Zbrodnie

Weekend przyniósł smutne wieści – w szpitalu, z powodu odniesionych ran, zmarła Wiktoria Amelina. Ukraińska pisarka i dziennikarka to trzynasta śmiertelna ofiara ataku rakietowego na Kramatorsk, do jakiego doszło wieczorem 27 czerwca. Rannych zostało wówczas 67 osób, przede wszystkim klientów i członków personelu pizzerii „Ria”, w którą trafił rosyjski pocisk. Dziś już wiemy, że był to Iskander – jak na raszystowskie standardy bardzo precyzyjna broń – co uprawdopodabnia tezę o celowym uderzeniu w lokal gastronomiczny.

Amelina przebywała w restauracji w towarzystwie trójki Kolumbijczyków, tak jak ona zaangażowanych w międzynarodowy projekt poświęcony dokumentowaniu rosyjskich zbrodni wojennych w Ukrainie. Goście z zagranicy przeżyli, ale warto wspomnieć o bandyckich standardach rosyjskiej dyplomacji. Otóż jej przedstawiciele – zamiast wyrazić ubolewanie z powodu ran odniesionych przez obywateli Kolumbii – publicznie ich zrugali. „Miasto położone blisko frontu (…) nie jest odpowiednim miejscem do skosztowania ukraińskiej kuchni”, zakomunikowała ambasada moskowii w Bogocie. „(…) nigdy nie słyszeliśmy, że Kramatorsk jest centrum gastronomii w regionie”, kpili moskale. Działo się to dzień po ataku, gdy było już jasne, że rosjanie zabili mnóstwo cywilów (w tym dzieci…), a nie – jak twierdziło ich ministerstwo obrony – ukraińskich i natowskich (sic!) żołnierzy. W takiej sytuacji sypie się łeb popiołem, a nie zwala winę na ofiary.

No chyba że jest się rosją…

Kilka dni temu pisałem, że mam wątpliwości, czy raszyści uderzyli w pizzerię celowo. W międzyczasie dotarło do mnie, że „Ria” w jeszcze większym stopniu niż kiedyś (w „moich” latach 2015-16) stała się lokalem, którego funkcje daleko wykraczały poza usługi gastronomiczne. Było to centrum informacyjno-towarzyskie dla wszelkiej maści cudzoziemców pracujących we wschodniej Ukrainie. Dziennikarzy, pracowników organizacji pomocowych i humanitarnych, międzynarodowych obserwatorów czy wolontariuszy. Dziś już wiem, że nie tyle tam bywali, co tłumnie się przewalali. Dzień po dniu, wieczór po wieczorze. Mówimy zatem o miejscu idealnym dla terrorystów, którzy chcieliby przeprowadzić spektakularny zamach, z nadzieją, że zostanie on „ograny” przez media na całym świecie.

Że rosja to organizacja terrorystyczna nie muszę nikogo przekonywać. Tylko co miałaby zyskać, ładując rakietą w pełną gości pizzerię? A choćby chwilowe odwrócenie uwagi świata od upokarzających dla Kremla doniesień na temat puczu prigożyna i jego skutków. W bandyckiej percepcji – jakże bliskiej władzom moskowii – lepiej być bezlitosnym draniem niż ciamajdą. Oczywiście, nawet bezlitosny drań musi się odrobinę krygować – stąd rutynowe zaprzeczanie, że w ataku chodziło o cywilów. Zresztą, patrząc z perspektywy Moskwy, intencje nie miały tu większego znaczenia, liczył się dramatyczny efekt – te dziesiątki zabitych i rannych klientów lokalu.

Jeśli świat miał się nad Kramatorskiem pochylić – i zapomnieć o puczu – to zawiódł te oczekiwania. Owszem, o dramacie mówiły wszystkie najważniejsze agencje – dziś, w kontekście śmierci Ameliny, też mówią – ale zasadniczo incydent przeszedł bez większego echa. Po pierwsze, w chwili ataku na pizzerię znajdowało się w niej zaledwie kilku cudzoziemców (w tym Wojtek Grzędziński, fotoreporter z Polski) – za mało, by znacząco umiędzynarodowić dramat. Po drugie, rosjanie mogli paść ofiarą swoich wcześniejszych „sukcesów”. Nie był to ich pierwszy bandycki nalot rakietowy na Kramatorsk – 8 kwietnia 2022 roku wystrzelili w rejon dworca kolejowego taktyczny pocisk Toczka-U. Na stacji przebywało wówczas ponad 4 tys. osób oczekujących na pociągi ewakuacyjne – 59 z nich zginęło, a 109 zostało rannych. Generalnie ukraińska prokuratura udokumentowała dotąd niemal 80 tys. (!) rosyjskich zbrodni wojennych, w sprawie których prowadzonych jest 14 tys. postępowań karnych (w tych „najgrubszych” Ukraińców wspierają zespoły śledcze z ponad 20 krajów, także z Polski). Większość to nieznane opiniom publicznym zdarzenia, ale tych znanych – szeroko omawianych i komentowanych na całym świecie – było już naprawdę sporo. Dość, by przymknąć oko i ucho na kolejną rosyjską zbrodnię.

A propos zbrodni i przymykania oka – na koniec spojrzenie z nieco innej perspektywy. Centrum Lewady – ostatni niezależny od rosyjskich władz ośrodek badania opinii publicznej – opublikował właśnie wyniki sondażu o podejściu rosjan do spec-operacji. Okazuje się, że 73 proc. ją popiera, ba, 43 proc. odczuwa z jej powodu dumę. Jednocześnie aż 56 proc. ankietowanych uważa, że za śmierć ludzi w Ukrainie winę ponoszą Stany Zjednoczone i NATO. Czyli Iskander przyleciał z Ameryki, czyż nie? Nieco ponad połowa obywateli federacji (55 proc.) sądzi, że spec-operacja prowadzona jest z sukcesami, 40 proc. chce przedłużenia działań zbrojnych. Ciekaw jestem, czy o kolejne niemal 500 dni i 80 tys. zbrodni wojennych? Ale żeby nie było – 53 proc. respondentów chce rozmów pokojowych. Humanitaryści? No niekoniecznie. Aż 93 proc. ankietowanych boi się ostrzałów terytorium rosji, a 80 proc. dostaw zachodniego uzbrojenia dla armii ukraińskiej.

Gdzie kryje się nadzieja na pokój i zatrzymanie kolejnych rosyjskich zbrodni? Realnie, na dziś? W karmieniu tych lęków…

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

- wystarczy kliknąć TUTAJ -

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Bartoszowi Wojciechowskiemu, Maciejowi Szulcowi, Przemkowi Piotrowskiemu, Michałowi Strzelcowi, Andrzejowi Kardasiowi, Jakubowi Wojtakajtisowi, Magdalenie Kaczmarek, Arkadiuszowi Halickiemu i Piotrowi Maćkowiakowi. A także: Remiemu Schleicherowi, Grzegorzowi Dąbrowskiemu, Arturowi Żakowi, Bernardowi Afeltowiczowi, Justynie Miodowskiej, Mateuszowi Borysewiczowi, Marcinowi Pędziorowi, Sławkowi Polakowi, Patrycji Złotockiej, Michałowi Wielickiemu, Monice Rani, Jarosławowi Grabowskiemu, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Jakubowi Dziegińskiemu, Radosławowi Dębcowi, Aleksandrowi Stępieniowi, Joannie Siarze, Szymonowi Jończykowi, Annie Sierańskiej, Tomaszowi Sosnowskiemu i Mateuszowi Jasinie.

Podziękowania należą się również najhojniejszym „Kawoszom” z ostatniego tygodnia: Krzysztofowi Kotasiowi, Łukaszowi Lisowi, Radosławowi Gajdzie oraz Czytelnikowi Pawłowi.

Szanowni, to dzięki Wam – i licznemu gronu innych Donatorów – powstają moje materiały!

„Ria”

Gdy wczoraj wieczorem dotarły do mnie pierwsze informacje o ataku rakietowym na Kramatorsk, westchnąłem jedynie i spokojnie czekałem na kolejne doniesienia. Nie zrozumcie mnie źle, nie było to lekceważące „machnięcie ręką”, a smutna konstatacja – w realiach tej wojny miasto już dawno stało się rutynowym celem rosjan. Ale gdy dowiedziałem się, gdzie trafili, zabolało. Nie lubię, gdy ktoś niszczy materialną tkankę, z którą wiążą się moje wspomnienia, nade wszystko jednak nadal nie potrafię pogodzić się ze śmiercią bogu ducha winnych cywilów. Tymczasem w pizzerii „Ria” rosyjski pocisk zabił 10 osób, w tym troje dzieci, a ranił ponad sześćdziesiąt. Do uderzenia użyto rakiet przeciwlotniczych S-300, wystrzelonych w trybie „ziemia-ziemia”. Ufam, że załogę wyrzutni – która dopuściła się tej zbrodni – spotka zasłużona kara. Poprawność polityczna każe im życzyć procesu i długoletniego więzienia, ale mnie marzy się coś więcej, choćby za śmierć 14-letnich bliźniaczek Julii i Anny Aksenczenko czy pokiereszowanie ośmiomiesięcznego niemowlęcia. Ośmiomiesięcznego, kurwa mać…

„Trafiliśmy w miejsce koncentracji personelu sił zbrojnych Ukrainy”, twierdzi rosyjskie MON, zapewniając, że informacje o masowych ofiarach wśród cywilów są nieprawdziwe. Czyli mamy sugestię grubego fałszerstwa, w ramach którego spreparowano dziesiątki filmów i zdjęć, gdzie widać okaleczonych klientów lokalu, głównie młodzież obu płci, rzecz jasna nieumundurowaną. Gen. igor konaszenkow – ten od komunikowania kolejnych sukcesów spec-operacji – to typ, o jakim mówi się: „spluniesz mu w mordę, to powie, że deszcz pada”. No więc pada, przekonuje pan rzecznik, nawet nie ocierając pyska. Wtóruje mu część propagandystów spod znaku upośledzonego orła z dwoma łbami, kolportując bajeczkę o spotkaniu w pizzerii, do jakiego doszło przed atakiem. Brali w nim udział, a jakże, ukraińscy i natowscy oficerowie. Niemądry jest ten, kto nie będąc rosjaninem (z mózgiem od dziecka mielonym przez propagandę), wierzy w te kocopoły.

Mimo wszystko jednak nie przesądzałbym o celowości rosyjskiego ataku, o premedytacji, z jaką wybrano cywilny obiekt.

Na gruzowisku bardzo szybko pojawiło się mnóstwo wojskowych – widać to na najwcześniej zarejestrowanych filmach i zdjęciach. Zatem mieli blisko. Po prawdzie, to nie muszę o tym pisać w trybie spekulatywny, bo już w latach 2015-2016 kilka obiektów w okolicy zostało przejętych przez ZSU (i nie była to żadna tajemnica, bo nie sposób ukryć miejsca dyslokacji kilkuset żołnierzy w samym środku miasta). Więc moskale rzeczywiście mogli celować w któryś de facto wojskowy budynek, ale wyszło im jak wyszło. Co w żaden sposób nie zwalnia ich z odpowiedzialności za śmierć niewinnych ludzi, bo po pierwsze, mają pełną świadomość niedoskonałości własnej broni, wiedzą, jak wielkie jest ryzyko, że jej użycie wywoła „straty uboczne”. Masowe i w zasadzie rutynowe ignorowanie tego ryzka, czyni z rosyjskiej armii zorganizowaną grupę przestępczą. Po drugie, w tym konkretnym przypadku owo ryzyko było zwielokrotnione. W raczej ponurym i pozbawionym wielu atrakcji Kramatorsku, „Ria” cieszyła się statusem kultowej miejscówki. Każdego wieczoru przesiadywała tam nieco lepiej sytuowana młodzież, przedstawiciele lokalnego biznesu i dziennikarska międzynarodówka. Odkryłem „Ria Pizzę” w styczniu 2015 roku – dobre jedzenie (pizza to tylko część menu) oraz zimna wódka pozwalały mi i moim kolegom niwelować stresy związane z wyprawami na oddalony wtedy o jakieś 60 km front. Spałem tuż obok, w hotelu „Kramatorsk”, w pobliżu znajdowało się kilka pensjonatów, regularnie zamieszkałych przez reporterów relacjonujących donbaskie zmagania. Ostatni raz byłem w Kramatorsku późną jesienią 2016 roku, ale z opowieści innych dziennikarzy wiem, że „Ria” zachowało swój charakter także po wybuchu pełnoskalowej wojny. Jak to ujęła jedna z dziennikarek, „każdy, kto pracował w tej części Donbasu, bywał w Ria Pizzy”.

Przede wszystkim jednak bywali „lokalsi”. Niektórych Czytelników może to dziwić – wojna „nie gra” im z wizytami w restauracjach i knajpach. W swoich tekstach wielokrotnie pisałem o strategiach adaptacyjnych, o tym, jak ludzie mimo wojny starają się normalnie żyć. Wspomnę więc tylko, że Kramatorsk funkcjonuje w zagrożeniu od 2014 roku – był zatem czas przywyknąć. Zmiana, jaka nastąpiła po 24 lutego 2022 roku, to przybliżenie linii frontu o 20 kilometrów – gdyby nie intensywniejsze ostrzały rakietowe, pozostawałaby bez większego wpływu na życie w mieście. Oczywiście, winno się ono odbywać w myśl wojennego BHP, zakładającego na przykład, że nie należy stwarzać sytuacji tłumu. Gdy zaś taki się pojawi, należy niezwłocznie go opuścić. W odniesieniu do pobytu w lokalach gastronomicznych oznacza to regułę „jedz i wychodź, nie przesiaduj”. Kramatorsk nie jest Kijowem z jego świetną obroną przeciwlotniczą – tam można mniej. Ale nim zaczniemy złorzeczyć na „brak rozsądku” mieszkańców przyfrontowej miejscowości, przypomnijmy sobie czasy pandemii. Jak szybko przywykliśmy i jak łatwo przychodziło nam łamanie zakazów (nawet tych rozsądnych).

Kramatorsk nie jest dla rosjan „wyspą tajemnic”, zdają sobie sprawę, jak wygląda życie w mieście. Mają tam agenturę, o czym ukraińskie służby specjalne mówią otwarcie. Już po ataku na pizzerię SBU zatrzymała kolaboranta, który przekazywał moskalom informacje na temat wartych ostrzelania obiektów. Nie ma zatem innych opcji poza tymi dwiema: świadomym zignorowaniu ryzyka zabicia „przy okazji” dużej liczby cywilów albo od początku terrorystycznym ostrzale, przeprowadzonym z myślą o masakrze pośród klientów popularnego lokalu.

Tak czy tak zbrodnia.

A na koniec o jeszcze innym jej wymiarze – Kijowska Szkoła Ekonomii podała właśnie, że rosja zniszczyła lub poważnie uszkodziła prawie 9 proc. wszystkich budynków mieszkalnych w Ukrainie. W tym zestawieniu znalazło się 18,6 tys. obiektów wielorodzinnych i ponad 100 tys. domów prywatnych. Na koniec maja br. straty z tego tytułu oszacowano na 54 mld dol. Większość zniszczonych i uszkodzonych obiektów znajduje się w obwodach donieckim i charkowskim. Wśród miast najwięcej w Mariupolu, Charkowie, Czernihowie, Siewierodoniecku, Rubiżnem, Bachmucie, Marjince, Łysyczańsku, Popasnej, Izjumie i Wołnowasze. Według wstępnych szacunków, 90 proc. zasobów mieszkaniowych Siewierodoniecka zostało co najmniej uszkodzonych, w Bachmucie i Marjince w całości nie zachowały się żadne budynki.

Ruski mir w praktyce…

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

- wystarczy kliknąć TUTAJ -

Nz. Akcja ratunkowa w Kramatorsku/fot. DSNS