Szanse?

Szanse na to, że dzięki zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych wojna w Ukrainie wkrótce się zakończy, zmalały drastycznie. Zadziwiająca uległość donalda trumpa wobec władimira putina i rosji – zwłaszcza brak zgody na kolejne sankcje wobec Moskwy i zwiększenie pomocy wojskowej dla Kijowa – dają rosjanom sposobność do dalszego prowadzenia działań wojennych. Zmuszają też Ukraińców do kontynuowania wysiłków obronnych, wszak Kreml wyklucza jakiekolwiek kompromisy i gra na wyniszczenie przeciwnika.

Gdy tak wiele wskazuje na to, że wojna będzie trwać, jej krwawy i niszczący przebieg aktywuje kolejne dyskusje o „straconych szansach”. Momentach w historii konfliktu, kiedy możliwe było zawarcie porozumień pokojowych, gwarantujących co najmniej czasowe wstrzymanie zabijania. Wiele z tych dywagacji nie ma większego sensu, ale są popularne, warto więc im się przyjrzeć i poddać analizie. Zwłaszcza gdy rosyjska narracja, wedle której to Ukraina jest „niekonstruktywna” i „rzuca kłody pod nogi procesu pokojowego” (określenia zaczerpnięte z kremlowskiej propagandy), zyskuje coraz większą popularność na Zachodzie, także w Polsce.

—–

Zdaniem części analityków, potencjalne szanse na zakończenie wojny w Ukrainie zaistniały jeszcze w marcu 2022 roku. To wtedy delegacje Ukrainy i rosji spotkały się w Stambule. Wbrew późniejszym popularnym nad Wisłą interpretacjom, były to poważne negocjacje. Kijów sygnalizował w nich gotowość do neutralności, Moskwa zaś domagała się m.in. uznania Krymu i Donbasu za terytoria rosyjskie. Była to pierwsza faza pełnoskalowej wojny, Ukraina dzielnie się broniła, lecz jej sytuacja wydawała się krytyczna. Zwłaszcza na początku rozmów pośród Ukraińców panowało przekonanie, że trzeba ratować co się da.

Wkrótce jednak rosjanie nie tylko zostali pokonani pod Kijowem, ale generalnie zmuszeni do ucieczki z północnej Ukrainy. Sam fakt, że „druga armia świata” pierzchła (ówczesny minister obrony federacji siergiej szojgu nazwał ten odwrót „gestem dobrej woli”), dał Ukraińcom poczucie siły. Później zaś nastąpiły wydarzenia, które dramatycznie podniosły poziom ukraińskiej determinacji. Na początku kwietnia 2022 roku – po wyzwoleniu Buczy i innych podkijowskich miejscowości – jasnym stało się, czym jest rosyjska okupacja. I czym byłaby, gdyby wróg zajął kolejne obszary kraju. Gdy jesienią 2021 roku amerykańskie media donosiły o istnieniu list proskrypcyjnych zawierających nazwiska osób przeznaczonych do likwidacji po zajęciu przez rosjan Ukrainy, niewielu w to wierzyło. Powszechnym było przekonanie o samoograniczającym się charakterze ewentualnej rosyjskiej agresji. Buczańska zbrodnia na cywilach wymiotła te naiwne założenia nie tylko z głów Ukraińców – także zachodni przywódcy stracili złudzenia co do rosji i rosjan. To wtedy Zachód na poważnie zaczął pomagać Ukrainie, a skala i zakres tego wsparcia przesądziły o decyzji Kijowa, by kontynuować walkę.

Negocjacje w Stambule zerwano, a czy była szansa na ich finalizację? Ukraińcy nie ufali rosjanom i słusznie, bo ci liczyli na więcej terytoriów. Zapewne wkrótce i tak by po nie sięgnęli, co byłoby łatwiejsze, gdyby wcześniej udało im się narzucić Ukrainie korzystne dla siebie rozwiązania polityczno-instytucjonalne. Wspomnianą neutralność, osłabienie armii, zmianę władzy, która zapewne wybrałaby kurs prorosyjski. W najlepszym razie doszłoby zatem do zamrożenia konfliktu, po którym i tak nastąpiłaby kolejna faza „terminacji ukraińskiej państwowości” (zwrot z dokumentów FSB poświęconych „kwestii ukraińskiej”). W jej ramach wymordowano by ukraińskie elity i brutalnie zrusyfikowano resztę ludności. Patrząc z perspektywy polskiej, mielibyśmy rosję także na południowo-wschodniej granicy.

—–

Z zupełnie odmiennym stanem rzeczy – jeśli idzie o zajmowanie tzw. pozycji siły – mieliśmy do czynienia jesienią 2022 roku. Tak przynajmniej twierdzi część obserwatorów, mając na myśli sytuację wypracowaną przez Siły Zbrojne Ukrainy (ZSU) po kontrofensywach pod Charkowem i Chersoniem. rosjanie ponieśli w nich sromotne klęski, utraciwszy ogromne połacie terenów, z Chersoniem, jednym zajętym przez nich miastem obwodowym włącznie.

Morale armii rosyjskiej sięgało wówczas dna, zginęła bądź została ranna najwartościowsza jej część – przyzwoicie wyszkoleni żołnierze kontraktowi. Wojsko straciło też swoje najlepsze uzbrojenie. Uzupełnienia – ludzkie i sprzętowe – kulały; przymusowa, częściowa mobilizacja dopiero się rozkręcała, zachęty finansowe dla ochotniczej służby jeszcze nie były dość atrakcyjne, by zapewnić armii stały dopływ odpowiedniej liczby rekruta, przemysł ledwo co przestawił się na wojenne tory. Na Zaporożu nie było jeszcze linii surowikina, o którą w kolejnym roku rozbiła sobie zęby ukraińska armia. Zaś południowa (północna, patrząc od strony Ukrainy) granica rosyjsko-ukraińska, była przez rosjan chroniona znacznie gorzej niż latem 2024 roku, kiedy doszło do operacji kurskiej.

O czym wspominam, gdyż część ekspertów militarnych ubolewa dziś, że jesienią 2022 roku Ukraińcy nie kontynuowali działań zaczepnych. W ich ramach winni byli – takie panuje przekonanie – uderzyć albo na Zaporoże, albo na teren rosji właściwej. W pierwszym scenariuszu rozciąć rosyjski korytarz na południu Ukrainy; wówczas odizolowane od sił głównych zgrupowania wroga byłyby łatwiejsze do likwidacji. Opcja druga opiera się o założenie, że zdemoralizowana armia rosyjska z tamtego okresu oddałaby znacznie więcej terenu niż latem 2024. Ukraińcom – co istotne, niesionym wtedy najwyższym w historii konfliktu morale – zapewne udałoby się zająć jakieś większe miasto, a to mogłoby uruchomić kaskadowy proces rozpadu struktur putinowskiego reżimu. Z pewnością zaś, na tym etapie mobilizacji armii i przemysłu, mogłoby skłonić Moskwę do rozpoczęcia negocjacji pokojowych, byleby Ukraińcy nie zajęli jeszcze więcej. Nie odbili jeszcze więcej – w przypadku scenariusza pierwszego.

—–

To wszystko brzmi sensownie, dopóki nie zdamy sobie sprawy z kilku kwestii. Przede wszystkim z kondycji ZSU z listopada 2022 roku. Rzeczywiście, duch w wojsku był w tamtym czasie doskonały. Armia liczyła 700 tys. żołnierzy, połowa mogła się wykazać doświadczeniem bojowym. A zarazem dla drugiej połowy brakowało sprzętu innego niż podstawowe wyposażenie. Co więcej, w pierwszym półroczu zmagań zginęła bądź została ranna istotna większość wyszkolonego na Zachodzie (w latach 2014-21) korpusu podoficerskiego i oficerskiego. Brak tej kadry, skutkujący sięganiem do zasobu (pod)oficerów wykształconych na modłę sowiecką, niemal zrównywał kompetencje Ukraińców i rosjan. Widać to było podczas ostatnich tygodni kontrofensywy chersońskiej, gdzie ci pierwsi owszem zwyciężyli, ale była to wiktoria wymęczona, osiągnięta nie błyskotliwymi manewrami, a taktyką mięsnych szturmów.

Konkludując wątek – nie, ZSU nie były jesienią 2022 roku zdolne do dużych operacji zaczepnych. O wywalczeniu lepszych pozycji negocjacyjnych nie było mowy także z innego powodu – putin miał w zanadrzu broń jądrową i użyłby jej, gdyby sytuacja na froncie uległa drastycznemu pogorszeniu. Zwłaszcza, gdyby doszło do niebezpiecznych ruchawek w samej rosji, które mogłyby zagrozić trwałości reżimu. No i nie zapominajmy, że rosjanie wykazali się wysokimi zdolnościami adaptacyjnymi. W listopadzie 2022 roku byli w opłakanej sytuacji, dwa miesiące później inicjatywa na froncie znów należała do nich. Ukraińskie uderzenia – nawet gdyby do nich doszło – zapewne by tę mobilizację przyśpieszyły.

Owe zdolności adaptacyjne dały o sobie znać także w dwóch innych momentach historii, postrzeganych jako te, w których wojna mogła się skończyć.

O czym przeczytacie w dalszej części tekstu, który opublikowałem w portalu TVP.Infooto link do materiału.

—–

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Czytelnikowi o nicku Zajcef FizzlewickArkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Monice Rani, Maciejowi Szulcowi, Joannie Marciniak, Jakubowi Wojtakajtisowi, Andrzejowi Kardasiowi, Marcinowi Łyszkiewiczowi, Tomaszowi Krajewskiemu i Magdalenie Kaczmarek. A także: Juliuszowi i Elżbiecie Wolny, Piotrowi Rucińskiemu, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Arturowi Żakowi, Łukaszowi Hajdrychowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Bognie Gałek, Krzysztofowi Krysikowi, Mateuszowi Piecuchowi, Michałowi Wielickiemu, Jakubowi Kojderowi, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Jarosławowi Terefenko, Marcinowi Gonetowi, Pawłowi Krawczykowi, Joannie Siarze, Aleksandrowi Stępieniowi, Marcinowi Barszczewskiemu, Dinarze Budziak, Szymonowi Jończykowi, Piotrowi Habeli i Annie Sierańskiej.

Podziękowania należą się również moim najhojniejszym „kawoszom” z ostatniego tygodnia – Pawłowi Górze i Beacie Rygiel-Żbikowskiej.

To dzięki Wam powstają także moje książki!

A skoro o nich mowa, w sklepie Patronite możecie nabyć moje tytuły w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.