Naddniestrze

Trochę jednak niepokoję się tym Naddniestrzem. Docelową wizją wzięcia Ukraińców na południu w kleszcze. Bo owszem, separatystyczna republika nie ma dość sił, by atakować Ukrainę. Komponent stacjonujących tam rosyjskich wojsk liczy 1500-2000 żołnierzy, właściwie pozbawionych sprzętu ciężkiego. „Armia” Naddniestrza jest niewiele większa, zaś potencjał mobilizacyjny pozwala na wystawienie kilkunastu tysięcy ludzi. Dla Ukrainy nie stwarza to bezpośredniego zagrożenia, ale…

Jeśli – jak zapowiadają media – Putin 9 maja uzna niepodległość Naddniestrza, otworzą się wrota dla nieciekawych scenariuszy.

Separatystyczne quazi-państwo może się zwrócić przeciw Mołdawii, od której oderwało się w 1992 roku. A mołdawskie wojsko to niewiele ponad trzy tysiące żołnierzy, słabo wyszkolonych i uzbrojonych, którzy zapewne szybko ulegliby Rosjanom i separatystom. Po co Putin miałby atakować Mołdawię? W warstwie propagandowej chodziłoby o „zapewnienie bezpieczeństwa” rosyjskojęzycznym mieszkańcom regionu, zagrożonym przez ukraińsko-mołdawsko-rumuńskie (a więc i natowskie!) knowania. W wymiarze politycznym byłby to prztyczek w nos Zachodowi i NATO, pokazanie, że w „naszej strefie robimy, co chcemy”. Nie bez znaczenia byłaby warstwa symboliczna – Kreml jak powietrza potrzebuje jakiegoś zwycięstwa przed 9 maja, a zdobycze w Donbasie wciąż pozostają skromne. Wywalczenie dla „ruskiego miru” terenu będącego dotąd niezależnym państwem (co z tego, że lilipucim? Przypomnijcie sobie ekstazę sowieciarskiej propagandy po zajęciu Krymu), dałoby się sprzedać „swoim” jako nie lada osiągnięcie. No i jest jeszcze, chyba najważniejszy, wymiar operacyjny – zdobycie przestrzeni i infrastruktury pozwalającej na rozbudowę rosyjskiego kontyngentu. A to już byłby dla Ukrainy poważny problem.

Mołdawia wraz z Naddniestrzem otoczone są przez Ukrainę i Rumunię. Próba wybicia korytarza lądowego do Naddniestrza wzdłuż brzegu Morza Czarnego jak na razie Rosjanom się nie powiodła – utknęli w okolicach Chersonia i od wielu tygodni nie są w stanie pójść dalej, na zachód. Pozostaje im droga morska – desant na zachód od Odessy, jeszcze na obszarze Jedysanu, czy dalej na południowym-zachodzie, w Budziaku (to ten kawałek Ukrainy leżący „pod” Mołdawią). Warunki terenowe są tam kiepskie, ale im bliżej Odessy, tym trudniej byłoby najeźdźcom wysadzić desant bez ryzyka natychmiastowego wpadnięcia pod ogień dobrze umocnionych obrońców. W Budziaku nie ma zbyt wielu ukraińskich wojsk – na południu Ukrainy wysiłki obrońców skupione są na osłonie Odessy od morza i wschodu. Pytanie, czy Rosjanie są w stanie przeprowadzić operację desantową w tej części Morza Czarnego? Po utracie „Moskwy”, której zadaniem było współtworzenie parasola ochronnego dla ewentualnych sił inwazyjnych, te możliwości są niższe. Zwłaszcza że flota czarnomorska straciła również duży okręt desantowy w Berdiańsku, podczas słynnego ataku na port (uszkodzeniu uległa wówczas także kolejna jednostka). Mimo wszystko „podrzucić” wojsko byłoby czym, osłonić z powietrza również, ale problem może być z „ludzkim wsadem”. Rosyjska piechota morska poniosła duże straty podczas walk o Mariupol; dziś nie wiemy, jak szybko jest w stanie wystawić odpowiednio silny i liczny kontyngent.

Wiadomo za to, że do walki pali się WDW – wojska powietrznodesantowe, pokonane przez Ukraińców podczas bitwy o Kijów. Istotnie wykrwawione, ale wciąż stanowiące dużą i realna siłę. O elitarności tej formacji decyduje nie tylko dobre wyszkolenie i wyposażenie, istotny jest też etos, budowany w oparciu o poczucie wyjątkowości. „Jesteśmy zbrojnym ramieniem Rosji, jej spadającą z góry pięścią”, brzmi jeden ze sloganów rekrutacyjnych formacji. „Desantnicy” to nie są przerażeni poborowi czy zdemoralizowani żołnierze kontraktowi (którzy uznali, że armia to dobry sposób na awans społeczny, ale żeby od razu musieć walczyć…?), a wytrawne wojsko, żyjące teraz pod silną presją „odkucia się”, zmycia upokorzenia. Patrząc z perspektywy rosyjskiego dowództwa, żal byłoby tej oddolnej chęci nie wykorzystać. Tak dochodzimy do drugiej opcji wsparcia dla Naddniestrza i wykorzystania go w wojnie z Ukrainą – drogi lotniczej. Przerzut spadochroniarzy z Krymu to ryzykowana operacja – ukraińska obrona przeciwlotnicza w rejonie Odessy jest silna. Zapewne wiele wyładowanych spadochroniarzami Iłów-76 nie dotarłoby do celu. Ale Rosjanie „umią w ryzyko” jak mało kto, co w odniesieniu do tej wojny, i WDW, już udowodnili – podczas zuchwałego rajdu na Hostomel. Port lotniczy w Kiszyniowie, stolicy Mołdawii, to jedyne w tym kraju lotnisko z prawdziwego zdarzenia (nie to co lotnisko w Tyraspolu, „stolicy” Naddniestrza). Gdyby wpadło w ręce Rosjan, mogłoby stanowić odpowiednią bazę dla mostu powietrznego z Krymu. Oczywiście, utrzymanie tego mostu wymagałoby zduszenia ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, ale przy odpowiedniej determinacji Rosjanie byliby w stanie to zrobić (ostatecznie chodzi tylko o jej okołoodesską część).

I właśnie tego najbardziej się boję – kumulacji rosyjskich uderzeń, które w konsekwencji pozwoliłyby stworzyć dla Odessy i całego południowego odcinka ukraińskiej obrony zagrożenie także z zachodu. I już sama wizja takich wydarzeń może przynieść negatywne skutki. Bo załóżmy, że Putin poprzestanie na uznaniu niepodległości Naddniestrza. Ukraińcy i tak będą musieli zareagować. Ryzyko, że skończy się jak w przypadku republik donbaskich – gdzie uznanie niepodległości było pretekstem do wejścia rosyjskich wojsk – będzie zbyt duże. Zareagować, czyli dyslokować wojsko i sprzęt, by odciąć Rosjanom możliwość morskiej i lotniczej drogi wsparcia dla naddniestrzańskich separatystów. Kosztem innych odcinków frontu.

Więc może by tak Ukraińcom pomóc? Na przykład wprowadzając do Mołdawii wojska NATO. Nie byłoby to uprzedmiotowienie Kiszyniowa, bo ten chętnie przyjmie zachodnią pomoc. Mołdawia ani myśli stać się częścią „ruskiego mira”; dość posłuchać pani prezydent tego kraju. Tym sposobem w zarodku zduszono by rosyjskie pomysły na stworzenie odpowiedniej przestrzeni operacyjnej. A gdyby jeszcze wyprowadzić w morze natowską flotę… Już sama obecność jednostek NATO w północno-zachodnim rejonie Morza Czarnego pokrzyżowałaby ewentualne plany wysadzenia orkowego desantu.

—–

W Ukrainie wiosna. Taka specyficzna, w której drzewa kwitną, a domy się walą…/fot. Центр стратегічних комунікацій та інформаційної безпеки

Postaw mi kawę na buycoffee.to