Front

Noc w ziemiance - pozycje wojsk ukraińskich w okolicach Mariupola/fot. Darek Prosiński
Noc w ziemiance – pozycje wojsk ukraińskich w okolicach Mariupola/fot. Darek Prosiński

Czarne owce

Front w okolicach Mariupola zmienił się też pod innym względem. Latem 2015 roku na pierwszej linii walczyły formacje ochotnicze „Azow” i „Donbas”. Armia jedynie zabezpieczała tyły. Dziś role się odwróciły – frontalne pozycje objęli żołnierze brygad zmechanizowanych i piechoty morskiej, zaś ochotnicy zostali wycofani na drugą i trzecią linię – głównie do pilnowania posterunków na drogach.

Zdaniem części „dobrowolców”, owa rotacja to element szerszej gry, którą prowadzą władze Ukrainy, a której celem ma być marginalizacja jednostek ochotniczych (docelowo zaś ich rozwiązanie). Faktem jest, że subordynacja tych oddziałów od zawsze stanowiła problem dla dowództwa ukraińskich sił zbrojnych, a ambicje polityczne ich liderów rodziły zagrożenie dla pomajdanowego reżimu. Kontrowersje budziła też rasistowska ideologia i symbolika, do których szczególnie mocno odwoływał się „Azow” – co skutecznie wykorzystywała rosyjska propaganda, szkodząc wizerunkowi Ukrainy w świecie.

Nawet jeśli zmiana charakteru tych jednostek – z bojowego na policyjny – to początek procesu demobilizacji, już dziś widać, że łatwo nie będzie.

– Gdy wiosną 2014 roku armia była w rozsypce, a właściwie nie istniała, to my sięgnęliśmy po broń – mówił mi wzburzony Taras (imię zmienione – dop. MO). – To my zatrzymaliśmy pochód separów i Rosjan. Nie zasługujemy na to, by dziś traktowano nas jak czarne owce.

Taras to podoficer, pochodzący z zachodniej Ukrainy. Jak zapewniał, wciąż widzi siebie w szeregach „Azowa” – czy szerzej, w wojsku – ale zastrzegł też, że postępowanie władz w Kijowie może go zmusić do pójścia w politykę. A wówczas stanie się rzecznikiem secesji województwa lwowskiego.

Świt - czas zaparzyć kawę/fot. Darek Prosiński
Świt – czas zaparzyć kawę/fot. Darek Prosiński

Wata

Polityka jest też obecna w okopach, wśród żołnierzy regularnej armii. Co prawda dowódca jednego z batalionów broniących podejść do Mariupola nadrabiał dobrym humorem.

– Nasza robota jest prosta – zapewniał. – Dziś mamy tylko nie wpuścić wrogów do miasta. Ale za to jutro będziemy strzegli ukraińsko-chińskiej granicy – śmiał się.

Jego żołnierze częściej jednak klęli.

– O Krym warto by się bić, ale na chuj nam ten Donbas? – owo retoryczne pytanie słyszałem wiele razy. – Zaniedbany, byle jaki, zniszczony. No i jeszcze ta wata…

– Wata? – nie wiedziałem, w czym rzecz.

Chodziło o wypełniacz do kufajek, uchodzących za symbol radzieckości.

– Wata. Ludzie stąd nie mają mózgów, a watę – wyjaśniono mi. – Myślą tylko o tym, by robotę odwalić, a po robocie nachlać się albo usiąść z dupą przed telewizorem. Dla nich Związek Radziecki to był idealny świat.

To rzecz jasna krzywdzące uproszczenie, co nie zmienia faktu, że wielu mieszkańcom wschodniej Ukrainy bliżej do Rosji, czy wspieranych przez nią separatystycznych republik. I wiele razy dali temu wyraz. Słowne ataki na żołnierzy sił rządowych weszły już do porządku dziennego. „My do was nie pojechaliśmy wojować, a wy do nas jedziecie!” – to standardowy wyrzut.

My-wy, nasz świat-wasz świat – wojna tylko pogłębiła rozłam na wschodnią i zachodnią część kraju.

Mimo to – mimo łatwego dostępu do alkoholu, fizycznego i psychicznego zmęczenia (roczne tury) oraz zachowawczej postawy wojskowego i politycznego establishmentu – morale żołnierzy ukraińskich wcale nie wydaje się niskie.

Ukraińska flaga na ziemi niczyjej/fot. Marcin Ogdowski
Ukraińska flaga na ziemi niczyjej/fot. Marcin Ogdowski

W ostatnim dniu kwietnia, nad ranem, w okolicach Nowosiliewki, dostrzegłem na ziemi niczyjej niebiesko-żółtą flagę. Któryś z wojskowych zakradł się nocą i ustawił ją pod nosem separatystów. I jedni, i drudzy używają noktowizji, był to więc nie lada wyczyn. Ukraińskie barwy powiewały nietknięte – tamci pewnie jeszcze się nie obudzili.

– Rozstrzelają ją – zwróciłem się do Witalija, który wcześniej pokazał mi imponujący lej.

– Postawimy nową – odparł tamten. – Póki tu jesteśmy, póty jest tu Ukraina.

—–

Żołnierze ukraińscy na pozycjach w okolicach Mariupola – portowego miasta o strategicznym znaczeniu, położonego nad Morzem Azowskim/fot. Darek Prosiński

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Autor

Marcin

I am freelance journalist, writer, blogger, author of military-themed blog bezkamuflazu.pl. During my journalist activities, I covered multiple conflicts and humanitarian crisises – in Iraq, Afghanistan, Ukraine, Georgia, Lebanon, Uganda and Kenya. In years 2009-2014, I wrote blog zafganistanu.pl dedicated to Afghan war, deployment of Polish Forces and veteran’s affairs. I am also author or co author of non-fiction books and political-fiction novels including „Międzyrzecze” and recently published „Stan wyjątkowy”.