Ukraińcy zrobili dziś rano rosyjskiej OPL na Krymie „jesień średniowiecza”. Sami rosjanie przyznają, że stracili kilka wyrzutni S-300 i S-400 oraz radar. Ucierpiała również infrastruktura lotniska w Dżankoj. Mocny cios, który czyni poniższe rozważania bardzo a propos – tym bardziej więc zachęcam do lektury. I jako się rzekło w poprzednim wpisie – uciekam na kilkudniowy urlop.
„Ukraińcy nie mają już czym strzelać!” – dramatyczny ton takich doniesień coraz częściej definiuje całościowe postrzeganie sytuacji Ukrainy. Tak opisują ją nie tylko zewnętrzne źródła – podobne głosy co rusz płyną z Kijowa, także z ust najważniejszych osób w państwie. A zarazem – nieczęsto, ale jednak – czołowi politycy i generałowie zapowiadają… ukraińską kontrofensywę. Taki stan rzeczy wywołuje poznawczy dysonans. No bo niby czym słabnące państwo i armia miałyby przeprowadzić operację zaczepną?
Historycznie patrząc, mieliśmy już do czynienia z (kontr)ofensywami podejmowanymi przez znacząco osłabionych przeciwników. Dość wspomnieć niemieckie próby przełamania na froncie zachodnim z 1918 roku czy, przede wszystkim, uderzenie w Ardenach wyprowadzone w grudniu 1944 roku. Nie porównuję sytuacji Ukrainy ze stanem, w jakim znajdowały się cesarskie i hitlerowskie Niemcy w końcowych etapach swojego istnienia. Nie chcę też sugerować, że w Kijowie rozważają jakieś desperackie, z góry skazane na niepowodzenie działania. Pragnę jedynie podkreślić naukę płynącą z historii współczesnych konfliktów, z której jednoznacznie wynika, że zdeterminowany i zmotywowany przeciwnik nawet w najtrudniejszej sytuacji będzie szukał możliwości zadania mocnego ciosu.
Co do Ukrainy – musimy mieć świadomość istoty jej „głodu amunicyjnego”. Nawet w najczarniejszych godzinach kryzysu – kiedy artyleria ZSU miała do dyspozycji po kilka pocisków na lufę/na dobę – nie oznaczało to wyczyszczonych magazynów. Ba, w składach zaległy setki tysięcy pocisków. Rezerwa strategiczna, do ruszenia w naprawdę krytycznej sytuacji. A takiej – wbrew medialnym doniesieniom – na przełomie ostatniej jesieni i mijającej zimy nie mieliśmy. Było poważnie, zwłaszcza na finale walk o Awdijiwkę, ale nigdy krytycznie. Było źle z dostępem do amunicji, ale gdyby frontowi groziło załamanie, naruszono by strategiczne rezerwy. Tak się prowadzi wojnę – która w ostatecznym rozrachunku jest domeną księgowych i logistyków. Zwłaszcza wojnę materiałową o wysokiej intensywności, już długą i w perspektywie co najmniej wielomiesięczną.
Mimo wysokich strat i kryzysu rekrutacyjnego, naczelny dowódca armii ukraińskiej wciąż ma do dyspozycji swój żelazny odwód – dziesięć dobrze wyposażonych, wyszkolonych i doświadczonych brygad. To znacząca siła.
Fiksując się na udokumentowanych stratach pojedynczych zachodnich czołgów, bewupów, armat czy wyrzutni, nie dostrzegamy, że większość tych systemów (spośród przekazanych) – znacząco lepszych od posowieckich odpowiedników – nadal stanowi część arsenału ukraińskiej armii. Która teraz ma już znacznie większe doświadczenie w ich używaniu, zbudowane także w oparciu o świadomość popełnionych błędów (takich jak niewłaściwe użycie czołgów Leopard na Zaporożu).
Do czego zmierzam? Ano do tego, by uzmysłowić Czytelnikom, że ZSU ma jeszcze całkiem spory potencjał, w mojej ocenie wystarczający do przeprowadzenia ograniczonej operacji zaczepnej.
Lecz nie sądzę, by do niej doszło, bo wobec rozmaitych rosyjskich przewag, priorytetem armii ukraińskiej na najbliższe miesiące pozostanie operacja obronna. A „pięść” przyda się do działań w charakterze straży pożarnej.
Jeśli USA wrócą do gry, a Europa zintensyfikuje pomoc, możliwe będzie odbudowywanie potencjału ZSU do poziomu sprzed roku. Wówczas z większym prawdopodobieństwem będzie można założyć, że Ukraińcy podejmą kolejną próbę poważnego kontrataku. Lecz to perspektywa na wiele miesięcy wprzód, nie tylko z uwagi na niezbędne dostawy sprzętu, ale też konieczność wyszkolenia ludzi. Rekruci, którzy trafią do armii w oparciu o właśnie uchwalone przepisy mobilizacyjne, w większości są wojskowo „zieloni”. By ich odpowiednio przysposobić trzeba półrocznego szkolenia.
Realnie zatem moglibyśmy mówić o kontrofensywie w 2025 roku, ale wspomniane zapowiedzi są skonstruowane w taki sposób, że sugerują działania jeszcze w tym roku. Zełenski i Budanow kłamią dla podtrzymania woli oporu w społeczeństwie?
Odpowiedź znajdziecie w dalszej części tekstu, który opublikowałem w portalu Polska Zbrojna – oto link.
Nz. Zniszczone rosyjskie systemy OPL/fot. anonimowe rosyjskie źródło