Piękne, długonogie dziewczyny zalotnie spoglądały znad szklanek wypełnionych kolorowymi drinkami. Wystrojone, z nienagannym makijażem, wyglądały jakby szły na pierwszą randkę. Nienachalny, elegancki wręcz wystrój klubu tylko podkreślał wyjątkowość i odświętność całego zdarzenia. Tymczasem nie działo się nic nadzwyczajnego – ot, sobotni wieczór w modnej pizzerni w Kramatorsku. Wesoła muzyka, dobre jedzenie, nienajgorszy alkohol.
Bal na „Titanicu”? Być może. Powstańcy przygotowują się do zamknięcia klina, wżynającego się w ich tereny. Kramatorsk co prawda znajduje się nieco wyżej, ale pewności nie ma, że miasto nie znajdzie się w zasięgu ofensywy. Smutna statystka ostatnich dziewięciu dni zdaje się potwierdzać rozmach, z jakim działają separatyści. Według danych ONZ, w tym czasie na wschodzie Ukrainy zginęło niemal 300 osób, w większości, niestety, cywilów.
Kramatorsk już był pod władaniem separatystów – latem 2014 roku, wraz z nieodległym Słowiańskiem, został odbity przez armię ukraińską. Przejeżdżając przez miasto nie widzieliśmy śladów toczonych tu walk, ale hotel, w którym się zatrzymaliśmy, w dużej mierze został zajęty przez wojsko. Tak naprawdę mieliśmy sporo szczęścia, że udało nam się znaleźć wolny pokój.
Do Kramatorska przywiózł nas Ilja – taksówkarz z Dniepropietrowska. W jego rozklekotanym lanosie spędziliśmy bite sześć godzin. Mając wrażenie, że nasze tyłki szorują po podłej, pełnej dziur jezdni. Trzech mężczyzn z tyłu, pasażer i kierowca z przodu – na każdym blok-poście (jak tutaj nazywa się punkty kontrolne obsadzone przez wojsko i milicję), zwracaliśmy na siebie uwagę. Co zwykle oznaczało konieczność opuszczenia auta i okazania paszportów.
Już niemal u kresu podróży – tuż po tym, jak przejechaliśmy kilkanaście kilometrów wzdłuż linii frontu – natknęliśmy się na lotny patrol drogówki.
– Tu Ukraina, tam DRL – tłumaczył nam milicjant, wskazując drogę odbijającą w prawą stronę. Po czym wrócił do zatrzymanego wcześniej samochodu na lokalnych numerach rejestracyjnych. W tym czasie jego kolega zwijał rozstawiony na trójnogu przenośny fotoradar…
—–
W lanosie było tak zimno, że szyby zamarzły od wewnątrz…/fot. Michał Zieliński