Ochotnicza służba w napastniczej armii to najpoważniejszy przejaw poparcia dla agresywnej polityki własnego państwa. W rosji nie jest to postawa na tyle popularna, by zapewnić wojsku stały dopływ „świeżej krwi”. To dlatego jesienią 2022 roku putin zdecydował się na przymusowy pobór, czyli tzw.: częściową mobilizację. Media całego świata skupiły się na pierwotnej odsłonie tego przedsięwzięcia – 300 tysiącach zmobilizowanych mężczyzn – zwykle nie dostrzegając, że uruchomione wówczas procedury zapewniły armii rosyjskiej możliwość odtwarzania, ba, rozbudowy stanów osobowych. Do końca 2023 roku częściowa mobilizacja objęła ponad milion osób.
Przymus przymusem, ale rosjanie – jako społeczeństwo – wcale nie są interwencji w Ukrainie przeciwni. W październiku 2023 roku, w dwudziestym miesiącu pełnoskalowej wojny, aż 73 proc. obywateli federacji popierało działania armii rosyjskiej. I nie chodziło o sondaż zmanipulowany przez kremlowską propagandę, a procedurę przeprowadzoną przez Centrum Lewady, jedyny w rosji ośrodek badawczy, który zachował niezależność od władz. Co więcej, ów ponad 70-procentowy wskaźnik poparcia nie był wyjątkowym odczytem, a kolejnym dowodem trwałej tendencji, obserwowanej od początku inwazji.
Dyskusje o tym, czy rosjanie rzeczywiście tak gremialnie opowiadają się za wojną (i kłamią ankieterom), uważam za bezprzedmiotowe. Unieważnia je rażący brak powszechnych antywojennych wystąpień i protestów przeciwko militaryzacji kraju. W ostatecznym rozrachunku nawet jeśli w głębi ducha obywatele federacji są wojnie przeciwni, ich obojętność ma realne skutki, pozwala bowiem Kremlowi na kontynuowanie agresji.
Dlaczego o tym wspominam? Ano jest to istotny kontekst dla sytuacji, którą od kilku dni usiłuje rozegrać na swoją korzyść rosyjska propaganda (a wraz z nią prokremlowskie szumowiny z polskiej infosfery). Chodzi o ukraińskie ostrzały Biełgorodu, w których – wedle rosyjskich źródeł – zginęło kilkanaście osób, a ponad setka została ranna. „To akt terroru!”, rzecze Moskwa, domagając się międzynarodowej reakcji. Zważywszy na rosyjskie „dokonania” w Ukrainie, możemy tu mówić o skrajnej bezczelności. Świetnie ilustruje ją powiedzenie: „diabeł założył ornat i ogonem na mszę dzwoni”.
Nie zmienia to faktu, że co najmniej kilku rosyjskich cywilów zginęło, sporo też zostało rannych; istnieje na ten temat przekonujący materiał filmowy. I nie trzeba pielęgnować prorosyjskich sympatii, by uznać, że źle się stało, wszak na gruncie współczesnej, zachodniej refleksji etycznej, osoby cywilne na wojnie ginąć nie powinny.
Ale owa refleksja etyczna – w potocznym, nieujętym w przepisy prawa wydaniu – zawiera również koncept sprawiedliwej zemsty. Możemy go podzielać lub nie – to kwestia osobistej wrażliwości. Jeśli podzielamy, wówczas to, co wydarzyło się w Biełgorodzie, nie ma znamion nagannego czynu. Jest zasłużoną „karą” na rosyjskim społeczeństwie (jego części), które realną bezczynnością i deklaratywnym poparciem wspiera zbrodniczą politykę reżimu. „Nie interesujecie się wojną? To wojna zainteresowała się wami”, ów pozbawiony żalu i współczucia zwrot dobrze oddaje istotę takiego postrzegania sprawy. Wśród Polaków dominującego, sądząc po reakcjach na ostrzały Biełgorodu.
Nie ulegajmy jednak za bardzo retoryce zemsty. W obliczu bezczynności rosjan (i bestialstwa ich armii!), to kusząca opcja, tyle że niemająca związku z rzeczywistością. Ukraińska armia ani nie zamierzała trafiać w obiekty cywilne, ani nie strzelała na rympał. Celem obu ostrzałów były instalacje wojskowe, położone w mieście i na jego obrzeżach.
Co oznacza również, że nie ma mowy o zbrodni wojennej w rozumieniu międzynarodowego prawa humanitarnego konfliktów zbrojnych (MPHKZ). Cywilne ofiary to tzw.: „collateral damage” (straty uboczne). Ów termin ma szersze znaczenie, odnosi się nie tylko do niezamierzonych strat wśród ludności cywilnej (śmierci i ran), ale i szkód w dobrach o charakterze cywilnym, w obu przypadkach będących wynikiem ataku na dozwolony cel wojskowy. W Biełgorodzie atakowano m.in. magazyny położone w centrum miasta. Skutki eksplozji odczuli okoliczni mieszkańcy, ale to nie oni, ich domy czy auta, mieli zostać zniszczeni.
Skutki prawne ukraińskiego ataku są zatem inne od tych, jakie rodzą rosyjskie ostrzały bezpośrednio i z premedytacją wymierzone w obiekty cywilne. Zwłaszcza że największe spustoszenia w Biełgorodzie – pośród cywili i cywilnej infrastruktury – wywołały rosyjskie systemy przeciwlotnicze. Mieszkańcy miasta co rusz wrzucają do sieci kolejne zdjęcia „sprawców” pożarów i eksplozji – szczątków amunicji przeciwlotniczej (najczęściej pocisków wystrzeliwanych przez zestawy artyleryjsko-rakietowe Pancyr). Załączam do wpisu jedną z takich ilustracji.
—–
Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
- wystarczy kliknąć TUTAJ -