Panowie szojgu i putin mają lada moment wygłosić jakieś ważne oświadczenia. Prawdopodobnie będą one dotyczyć „referendów” – i tego, że Moskwa chętnie, a jakże i w ogóle, wesprze swoich braci w mowie, i w razie „społecznego mandatu” przygarnie na łono matuszki rassiji wschodnio-ukraińskie „republiki”. Obecność szojgu każe przypuszczać, że padną jakieś militarne zapowiedzi. Mówi się, że reżim planuje uciec do przodu i ogłosi stan wojenny oraz mobilizację.
Nim dacie się przestraszyć wizją „no to teraz ruskie się rozkręcą; rzucą do walki milionową armię”, chciałbym Was uspokoić. Nim rzucą do walki, muszą:
- z powodzeniem przeprowadzić mobilizację;
- odpowiednio wyekwipować nowe oddziały;
- odpowiednio je przeszkolić.
Tymczasem…
O zebraniu odpowiedniej ilości sprzętu – i o tym, że nie jest to możliwe przy zachowaniu elementarnej jakości – już pisałem.
Odpowiednie szkolenie to pół roku; Ukraińcy dopiero teraz wprowadzają do walki brygady, których formowanie rozpoczęło się zaraz po inwazji. Czynią to po przejściu pełnego cyklu szkoleń. O tym, że ma to sens, przekonaliśmy się podczas niedawnej ofensywy pod Charkowem. O tym, że wprowadzanie do boju na szybko organizowanych oddziałów – bez uprzedniego ich zgrania, ba, bez elementarnych szkoleń dla pojedynczego żołnierza – nie ma sensu, przekonują koszmarne rosyjskie straty i generalne niepowodzenia wszędzie tam, gdzie pojawiają się ochotnicy (i „ochotnicy”).
Co zaś się tyczy mobilizacji – przedsmak za nami. I wcale nie mam na myśli kulawej kampanii rekrutacyjnej, która w ostatecznym rozrachunku trafia co najwyżej do wykolejeńców. Jak pamiętacie, wiosną rozpoczął się w rosji pobór. To w gruncie rzeczy była mobilizacja (analogicznie jak u nas w czasach obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej), z tą różnicą, że dotyczyła konkretnych roczników. Wedle planów, od kwietnia do połowy lipca miano zmobilizować 150 tys. mężczyzn. Nim dane utajniono, pod koniec czerwca, wiadomo było, że plan w skali kraju udało się zrealizować w… 26 procentach. W kamasze poszło 40 tys. poborowych. Gros młodych ludzi dało nogę z kraju, ci którzy zostali w rosji, na głowie stawali, by nie założyć munduru.
I dla przykładu – w Samarze do służby stawiło się 100 na 3200 poborowych, w regionie woroneskim – także stu na 2800. Niżny Nowogród zrealizował plan poboru w 44 proc., w Tule do armii zgłosił się co trzeci rekrut.
Kilkanaście dni temu rosyjski urząd statystyczny Rosstat podał, że w pierwszym półroczu z rosji wyjechało (nie w celach turystycznych, a na dłużej) 419 tys. osób. To ponad dwa razy więcej niż w tym samym okresie poprzedniego roku. Pierwszy raz w historii rosji po 1991 roku więcej osób wyemigrowało, niż imigrowało. Imigrantów – głównie z dawnych republik sowieckich – było 322 tys. Tradycyjnie przybyli oni do rosji w poszukiwaniu pracy (mimo zachęt skierowanych do tego środowiska – m.in. obietnicy szybkiego uzyskania obywatelstwa – nie stało się ono rezerwuarem rekrutacyjnym).
– 76 proc. poparcia dla wojny to poparcie z kanapy? Zwolennicy wojny nie są gotowi pójść i umrzeć za ojczyznę?” – pyta Lwa Gudkowa, socjologa z Centrum Lewady Masza Makarowa, rosyjska dziennikarka mieszkająca w Polsce (w rozmowie dla OkoPress).
– Oczywiście, że nie są – odpowiada Gudkow. – Jest to znane i stabilne zjawisko. W 2014 roku, kiedy w Donbasie odbywała się próba powtórzenia tego, co stało się na Krymie, pytaliśmy „Czy Pan/Pani jest gotowy/gotowa pojechać tam, by walczyć?” albo: „Czy Pan/Pani zgadza się, by syn, mąż, brat pojechał tam, by bronić Rosjan w Donbasie?” Albo jeszcze inaczej: „Czy Pan/Pani jest gotowy/gotowa ponieść koszty aneksji Donbasu?” Gotowych czysto deklaratywnie było od 3 do 5 proc. A reakcja innych to: „Ale co to ma wspólnego ze mną? Dlaczego ja mam być za to odpowiedzialny?”. Wsparcie na słowach i aktywne uczestnictwo to różne płaszczyzny świadomości.
Innymi słowy wowa, czego byś nie zrobił, to jeb…e.
—–
Nz. Czołg ukraińskiej armii – jeden z tych, którego załoga miesiącami przygotowywała się do walki/fot. Sztab Generalny Ukraińskich Sił Zbrojnych
A jeśli chcesz mnie wesprzeć w dalszym pisaniu, także książki: