Wszyscy?

Wczoraj udzieliłem wywiadu portalowi TVP.Info. Z red. Krzysztofem Majdanem rozmawialiśmy rzecz jasna o Ukrainie. Materiał ukaże się między świętami, oczywiście podrzucę Wam link. A już dziś, tytułem zachęty do przyszłej lektury, publikuję niewielki fragment tej rozmowy. Z nadzieją na Wasze udostępnienia, no i wsparcie dla mojej publicystyki, bez którego nie byłbym w stanie raportować z i na temat Ukrainy.

KM: Mam wrażenie, że im dłużej trwa wojna, tym bardziej rośnie niechęć do Ukraińców pracujących m.in. w Polsce. Dotyczy to przede wszystkim młodych mężczyzn…

MO: Faktem jest, że kilkaset tysięcy potencjalnych poborowych wyjechało z Ukrainy, pracują teraz u nas, w Niemczech, innych krajach. Jako socjolog i obserwator konfliktów zbrojnych nie widzę w tym niczego nadzwyczajnego. Nie dostrzegam też powodów, dla których miałbym takich ludzi piętnować.

– Nie?

Nie. Widzę za to problem tkwiący w nas i w naszym systemie edukacji, który od dekad przesiąknięty jest martyrologią. Czego skutkiem jest powszechne pośród kolejnych pokoleń przekonanie, że gdy trwa wojna, to walczą wszyscy. A to bzdura i kłamstwo.

– Jak to bzdura?

– Twierdzenie o powszechnym oporze nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości współczesnych konfliktów zbrojnych. Tak naprawdę walczy niewielki odsetek społeczeństwa. Duża część, owszem, wspiera, ale większość po prostu stara się przeżyć. W tej ostatniej grupie wachlarz postaw jest szeroki – zawiera i obojętność, i kolaborację. Jeśli idzie o mężczyzn – tych, którzy dobrowolnie idą do wojska z przyczyn ideologicznych, patriotycznych, jest kilka, bywa że kilkanaście procent. Resztę armii stanowią chłopcy z poboru. Ale u licha, ci, którzy go uniknęli, wcale nie muszą być tymi złymi.

– Bo?

– Bo państwo na wojnie to ogromny i skomplikowany organizm, który nie może składać się wyłącznie z pięści. Jest reszta ciała, absolutnie niezbędna do funkcjonowania. Za żołnierzami na froncie musi stać odpowiednio wydolna gospodarka, ktoś musi w niej pracować. A na zapleczu – bo czemu by nie? – życie toczy się wedle utartych, pokojowych rytmów.

– No ale mówimy o Ukraińcach w Polsce…

– …gdzie łatwiej o większe pieniądze. Ci „nasi” Ukraińcy wysyłają na Wschód – do pozostałych na miejscu rodzin – nawet 5 mld dol. rocznie. Dla zarżniętej wojną ukraińskiej gospodarki to solidne wsparcie, nie do wypracowania w kraju.

Ale ok, piętnujmy ich, mamy do tego prawo. Łatwo jest to robić zza komputera czy na wygodnej kanapie. Tylko zastanówmy się, co sami byśmy zrobili w takiej sytuacji. Czy poszlibyśmy na front czy wybrali mniej ryzykowne opcje. A proszę mi uwierzyć, wojna – zwłaszcza z perspektywy okopu – to potworne doznanie…

—–

No więc jako się rzekło, z nadzieją na dalsze wsparcie, udostępniam poniższe przyciski.

Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

Osoby, które chciałby nabyć moją najnowszą książkę pt.: „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji”, w wersji z autografem, oraz kilka innych wcześniejszych pozycji (również z bonusem), zapraszam tu. Polecam się w perspektywie świąt i podchoinkowych prezentów!

Nz. Gdzieś na linii frontu, zdjęcie ilustracyjne/fot. SzG ZSU

Pozamiatane…

…czyli kilka refleksji po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich w Polsce.

To nie były uczciwe wybory – dość wspomnieć to, co wyczyniała publiczna rzekomo TVP, odebranie możliwości głosowania wielu Polakom przebywającym na emigracji, czy kulawy i sprzyjający nadużyciom mechanizm głosowania korespondencyjnego. Gdyby zastosować prawny rygoryzm, znalazłyby się setki powodów do unieważnienia wyników tej elekcji. Ale to droga donikąd. Z grubsza bowiem wiadomo, że „tamtych” jest mniej więcej tyle, co „nas”. Zwieralibyśmy się więc co rusz, niczym wielkie armie czasów okopowej wojny – bez szansy na decydujące rozstrzygnięcie.

Czasem trzeba odpuścić – pozwolić przeciwnikowi na taktyczne zwycięstwo. I robić swoje, niezależnie od tego, że „tamci” – wzmocnieni – będą teraz usiłowali jeszcze bardziej zmienić warunki gry na niekorzyść zwolenników demokracji. Szczęściem w nieszczęściu Polska nie jest aż tak niepodległa i niezależna, by PiS był w stanie zainstalować nam tu twardą autokrację. Trump polegnie w listopadzie, a i w Unii zaczynają widzieć, że czas rozmów już się skończył. Polityczna i finansowa presja zza oceanu i z Brukseli z pewnością przytemperuje zapędy pożal się boże reformatorów.

No i wciąż pozostaje „kryterium uliczne”, którego PiS boi się tak bardzo. Znamienne są w tym zakresie doświadczenia Trumpa, który zagroził protestującym Amerykanom użyciem wojska. Pentagon, i generalicja, kazały mu spadać, jasno pokazując, gdzie zaczyna się prezydencki szklany sufit. Ufam, że i u nas nikt narodu bronią zastraszał nie będzie. Co nie zmienia faktu, że po stronie obrońców demokracji potrzebna jest gotowość do mobilizacji – do wyjścia na ulice, gdy zagrożona będzie jakaś część naszej wolności.

Wyniki wyborów jasno pokazują, że to nie umiejętne zarządzanie państwem dało PiS kolejne zwycięstwo. Kaczyński i spółka zbudowali swe reduty pośród ludzi, których łatwiej przekupić, otumanić i oszukać. Do których prościej dotrzeć z przekazem opartym o różnego rodzaju lęki i uprzedzenia. Dane dotyczące wieku, wykształcenia i pochodzenia elektoratów nie pozostawiają w tym zakresie żadnych złudzeń. Nie obudziłem się dziś – od lat obserwuję te złe polskie -izmy oraz fobie, znam poznawcze uniwersa różnych społecznych klas. Smuci mnie jednak fakt, że w plebiscycie – a tym w istocie były wczorajsze wybory – dają one władzę populistom. Ich sukces to dla mnie powód do wstydu. Wstydu z powodu etnicznego pochodzenia…

Postaw mi kawę na buycoffee.to