(Nie)odpowiedzialność

„Szczęki, epizod ukraiński”, zaśmiałem się pod nosem. Skąd skojarzenie z oscarowym hitem Stevena Spielberga? Ano stąd, że w jednej chwili pluskałem się w wodzie, by za moment wiać z niej jak oparzony; jakbym uciekał przed nadpływającym rekinem-ludojadem.

– K…y! – klął ukraiński żołnierz, czemu towarzyszył rechot jego dwóch kolegów. Niemal równocześnie zgarnęliśmy z plaży tobołki i wpadliśmy do najbliższego domu; okazałej niegdyś nadmorskiej rezydencji, mocno przeczochranej przez wojnę. Tak skończyła się nasza kąpiel w Morzu Azowskim, przerwana przez (pro)ruskich moździerzystów.

Nie wiem, czy tamci strzelali do nas intencjonalnie (ich pozycje były za wzgórzem). Wiem, że usłyszałem głośny plusk, potem drugi, i że w trakcie sprintu co najmniej trzy razy doszedł mnie charakterystyczny świst nadlatującego stromotorowo granatu.

Nikomu włos z głowy nie spadł, wojskowi obrócili sprawę w żart, lecz i tak było mi głupio. Miałem ochotę wejść do wody kilka godzin wcześniej, gdy po raz pierwszy zobaczyłem oszałamiająco piękną plażę w Szyrokino. Ale nie było chętnych i skończyło się na zwiedzaniu marniejących resztek urokliwego niegdyś kurortu. Wieczorem chętni się znaleźli, a świadomość, że wykąpię się na samym krańcu linii frontu (wtedy, latem 2015 roku nazywanej linią rozgraniczenia), stanowiła nie lada gratkę. Wiem jak to brzmi i nie bez powodu obnażam własną niemądrość i nieracjonalność. Chcę podkreślić, że piszę jako ten, który sam mógłby „pierwszy rzucić kamieniem”.

Do rzeczy.

Od wczoraj w rosyjskim Internecie panuje wielkie oburzenie, rezonujące również u nas. Bo Ukraińcy ostrzelali Sewastopol, a jedna z rakiet spadła na „plażę pełną turystów”. Zginąć miało pięć osób, ponad setka odnieść rany. „To zbrodnia!”, orzekł Kreml, a za nim wszelkiej maści propagandyści i sympatycy „ruskiego mira”. Winny jest nie tylko „kijowski reżim”, ale i Stany Zjednoczone, które dostarczają Ukrainie pocisków ATACMS oraz „każdorazowo planują ich wykorzystanie”. Moskwa zapowiada odwet, a zarazem zapewnia, że krymska obrona przeciwlotnicza zadziałała sprawnie, bo „cztery z pięciu rakiet zostały przechwycone”.

Nad skutecznością rosjan rozwodzić się nie będę, bo wiadomo, że zwykle kłamią. Faktem jest, że coś na plażę spadło i że w wyniku tego zdarzenia sporo osób zostało poszkodowanych, w tym dzieci. Co z czysto humanistycznego punktu widzenia jest smutną wiadomością, bo najmłodsi (i generalnie cywile) przy okazji wojen ginąć i odnosić ran nie powinni. Dla mnie to niepodważalny imperatyw, którego nie zamierzam poddawać dyskusji.

Dyskutować za to zamierzam nad kwestią odpowiedzialności, zwłaszcza że sprawy mają się nieco inaczej niż wynikałoby to z rosyjskiej narracji.

Nie wiemy, do czego strzelali Ukraińcy (choć możemy się domyśleć, że szło im o dalsze pognębienie krymskiej OPL). Zdaniem rosjan, atakujący znów użyli ATACMS-ów z ładunkami kasetowymi; to najefektywniejszy sposób wykorzystania tego rodzaju broni, więc zakładam, że rzeczywiście tak było. Ale gdyby na plażę spadła chmara subamunicji, doszłoby tam do rzeźni na ogromną skalę. Ani do niej nie doszło, sądząc po liczbie poszkodowanych, ani nie widać tego na dostępnym materiale filmowym. Za to materiał zdjęciowy, opublikowany przez rosjan, ilustrujący rzekome pozostałości ATACMS-a, przedstawia szczątki rakiety przechwytującej systemu TOR; rosyjskiego, dodajmy dla porządku. Znaczy to tyle, że moskale „załatwili się sami”; usiłowali przechwycić nadlatujący pocisk nad wypełnioną cywilami plażą. Przechwycili – na ziemię spadły odłamki antyrakiety i być może rakiety (być może, bo dowodów nie ma). Nie przechwycili – antyrakieta uległa samozniszczeniu; możliwe że nad plażą, skoro tam wykonano zdjęcia szczątków. Inny scenariusz nie wchodzi w grę.

Odłamki spadających rakiet i antyrakiet wywołały mnóstwo zniszczeń i pożarów, które z kolei odpowiadają za dużą część ukraińskich strat cywilnych; to smutny standard tej wojny. Ukraińska OPL strzela, strąca, ale co jakiś czas w wyniku tych strąceń giną ukraińscy cywile. Ktoś gotów mi zarzucić hipokryzję, bo w takich sytuacjach zawsze podkreślam ostateczną winę rosjan, pisząc, że gdyby nie oni, ich ataki, armia ukraińska nie musiałby strzelać i narażać swoich. Dlaczego więc nie podchodzę symetrycznie do sytuacji na Krymie? Przecież rosyjska OPL nie musiałby ryzykować życia i zdrowia plażowiczów, gdyby Ukraińcy nie próbowali uderzać w cele na półwyspie. No dobra, tylko kto tu jest agresorem? Kto niesprowokowany (!) zaczął wojnę, ukradł terytorium? Ukraińcy nie musieliby niczego na Krymie atakować, gdyby dalej należał do nich. W ogóle nie musieliby do rosjan strzelać, gdyby ci łaskawie zostali u sobie.

No ale putin chciał inaczej, a poddani mu przyklasnęli – i mamy trzeci rok pełnoskalowej wojny. Trzeci sezon urlopowy na Krymie, odbywający się w cieniu ukraińskich ataków. Już nie pojedynczych, istotnie oddalonych czasowo, a regularnych i częstych, czyniących półwysep de facto rejonem bardzo wysokiego ryzyka. Po kiego grzyba pchają się tam turyści?

Rozumiem, że do wypranych ideologią „Krym-nasz” mózgownic nie dociera argument natury etycznej – taki mianowicie, że przyzwoitemu człowiekowi nie wypada jechać na terytorium okupowane, by szukać tam rozrywki. Mam też świadomość, że władza nie mówi rosjanom całej prawdy – bo jeśliby to zrobiła, próbowała odwieść ludzi od wyjazdów na półwysep, dowiodłaby swojej słabości. Ale wiem zarazem, że rosyjskie społeczeństwo nie żyje w warunkach totalnej cenzury – kto chce, ten wie, co dzieje się na Krymie. Kto tam dotrze, ten widzi stojące przy plaży systemy OPL. Wie zatem (albo szybko się dowie), że wakacje wiążą się z „dodatkowymi atrakcjami”. I pal licho fanów turystyki wojennej – póki mowa o dorosłych osobach. Ale ciągnąć w takie miejsce dzieci? Te poranione na plaży zawdzięczają swój los władzy, która traktuje obywateli przedmiotowo, oraz nieodpowiedzialnym rodzicom. Koniec-kropka.

Dla lepszego zobrazowania załóżmy że do okupowanej Warszawy przyjechała wycieczka szkolna z Berlina. Stało się to w dniu, w którym nasi usiłowali wyeliminować wyjątkową kreaturę – wysokiego rangą oficera odpowiedzialnego za terror w mieście. W trakcie strzelaniny między AK a Wehrmachtem jeden z dzieciaków został przypadkiem ranny. Oberwał od swojego, choć w sumie to wtórna sprawa. Hitlerowska prasa i gadzinówki orzekłyby, że cierpienie chłopaka to wina „bandytów z AK”. Czy podzielilibyśmy taką wizę?

—–

Dziękuję za lekturę! A gdybyście chcieli wesprzeć mnie w dalszym pisaniu, polecam się na dwa sposoby. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

Szanowni, to dzięki Wam powstają moje materiały, także ostatnia książka.

A skoro o niej mowa – gdybyście chcieli nabyć „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji” z autografem, wystarczy kliknąć w ten link.

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Jakubowi Łysiakowi, Andrzejowi Kardasiowi, Marcinowi Łyszkiewiczowi, Arkowi Drygasowi, Monice Rani, Magdalenie Kaczmarek, Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Maciejowi Szulcowi, Jakubowi Wojtakajtisowi i Joannie Marciniak. A także: Łukaszowi Hajdrychowi, Adamowi Cybowiczowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Krzysztofowi Krysikowi, Michałowi Wielickiemu, Jakubowi Kojderowi, Jarosławowi Grabowskiemu, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Pawłowi Krawczykowi, Aleksandrowi Stępieniowi, Joannie Siarze, Mateuszowi Jasinie, Marcinowi Barszczewskiemu, Szymonowi Jończykowi, Annie Sierańskiej, Mateuszowi Borysewiczowi, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Kacprowi Myśliborskiemu, Sławkowi Polakowi, Grzegorzowi Dąbrowskiemu i Arturowi Żakowi.

Podziękowania należą się również najhojniejszym „kawoszom” z ostatniego tygodnia: Łukaszowi Podsiadle, Kamilowi Zemlakowi i Dariuszowi Wołosiańskiemu.

Nz. Fragmenty antyrakiety TOR/fot. źródła rosyjskie

Autor

Marcin

I am freelance journalist, writer, blogger, author of military-themed blog bezkamuflazu.pl. During my journalist activities, I covered multiple conflicts and humanitarian crisises – in Iraq, Afghanistan, Ukraine, Georgia, Lebanon, Uganda and Kenya. In years 2009-2014, I wrote blog zafganistanu.pl dedicated to Afghan war, deployment of Polish Forces and veteran’s affairs. I am also author or co author of non-fiction books and political-fiction novels including „Międzyrzecze” and recently published „Stan wyjątkowy”.