się odseparować od biednego Południa – generalizuje ideę granicznych płotów prof. Gądecki. – Czy mury je dają, czy nie – to już inna kwestia – niemniej na najgłębszym poziomie znów idzie o poczucie szeroko rozumianego bezpieczeństwa.
Czy te mury okażą się równie nieefektywne, jak płoty polskich osiedli? Z pewnością nie – tak długo, jak długo Południe pozostanie ubogie. A obecnie trudno nawet wyobrazić sobie wiarygodny scenariusz szybkiego wzbogacenia się biedniejszej części globu. Co przywodzi nas do wniosku, że zapory na granicach mają przed sobą jaśniejącą przyszłość. Niestety…
NAJSŁYNNIEJSZE HISTORYCZNE MURY:
Wielki Mur Chiński – budowany od III w. p.n.e., na długości 8,85 tys. km (spośród których 6,25 tys. km to mur właściwy, resztę stanowią naturalne zapory);
Wał Hadriana – powstał między 121-129 r. n.e. Wybudowany przez Rzymian, by oddzielić rzymską część Brytanii od terytoriów zajętych przez Piktów. Nazwę zawdzięcza cesarzowi Hadrianowi, ciągnął się na długości 117 km;
Mur Aureliana – budowany w latach 272-282 n.e., w czasie panowania cesarza Aureliana. Mur miał ochronić Rzym przed najazdami plemion barbarzyńskich. W jego obrębie znalazło się każde ze słynnych siedmiu rzymskich wzgórz;
Mury Konstantynopola – system fortyfikacji okalających stolicę Cesarstwa Wschodniorzymskiego zaczęto wznosić w V w. n.e. Na setki lat uczyniły one Konstantynopol niezdobytą twierdzą, która padła dopiero w 1453 r.;
Mur Berliński – w 1989 r. najbardziej zaawansowana „instalacja separacyjna” na świecie. Wzniesiony w 1961 r., by oddzielić wschodni sektor miasta od zachodnich, przez kolejne 28 lat był systematycznie rozbudowywany i modernizowany. Liczył 156 km. Podczas prób jego pokonania zginęło od 190 do 268 osób.
WSPÓŁCZESNE INSTALACJE GRANICZNE (niewspomniane w tekście):
Wał Zachodniosaharyjski – wzniesiony w latach 80. przez Maroko, na granicy z Saharą Zachodnią (dawną kolonią hiszpańską, obecnie będącą terytorium o nieustalonym statusie międzynarodowym). Liczy 2,5 tys. km;
Mur antyimigracyjny na granicy Chin i Korei Północnej – powstał w 2006 r., mierzy 1,4 tys. km;
Mur na granicy Turcji i Syrii – betonowa konstrukcja o wysokości 3 m i długości 900 km, powstała z inicjatywy Ankary w 2017 r. Warto dodać, że Turcy chcieliby stworzyć na pograniczu syryjskim 30-kilometrowy „pas bezpieczeństwa”. W tym celu przeprowadzono kilka operacji wojskowych, które zakończyły się umiarkowanymi sukcesami;
Mur bezpieczeństwa – rozdzielający Izrael i Autonomię Palestyńską. Jego budowę rozpoczęto w 2002 r., w reakcji na II intifadę. Docelowa długość – 700 km;
Zielona linia – powstała jako instalacja wojskowa pod zarządem ONZ w 1974 r., oddzielając grecką od tureckiej części Cypru. Liczy 300 km;
Koreańska Strefa Zdemilitaryzowana – funkcjonuje od 1953 r. na mocy porozumienia z Panmundżom. Rozcina Półwysep Koreański pasem o szerokości 4 km i długości 238 km, przebiegającym (w przybliżeniu) wzdłuż 38. równoleżnika. W KSZ znajduje się największe na świecie pole minowe.
—–
Nz. przykład tymczasowej zapory (muru oddzielającego jedną z koalicyjnych baz w Afganistanie)/fot. Adam Roik, Combat Camera DORSZ
Szanowni, jeśli chcecie mnie wesprzeć w pisaniu kolejnych artykułów oraz książek – będę szczerze zobowiązany. Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
- wystarczy kliknąć TUTAJ -
Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Przy tej okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Przemkowi Klimajowi i Aleksandrowi Stępieniowi. A także: Przemkowi Piotrowskiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Tomaszowi Frontczakowi, Maciejowi Szulcowi, Pawłowi Ostojskiemu, Bartoszowi Wojciechowskiemu i Magdalenie Kaczmarek. Ponadto: Mateuszowi Jasinie, Miko Kopczakowi, Grzegorzowi Dąbrowskiemu, Arturowi Żakowi, Bernardowi Afeltowiczowi, Justynie Miodowskiej, Juliuszowi Zającowi, Szymonowi Jończykowi i Katarzynie Byłów.
Podziękowania należą się również najhojniejszym „Kawoszom” z ostatnich siedmiu dni: Piotrowi Dopierale, Maciejowi Jakóbiakowi, Markowi Stankiewiczowi, Andrzejowi Sztukowskiemu, Bożenie Bolechale i Tomaszowi Szymczyszynowi.
Szanowni, to dzięki Wam – i licznemu gronu innych Donatorów – powstają moje materiały. Raz jeszcze dziękuję!