Pracowałem z Podhalańczykami w Iraku, w 2005 roku, i w Afganistanie, 8 lat później. To dobre, profesjonalne wojsko. Ale szkolone zupełnie inaczej i przeznaczone do zupełnie innych celów niż siły specjalne. Tymczasem jeden z „górali” został właśnie dowódcą „specjalsów”. To tak, jakby nauczyciela nauczania początkowego, wyznaczyć na trenera szkolnej drużyny koszykarskiej.
Dymisja gen. Guta i nominacja gen. Marchwicy to sytuacja idealnie odzwierciedlająca stan, w jakim znalazło się Wojsko Polskie. Przeprowadzane od miesięcy czystki sprawiły, że ławka się już skończyła.
Kiedyś, w Afganistanie, byłem świadkiem dramatycznej rozmowy dowódcy plutonu bojowego z przełożonym, ze sztabu zgrupowania.
– A kim ja, kurwa, mam robić!? – rzucił do słuchawki młody podporucznik. Jego oddział był zdziesiątkowany, zmęczony wiosenno-letnią kampanią. Oficerowi z trudem udawało się kompletować ekipy do kolejnych patroli.
To, co dzieje się z generałami, ma również miejsce z oficerami niższych stopni. Umyka nam ów fakt, bo uwaga mediów – co zrozumiałe – ogniskuje się na szczytach wojskowej hierarchii. Jest więc kadra oficerska WP trochę jak ten pluton – nie ma już komu robić. Z tą różnicą, że w Afganistanie fizycznie brakowało ludzi. Tu owszem są, całe zastępy – tylko umiejętności i kompetencje nie te.
Srogą cenę przyjdzie nam za to zapłacić…
—–
Żołnierze Zespołu Bojowego Charlie, Podhalańczycy. Afganistan, prowincja Ghazni, jesień 2013/fot. Marcin Ogdowski