Kilka dni temu pewien wojskowy przekonywał mnie, że za bezprecedensowy szturm imigrantów na europejskie plaże odpowiadają… Rosjanie.
Ta teza wydaje mi się równie absurdalna, jak oskarżenie rosyjskiego wywiadu o spowodowanie katastrofy w Smoleńsku. Rosyjskie spec-służby – niczym demiurg – sterujące wielkimi procesami?
Wolne żarty.
Ale z drugiej strony, Rosjanie doskonale wykorzystali Smoleńsk, by móc wpływać na nastroje społeczne w Polsce. I w efekcie przyczynili się do wewnętrznego konfliktu, który na lata podzielił nasze społeczeństwo. Agentura wpływu i użyteczni idioci mieli w ostatniej pięciolatce ręce pełne roboty.
Destabilizacja przeciwnika to zasadniczy cel, jeśli prowadzi się agresywną operację wywiadowczą – a taką wobec krajów Zachodu „od zawsze” prowadziła i KGB i jej następczyni FSB. Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby na jaw wyszło, że jakaś część gangów przemycających ludzi ma związki z rosyjskimi służbami. Nie byłoby dla mnie niczym nadzwyczajnym, gdyby za propagowanie idei ucieczki do Europy odpowiadały osoby opłacane przez Moskwę. Gdyby za działaniami reżimu Assada – zmuszającymi ludzi do emigracji – stali rosyjscy doradcy. Gdyby handlarze syryjskimi paszportami również – w jakiejś mierze – mieli moskiewskich zleceniodawców. Długofalowym celem Rosji jest destabilizacja Unii Europejskiej, byłoby więc dziwne, gdyby FSB zignorowała możliwości, jakie daje bliskowschodni konflikt i jego społeczne konsekwencje.
Ale co innego wykorzystać, a co innego sprowokować.
Smoleńsk przywołałem nie bez powodu. Otóż pamiętam doskonale, jak dobrze wykształceni, obyci i światli ludzie naigrywali się z głupoty „smoleńskiego ludu”. Wskazując na absurdy w jego zachowaniu. Dziś wielu z nich – także wśród moich znajomych – popada w identyczną histerię, tym razem antyimigrancką. Dając się zwieść wizjom muzułmańskiego motłochu, który lada moment zacznie gwałcić nasze kobiety i niszczyć nasze groby, a w łagodniejszym wydaniu – zmusi nas do przyjęcia skrajnej wersji islamu.
Moi drodzy, nie przyszło Wam do głowy, że obrazki dziczy demolującej Węgry, są niczym mgła w Smoleńsku? Fragmentem wyjętym z szerszego kontekstu, niemającym wpływu na całość wydarzeń? Nie macie świadomości, że owo wyjęcie jest dowodem medialnej manipulacji, której ulegacie niczym zwolennicy teorii dobijania na smoleńskim pogorzelisku?
Mgła była, coś na dźwięk wystrzałów też dało się usłyszeć – ale czy to są dowody na zamach?
Poczytajcie relacje uczciwych dziennikarzy, którzy są i byli na Węgrzech. Jasno z nich wynika, że ekscesy – którymi tak podniecamy się w Polsce – to ledwie ułamek rzeczywistości. Nieliczne przypadki, które w żadnym razie nie powinny mieć wpływu na ocenę całości zjawiska. Nie da się z nich wywieść logicznego wniosku, że „tamci” idą tu po to, by nas zabić/zniewolić/stłamsić.
A teraz znów Rosjanie – pozornie bez związku, ale doczytajcie do końca.
Otóż nasi dawni wielcy bracia perfekcyjnie wykorzystują podatny grunt wciąż pielęgnowanej przez wielu Polaków niechęci do Ukraińców. Niechęci usprawiedliwianej faktami z historii – przede wszystkim rzezią wołyńską z 1943 roku. Nie tylko doskonale zagospodarowali potencjał użytecznych idiotów, tworzących niszowe, ale liczne strony internetowe. Rosyjscy trolle, przy pomocy nieświadomych manipulacji polskich internautów, zdominowali też fora dyskusyjne mediów głównego nurtu. Wystarczy zerknąć w komentarze pod dowolnym tekstem poświęconym Ukrainie. Zwykle jest to ściek – pełen inwektyw, niesprawiedliwych ocen i zwykłych wymysłów – jednak w jego oparciu wiele osób buduje sobie alternatywny obraz wydarzeń.
Z tym samym zjawiskiem mamy do czynienia w przypadku imigrantów. I owszem, sugeruję, że i tu maczają palce Rosjanie. Skłócenie społeczeństwa, konflikt na linii obywatele-politycy, podkręcanie postaw eurosceptycznych, a kto wie, może w przyszłości spirala tak się nakręci, że jak w Niemczech zaczniemy fizycznie atakować „szuszfoli” – oto skrócony katalog rosyjskich korzyści. Ale znów konieczne jest zastrzeżenie – byśmy nie przeceniali roli Rosji. Bo tak naprawdę duża część roboty „robi się sama”.
Szwadrony użytecznych idiotów mają dziś godła wszystkich polskich redakcji. Kto jeszcze nie zdołał się zorientować, tego informuję – misja umarła, współczesne polskie dziennikarstwo (poza nielicznymi wyjątkami), funkcjonuje w oparciu o credo: „Straszyć, śmieszyć, otumaniać”. Bo z jakiegoś powodu taka oferta najlepiej się sprzedaje.
A w tym konkretnym przypadku jest jeszcze jawna i powszechna islamofobia – niezależna od aktualnych wydarzeń. Ludzie mediów schlebiają jej nie tylko dla własnego interesu – często zwyczajnie ją podzielają.
—–
Zdjęcie ilustracyjne (okolice obozu uchodźców pod Falludżą w Iraku, jesień 2005)/fot. Krzysztof Żuczkowski