Pamiętacie ponury dowcip z 2014 roku – w obiegu po aneksji Krymu – o rosyjskich granicach? Było kilka wersji, za chwilę zacytuję jedną z najpopularniejszych – z odpowiednią, świeżutką korektą. No więc tak:
– Gdzie ma swoje granice rosja?/- Gdzie tego chce!
Oto oryginał. W poprawionej przez życie wersji jest ciąg dalszy:
– Gdzie tego chce… Ukraina
Do wpisu załączam stosowną grafikę (za Natalia Panchenko) – z reklamą najlepszego dostawcy kotłów w Ukrainie (a pewnie i całej Europie).
Ps. Mój ulubiony rodzimy „(pro)rosyjski głos w twoim domu” pozwolił sobie na krytykę przywództwa roSSji, które zabroniło żołnierzom wycofać się z Łymania. Może to kolejny dowód, że media-mobiki na odcinku polskim wyczuły pismo nosem (putinowskiego trupa znaczy), ale nie przywiązuję się zbytnio do tej myśli. W tej krytyce jest bowiem refleksja o drugo- czy wręcz trzeciorzędności kierunku łymańskiego – teza absurdalna, biorąc pod uwagę skutki dalszego rozcinania rosyjskich ugrupowań w Donbasie. Idzie więc raczej – w tym przypadku pod płaszczykiem humanitaryzmu – o deprecjonowanie ukraińskich sukcesów. Że niby bezsensowne te ofiary „niezwykle krwawych walk”, z których poza PR-em nic nie wynika. Jest ból…
—–
Nz. To ukraińscy żołnierze ustalają dziś rosyjskie granice…/fot. Sztab Generalny Ukraińskich Sił Zbrojnych
A jeśli chcesz mnie wesprzeć w dalszym pisaniu, także książki: