Słabości

Szanowni! Wracam po urlopie z dobrą nowiną na temat książki, której jestem współautorem. Wydawnictwo nosi tytuł „Z Wami wolność. O wojnie i z wojny”, ukazało się pod redakcją Jakuba Olchowskiego, nakładem Instytutu Europy Środkowej – i w całości traktuje o konflikcie w Ukrainie.

Do postu załączam zdjęcie okładki oraz fragment wstępu, w którym Redaktor zachęca do lektury mojego tekstu.

Podczas urlopu nie miałem okazji dziękować Patronom i Darczyńcom. Podziękowania dla Donatorów, którzy przez te dwa tygodnie o mnie nie zapomnieli, posłałem dziś na maile – z miłym jak sądzę załącznikiem w postaci e-wersji wspomnianej książki [1].

Książki, która już niebawem ukaże się również w wersji papierowej.

Dziś publikuję jej fragment – będący częścią mojego analitycznego tekstu. Do lektury całości szersze Gremium zaproszę pod koniec tygodnia.

Niech się czyta!

—–

„(…) No więc co się stało, że armia rosyjska zawiodła oczekiwania, ukraińska zaś „urosła”? Jak w przypadku każdego poważnego zjawiska, mamy tu do czynienia z masą zmiennych. Wskazując najistotniejsze, przypiszę je do dwóch zasadniczych zbiorów. W pierwszym znajdą się czynniki techniczne/technologiczne, w drugim kulturowe. To oczywiście uproszczenie – dość wspomnieć, że oba zbiory się przenikają, wiele zmiennych nosi cechy i techniczne, i kulturowe, jedne wynikają z drugich. Postaram się te ciągłości na bieżąco wskazywać.

Weźmy przykład korupcji i złodziejstwa trawiących Rosję, w szczególności zaś instytucje związane z obronnością. Na przestrzeni dekady – jaka minęła od objęcia przez Siergieja Szojgu funkcji ministra obrony, do pełnoskalowej inwazji na Ukrainę – Kreml wydał na cele wojskowe ponad 500 mld dol. Część tych środków została przeznaczona na pensje, emerytury i inne koszty stałe. Zakładając, że pochłonęły one maksymalnie 50 proc. corocznych budżetów (co odpowiadałoby strukturze wydatków wojskowych typowej dla mniej zamożnych krajów), nadal mamy gigantyczną kwotę na mnożenie potencjału i jego modernizację. Tymczasem już w pierwszych dniach wojny wyszło na jaw, że gros zdobytych lub zniszczonych rosyjskich czołgów – „na papierze” poddanych wcześniej kolejnym udoskonaleniom – prezentowała poziom sprzed 30-40 lat i stosowne do wieku zużycie. Czym zatem były rzekome remonty, no i gdzie podziały się zamontowane jakoby nowe podzespoły (jak choćby znacząco podbijająca wartość bojową wozów opto-elektronika)? Ilja Szumanow, dyrektor generalny spenalizowanej przez Putina Transparency International Russia szacuje, że „premie korupcyjne” w sektorze wojskowym sięgały nawet 80 proc. wartości kontraktów. Kradli generałowie, kradli właściciele i dyrektorzy fabryk, w mniejszym zakresie, ale za to liczniej okradali armię niżsi rangą wojskowi oraz pracownicy przemysłu. Gdy w marcu 2022 roku zdemolowana pod Charkowem 1. Armia Pancerna sięgnęła do rezerw, tylko jeden na dziesięć zmagazynowanych T-80 nadawał się do służby. W pozostałych czołgach brakowało m.in. bloków elektroniki, wytrzebionych przez złodziei metali (pół)szlachetnych. Nie czas i miejsce na rozważania o tym, skąd bierze się status Rosji jako jednego z najbardziej skorumpowanych krajów świata. Na potrzeby tego artykułu wystarczy stwierdzenie, że zjawisko to wprost przekłada się na obniżoną wartość bojową armii.

Ukraińcy – podobnie jak inne wspólnoty z posowieckiego uniwersum – również borykali się z ogromną korupcją, która wojsko naznaczyła w sposób szczegóły. Ikonograficzne obrazki żołnierzy, wysyłanych wiosną 2014 roku do Donbasu w cywilnym obuwiu sportowym, nie były rosyjskimi fałszywkami. Tak jak informacje o ograbionych składach paliw i smarów, zdekompletowanych ciężarówkach czy czołgach widniejących w ewidencji jednostek, a faktycznie wojujących bądź zmienionych już we wraki w którejś z afrykańskich wojen. W wolnej Ukrainie zasoby armii przez lata podlegały procesom nielegalnej prywatyzacji. Zapasami wojska – od samolotów i czołgów po pistolety – na masową skalę handlowali oligarchowie do spółki z generalicją, na mniejszą, szefowie pododdziałów. „Tuczyły” się na tym rozmaite państwa i państewka, doposażały międzynarodowe i lokalne grupy przestępcze. Rozważając fenomen ochotniczych batalionów powstających w Ukrainie po 2014 roku, nie sposób pominąć kondycji regularnej armii – jej technicznej degrengolady. Ktoś musiał wojsko wyręczyć, i wyręczył, tyle że na dłuższą metę obywatelski entuzjazm to za mało, by ocalić państwo. To właśnie ta refleksja leżała u postaw całej serii działań podjętych przez ukraińskie władze po 2014 roku, mających na celu uzdrowienie sił zbrojnych i przemysłu obronnego. I choć w 2022 i 2023 roku nadal ujawniano skandale korupcyjne – na przykład związane z dostarczaniem przepłaconej żywności dla ZSU – skala kryminalnych nadużyć dramatycznie spadła, podobnie jak tolerancja dla nich. Sądząc po wysokiej efektywności sił zbrojnych, rak korupcji i złodziejstwa przestał być dla armii śmiercionośną chorobą (co nie znaczy, że przestał być problemem).

*     *     *

W 2010 roku armia rosyjska ogłosiła światu, że rezygnuje z onuc. Poza praktycznym sprawa miała również charakter prestiżowy, ocieplacze do stóp bowiem na tyle zrosły się z wizerunkiem rosyjskiego żołnierza, że uchodziły wręcz za jego symbol. Stąd „onuce” jako zamienne określenie dla sołdatów Federacji, zaadoptowane także przez internautów do opisu Rosjan jako takich. Określenie pogardliwe z uwagi na anachroniczność okrycia i towarzyszący mu często nieprzyjemny zapach. „Żołnierze dostaną nowe wyposażenie osobiste!”, chwaliły ministerstwo obrony rosyjskie media. Szybko okazało się, że w garnizonach narażonych na najniższe temperatury wojskowi masowo rezygnowali z przydziałowych skarpet i kalesonów. Marzli, odmrażali kończyny, więc onuce po cichu wróciły do łask. I musiało minąć kolejnych kilka lat, żeby zastąpiła je nowoczesna bielizna termo-aktywna. Ale materiały, z których ją wykonano, nie pochodziły z Rosji; miejscowy przemysł nie potrafił opanować technologii wykorzystujących zjawisko hydrofobowości. Wyprodukować ciuchów, które utrzymałyby ciepłotę, jednocześnie odprowadzając wraz z wilgocią jej nadmiar, dając tym samym stałe uczucie suchości i komfortu termicznego. Patenty były zachodnie, no i chińskie (będące podróbkami tych pierwszych), nigdy zaś rodzime.

Zostawmy na chwilę „sprawy przycielesne”. Na początku marca ub.r. na podkijowskim odcinku frontu doszło do pancernej potyczki. Natarły na siebie dwa pododdziały, nim padł ostatni strzał, kilka czołgów i wozów bojowych zostało zniszczonych. „Oszczędziliście nam javelinów” – drwili Ukraińcy, mając na myśli amerykańskie wyrzutnie przeciwpancerne. W istocie bowiem był to przykład friendly fire, jak w natowskiej nomenklaturze określa się pokrycie ogniem własnych wojsk. Rosjanie, nim zorientowali się, że weszli w bratobójczy kontakt, spopielili w trafionych pojazdach wielu towarzyszy (ukraińska propaganda podawała, że zniszczono 13 wozów, ale faktycznie było ich nie więcej niż sześć). Na wojnie – zwłaszcza nocą bądź przy ograniczonej przez pogodę widoczności – takie sytuacje się zdarzają. Dlatego armie starają się wyposażyć żołnierzy w sprzęt poszerzający ich świadomość sytuacyjną. W tej konkretnej sytuacji Rosjan mógłby uratować odpowiednik amerykańskiego systemu BFT (ang. Blue Force Tracker). Pozycjoner własnych (niebieskich) wojsk, coś na wzór cywilnego GPS-a, uwzględniający położenie innych oddziałów do poziomu pojedynczych wozów, oraz zawierający dodatkowe informacje o sytuacji w określonym rejonie. Ów terminal służy również do komunikacji – głosowej i pisemnej – tak, by każdy podpięty operator mógł na bieżąco aktualizować dane. Rosjanie – uważano przed inwazją – mieli i takie rozwiązania, tymczasem szybko wyszło na jaw, że borykają się z technologicznym zapóźnieniem. Świadomość sytuacyjną budując na tradycyjnej łączności radiowej, a gdy ta zawodziła, zbierając informacje jak przed kilkudziesięciu laty, za pomocą prostych technik wizualnych.

Wbrew propagandowym zapewnieniom, rosyjski przemysł nie jest w stanie dostarczyć wojsku wielu zarówno skomplikowanych systemów, jak i prostych elementów wyposażenia. Według źródeł ukraińskich, jedna trzecia Rosjan ewakuowanych medycznie podczas ofensywy zimowej, to ofiary odmrożeń i hipotermii. Dziwne? Mniej, jeśli uświadomimy sobie, że sankcje objęły także przemysł odzieżowy, a chińskie zamienniki często nie trzymają jakości. Dodajmy do tego ustalenia generała Andrieja Guruliowa, członka Dumy Państwowej, który w październiku 2022 roku donosił o „zaginięciu” 1,5 mln sortów mundurowych. Uniformów prawdopodobnie nigdy nie wyprodukowano, ale wydatki związane z ich pozyskaniem zostały przez MON poniesione. Znów więc mamy zmorę korupcji – czynnik kulturowy – która w połączeniu z technologiczną niemocą daje dramatyczne dla Rosjan wyniki. Owa niemoc ma też i kulturowe korzenie – nie tylko poprzez związek z korupcją (nielegalne transfery części środków przeznaczonych na innowacyjne rozwiązania). Coś musi być z rosyjską organizacją pracy i motywacją mocno nie tak, skoro mimo ogromnych pieniędzy przeznaczanych na obronność, ośrodki badawcze i przemysł nie dają armii niezbędnych narzędzi. Bądź dają ich za mało.

I Ukraińcy długo pozostawali „ślepi i głusi”. Lecz gdy zaczęła się inwazja, zaczęło też skokowe budowanie zdolności w obszarze świadomości sytuacyjnej. NATO rzuciło do pomocy Ukrainie zwiad satelitarny i lotniczy, szybko doprowadzając do stanu, kiedy dane przekazywano w czasie rzeczywistym. „Jakość BFT” na poziomie najmniejszych oddziałów ZSU osiągnięto dzięki wykorzystaniu cywilnych technologii – Internetu satelitarnego (starlinków) oraz komputerów i telefonów z odpowiednim (stworzonym już na potrzeby armii) oprogramowaniem. Ta „proteza” dała Ukraińcom przewagę, szczególnie w pierwszych miesiącach wojny. Co zaś się tyczy „spraw przycielesnych” – zimę z przełomu 2022-2023 roku ukraińscy żołnierze przetrwali w dużo lepszej kondycji niż rosyjscy dzięki doskonałym natowskim sortom mundurowym.

*     *     *

Wróćmy do kwestii technologicznego zapóźnienia. W przededniu inwazji spekulowano, że Rosjanie przeprowadzą atak wedle zachodnich wzorców nowoczesnej wojny. Że „od ręki”, korzystając z dalekonośnej precyzyjnej amunicji, dokonają potężnego uderzenia w kluczowe elementy ukraińskiego systemu obronnego. Pierwsze filmy z zaatakowanego kraju zdawały się potwierdzać ów scenariusz – kamery monitoringu kilku ukraińskich lotnisk zarejestrowały ostatnie fazy lotów i upadki pocisków manewrujących. „Wybombardują ich”, myślałem wówczas. Analogie z działaniami Amerykanów w Iraku nasuwały się same. Tymczasem minęła pierwsza doba, a Rosjanie użyli niewiele ponad stu rakiet. W kolejnych dniach jeszcze mniej, w sumie zaledwie tysiąc po trzech miesiącach działań. Intensywność precyzyjnego ognia dramatycznie niska jak na „drugą armię świata”. Ba, nawet podczas jesienno-zimowej kampanii rakietowej, w ramach której zamierzano zniszczyć ukraińską energetykę, Rosjanie używali 50-60 skrzydlatych pocisków w pojedynczym uderzeniu. W największym ataku – z 15 listopada 2022 roku – wykorzystali 96 rakiet Ch-101 i Ch-555. W całym pierwszym roku inwazji wystrzeli nie więcej niż trzy tysiące tego rodzaju środków bojowych. By rzucić na kolana kraj wielkości Ukrainy, musieliby strzelać cztery-pięć razy więcej. Musieć a móc robi różnicę…

Armia rosyjska weszła do wojny z Ukrainą bez należytego zapasu precyzyjnej amunicji. W tym wątku skupiamy się na lotniczych pociskach manewrujących, ale dotyczy to całego spektrum „inteligentnych” środków rażenia – z braku miejsca jedynie sygnalizuję złożoność problemu. Przestawienie gospodarki na tory wojenne niewiele w tej materii zmieniło – wedle szacunków ukraińskiego wywiadu, przemysł Rosji wiosną 2023 roku mógł wytwarzać około 70 skrzydlatych pocisków – i był to znaczący wzrost w porównaniu z poprzednimi miesiącami. Takie wyniki nie pozwalały ani na odtwarzanie zapasów, ani na skuteczną kampanię rakietową, zwłaszcza w obliczu rosnącej wydajności ukraińskiej obrony powietrznej, od jesieni 2022 roku zasilanej zachodnimi systemami. Dość wspomnieć, że z tych 70 rakiet zaledwie kilkanaście miało szanse dolecieć do celu.

Zwiększenie produkcji raczej nie wchodzi w grę. Rosjanie mogą bez istotnych problemów wytwarzać kolejne korpusy, silniki oraz głowice bojowe, jednak „sercem” nowoczesnej amunicji są systemy nawigacyjne i celownicze. Stare, analogowe rozwiązania nie gwarantują właściwej precyzji i niezawodności, dlatego tak dużo rosyjskich rakiet używanych w wojnie z Ukrainą – pamiętających jeszcze czasy ZSRR – „gubi się” lub spada przed dotarciem do celu, a jeśli doleci, razi jego okolice. Rewolucja cybernetyczna – szczególnie związana z nią miniaturyzacja – okazała się niewdzięcznym wyzwaniem najpierw dla sowieckich, a potem dla rosyjskich naukowców. W zbrojeniówce poradzono sobie z tym w duchu niegodnym oficjalnej ideologii – już na etapie projektowym przewidując zastosowanie zachodniej elektroniki. Pozyskiwanej na różne sposoby, od oficjalnych zakupów po nielegalne transakcje, które z nadejściem reżimu sankcyjnego – „delikatnego” po roku 2014 i ostrego po zeszłorocznej inwazji – stały się dużo trudniejsze do przeprowadzenia. A bez „elektro-wsadu” ani rusz. Abstrahując na moment od tematu rakiet – wielu obserwatorów zastanawia się, gdzie są rosyjskie super-czołgi T-14 Armata. Ano nie ma ich, bo brak nowoczesnej opto-elektroniki (oraz problemy z napędem, który „od zawsze” pozostaje piętą achillesową radzieckiej/rosyjskiej technologii), właściwie przesądził o niepowodzeniu programu (…)”.

—–

Dziękuję za lekturę! Ufam, że przypadła Wam do gustu i sięgniecie po resztę. Korzystając z okazji, przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

- wystarczy kliknąć TUTAJ -

[1] Dostałem kilkanaście „zwrotek” z informacją o braku możliwości dostarczenia maila. Jutro ponowię wysyłkę.