Kamizelki

– No lepszego schowka dla tego waszego sprzętu to nie mogłeś znaleźć… – wyrzut w głosie córki był wyraźny. – Chciałam sobie poczytać w tym miejscu – mówiła do słuchawki, mając na myśli wolną przestrzeń pod piętrowym łóżkiem w jej własnym pokoju. – Ehh – westchnęła.

Parę godzin wcześniej odłożyłem tam kilka ciężkich toreb – w każdej po hełmie i kamizelce – uznając, że „sektor Magdy” jest najbezpieczniejszym miejscem w domu. Bałem się, że wykonane z jakiegoś skóropodobnego tworzywa worki przyciągną uwagę psów, które – w przeszłości – rozpakowały zębami już niejeden zostawiony samopas pakunek. Kamizelka z wkładem balistycznym czy kevlarowy hełm mogłyby nie być godnym wyzwaniem, ale z drugiej strony – kto tam drani wie? Zamknąłem więc pokój córki i pojechałem do pracy.

– Przeniosłaś je gdzie indziej? – spytałem, wizualizując sobie próby przepchania toreb w wykonaniu rozeźlonej dwunastolatki.

– No nie, za ciężkie – usłyszałem w odpowiedzi. – Zresztą, niech sobie wygodnie leżą. One mają ci uratować życie…

Westchnąłem. Wygodnie, czyli na leżącym pod łóżkiem materacu. Wzruszyło mnie to magiczne myślenie i świadomość, że jego źródłem jest dziecięca troska.

– Przepraszam, wrócę do domu i przeniosę te torby gdzie indziej – powiedziałem tylko, kończąc rozmowę.

Ale jej przebieg spowodował, że znów zacząłem się zastanawiać nad pewną kwestią. A mianowicie – pakować kamizelkę do bagażu głównego, czy zakładać na siebie? Jeśli na siebie, to co się stanie na lotnisku, podczas odprawy? Jako dziennikarz mam prawo do wyjazdu za granicę w sprzęcie ochronnym, ale czy czterech oszpejonych gości nie będzie dla lotniskowych służb zbyt wielkim wyzwaniem? A dla pasażerów? Hmm…

Jedenaście kilogramów kłopotów.

Ale bez nich ani rusz.

– Wiesz – mówił mi kilka dni temu dziennikarz, który właśnie wrócił do Polski. – Ludzie tam łatwo i szybko pociągają za spust. A jak dostaniesz z dwanaście-przecinek-siedem, to żadna kamizelka czy hełm cię nie uratuję. Ale ostrzały artyleryjskie są tak częste, że warto się zabezpieczyć przed odłamkami.

W rzeczy samej. Tak czy inaczej czeka nas więc wielbłądzia dola – w drodze na wschodnią Ukrainę.

—–

Nz. Tym razem sprawdzanie intrygujących toreb odbyło się pod kontrolą. Ale wczoraj, pod moją nieobecność w domu, mogło być różnie…/fot. Marcin Ogdowski

Postaw mi kawę na buycoffee.to