Urealnianie?

Kilka dni temu rosja złożyła Ukrainie „propozycję pokojową”. W polskich mediach przeszła ona bez większego echa, a szkoda. Oto bowiem o warunkach mówił sam putin, co nie byłoby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie fakt, że wichrzycielowi z Kremla wyraźnie „zmiękła rura”.

Oczywiście, propozycja i tak była skandaliczna. Zakładała wycofanie ukraińskich wojsk z całości obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego – a więc oddanie bez walki kolejnych kilkunastu procent terytorium Ukrainy – oraz rezygnację Kijowa z przyszłego członkostwa w NATO. W zamian Moskwa zaoferowałaby pokój zawarty „raz na zawsze”.

Nie będę się rozwodził o prawdomówności rosyjskiego przywódcy – wiadomo, że jest co najmniej problematyczna. Warto jednak zauważyć, że putin dotąd stał na stanowisku, że cele rosji w Ukrainie się nie zmieniły. Oczekiwał poddania się i wasalizacji całego kraju, planował inkorporację więcej niż czterech obwodów. Tymczasem spuścił z tonu, co jest o tyle zaskakujące, że kremlowski zbrodniarz jak ognia unikał bycia twarzą jakiejkolwiek porażki. Gdzie mógł, tam delegował zauszników, co najlepiej widać w reakcjach rosyjskiego państwa na naturalne katastrofy i poważne wypadki. Obecność putina miała podkreślać i ucieleśniać imperialną wielkość rosji, nie zaś być ilustracją jej organizacyjnej czy infrastrukturalnej słabości.

A wobec wcześniejszych rozdymanych zapewnień dotyczących losu Ukrainy, ofertę „tylko cztery obwody i kończymy”, trudno postrzegać inaczej niż jako słabość. Dziw bierze, że putin to firmuje.

Co się za tym kryje? W mojej ocenie, poczucie realizmu.

Dziś putin spotyka się z innym pariasem światowej polityki – Kim Dzong Unem. To jego pierwsza podróż do Korei Północnej od 24 lat, kolejna z serii wizyt petenckich (wcześniej był Iran i Chiny), podczas których prezydent federacji zabiega o militarno-materiałowe wsparcie. Nominalnie potężny rosyjski przemysł zbrojeniowy nie radzi bowiem sobie „z obsługą” pełnoskalowej wojny, stąd umizgi do sojuszników. Ten północnokoreański potrzebny jest rosji przede wszystkim jako dostawca amunicji artyleryjskiej oraz rakiet balistycznych. Jak szacuje amerykański wywiad, przez ostatnie 1,5-roku Pjongjang przekazał Moskwie 5 mln sztuk pocisków. Znaczna ich część okazała się awaryjna (sami rosjanie przyznają, że w niektórych partiach nawet 40 proc. amunicji nie nadawało się do użytku), tym niemniej i tak jest to gigantyczny „zastrzyk”, pozwalający rosyjskiej artylerii na zmasowany ostrzał. Ilościowo mocno przewyższający możliwości ukraińskich luf.

Bo faktem jest, że rosjanie wciąż mają do dyspozycji mnóstwo armat – coraz starszych, coraz gorszej jakości, ale „masa robi jakość”.

Faktem jest, że nadal zasypują ukraińskie pozycje dużą liczbą bomb szybujących. Powstają one na bazie starych sowieckich ładunków lotniczych, a tych moskalom nie brakuje.

Faktem jest, że rosjanie używają na froncie masy wyprodukowanych w Chinach dronów – w tym zakresie posiadając znaczącą przewagę nad Ukraińcami.

Faktem jest, że rosyjski kontyngent pęcznieje jeśli idzie o stany osobowe – obecnie w wojnę z Ukrainą zaangażowanych jest 700 tys. żołnierzy, 3,5 razy więcej niż na początku pełnoskalowego konfliktu.

Ale prawdą też jest, że mimo tych przewag, armia rosyjska drepcze w miejscu. Że zaczyna jej brakować podstawowego wyposażenia, bo przemysł niedomaga, a sowieckie zapasy się kończą. Póki co nie dotyczy to czołgów czy wspomnianych armat, ale bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych już tak. Ich niedostatek sprawia, że rosjanie coraz częściej wykorzystują do pokonywania ziemi niczyjej – w pierwszych fazach natarcia – motocykli i wózków golfowych. To oczywiście lepsze niż tyraliera – ostatecznie nawet niewielki silnik ma więcej mocy niż nogi – lecz i tak na niewiele się zdaje; „madmaksowe” natarcia też kończą się krwawymi jatkami.

A będzie tylko gorzej, bo armia ukraińska znów krzepnie. Bo niebawem pojawią się efy szesnaste. Bo samymi dronami wojny wygrać się nie da. Bo Zachód jakby otrząsnął się z dziwacznego letargu i wziął się na poważniej za wspieranie Ukrainy. Bo zaciska się sankcyjna pętla. Bo jest już niebezpieczny dla Moskwy casus w postaci zgody G-7 na korzystanie przez Ukrainę z odsetek generowanych przez zamrożone rosyjskie aktywa.

Czy to nie dość argumentów, by zacząć się urealniać?

—–

Dziękuję za lekturę! A gdybyście chcieli wesprzeć mnie w dalszym pisaniu, polecam się na dwa sposoby. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

Szanowni, to dzięki Wam powstają moje materiały, także ostatnia książka.

A skoro o niej mowa – gdybyście chcieli nabyć „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji” z autografem, wystarczy kliknąć w ten link.

Zdjęcie ilustracyjne, ukraińska wyrzutnia Grad gdzieś na donieckim odcinku frontu/fot. Sztab Generalny ZSU

Autor

Marcin

I am freelance journalist, writer, blogger, author of military-themed blog bezkamuflazu.pl. During my journalist activities, I covered multiple conflicts and humanitarian crisises – in Iraq, Afghanistan, Ukraine, Georgia, Lebanon, Uganda and Kenya. In years 2009-2014, I wrote blog zafganistanu.pl dedicated to Afghan war, deployment of Polish Forces and veteran’s affairs. I am also author or co author of non-fiction books and political-fiction novels including „Międzyrzecze” and recently published „Stan wyjątkowy”.