Pomoc

Samoloty pojawiły się znienacka, w towarzystwie potężnego huku. Leciały w parze, na bardzo niskiej wysokości – aparat zniekształcił perspektywę, na zdjęciu jedna z uchwyconych maszyn wydaje się maleńkim, odległym punktem. Ale w rzeczywistości śmignęły na tyle blisko, że bez trudu rozpoznałem sylwetki szturmowików i dostrzegłem ich charakterystyczny „cyfrowy” kamuflaż.

Zoja – moja rozmówczyni – patrzyła w niebo z niepokojem. Co prawda jej dom poważnie uszkodził rosyjski pocisk artyleryjski, ale pobliską szkołę rozbebeszyły lotnicze bomby. I to bomby odpowiadały za dużą część zniszczeń w Posad-Pokrowskie – w wiosce, w pobliżu której przez wiele tygodni przebiegała linia frontu.

– To wasze – stwierdziłem na głos, robiąc jednocześnie zdjęcia. – Su-25 – dodałem.

Odrzutowce pomknęły w stronę Chersonia.

– Z Polski? – spytała mnie Zoja, nieco starsza ode mnie kobieta, którą chwilę wcześniej zastałem na porządkowaniu zdemolowanej posesji. W pierwszej chwili nie zrozumiałem pytania; byliśmy już po słowie, Ukrainka wiedziała, że jestem Polakiem. Wnet mnie olśniło.

– Samoloty? – chciałem się upewnić.

– No tak, czy to te z Polski? – usłyszałem.

Byłem zaskoczony. Po prawdzie, nie spodziewałem się u „zwykłych ludzi” takiego rozeznania w temacie pomocy wojskowej. A jednak Zoja dobrze wiedziała, że polskie władze zdecydowały o przekazaniu samolotów bojowych Ukrainie. Nie Suchojów, a MiG-ów 29, ale nieznajomość typu to w tym kontekście nic nieznaczący szczegół.

– Nie, nie – zaprzeczyłem. – My wam dajemy inne. Takich jak te – wskazałem ręką kierunek, w którym odleciały szturmowce – nasze wojsko nigdy nie miało.

Kobieta kiwnęła głową.

– Mój boże – westchnęła. – Dobrze, że nam tak pomagacie – stwierdziła i… objęła mnie mocno. Niby nic, a mało się nie popłakałem ze wzruszenia.

Zoja na terenie własnej posesji. W tle zbombardowana szkoła/fot. Marcin Ogdowski

—–

W okolicach Chersonia regularnie znika zasięg ukraińskich sieci komórkowych. Telefony „przejmują” rosyjscy nadawcy, a na wyświetlaczach pojawia się informacja o roamingu. To samo tyczy się stacji radiowych – im bliżej Dniepru, za którym rozciąga się nadal okupowane terytorium Ukrainy, tym łatwiej wyłapać rosyjskie rozgłośnie.

– Czekaj, posłuchamy, co powiedzą – Lesia, wolontariuszka z Odessy, zwróciła się do Julii, która prowadziła nasze auto. Wcześniej, przez prawie trzy godziny, słuchaliśmy radia Bayraktar („muzyki ukraińskiego zwycięstwa”, jak reklamuje się rozgłośnia). Ale w głośnikach zaczęło trzeszczeć, trzeba więc było poszukać czegoś innego.

Trafiliśmy na wiadomości, czytane po rosyjsku śmiertelnie poważnym tonem. Najpierw mówiła spikerka, potem jakiś korespondent, a ostatecznie puszczono fragment przemówienia Dmitrija Miedwiediewa, poświęcony – jak zdołałem się zorientować – systemowi motywacyjnemu dla pracowników rosyjskiej zbrojeniówki.

– Zrzygam się… – zapowiedziała Julia. – Nie mogę tego słuchać – stwierdziła i skorzystała z prerogatyw kierowcy. Radio zamilkło.

– Słyszałeś Marcin? – upewniała się Lesia. – Co mówili o polskim krabiku…

Przytaknąłem, śmiejąc się szeroko. Nim wybrzmiał głos Miedwiediewa, korespondent donosił o zniszczeniu „na południowym odcinku specjalnej operacji wojskowej polskiej samobieżnej armato-haubicy Krab”.

– Kłamią – dla Lesi było to oczywiste.

„Pewnie tak”, uznałem, wszak rosjanie, jak w filmie z gatunku „zabili go i uciekł”, „zniszczyli” lub „uszkodzili” wszystkie przekazane Ukrainie Kraby – i to tak ze dwa-trzy razy. Szybko jednak spoważniałem – udało się ruskim czy nie, fakt, że mówili o tym w wiadomościach był znamienny. „Druga armia świata” chwaliła się zniszczeniem pojedynczej haubicy – oto sukces na miarę rosyjskich możliwości. Ale i dowód, jak bardzo kremlowskiej propagandzie zależy na podkreślaniu polskiego udziału w tej wojnie. „Zaleźliśmy ruskim za skórę”, skwitowałem w myślach tę sytuację.

Jedna z przekazanych Ukrainie haubico-armat Goździk – tę rzeczywiście udało się rosjanom zniszczyć/fot. Marcin Ogdowski

—–

Dawno nie czułem się tak dobrze ze swoją polskością, jak przez ostatnich kilka dni w Ukrainie. Zewsząd słyszałem opowieści o córkach i wnuczętach, które znalazły w Polsce schronienie. Niemal każdy z moich rozmówców ma lub miał u nas kogoś bliskiego. Chciałem czy nie, stałem się obiektem, wobec którego wyrażano wdzięczność za ten zbiorowy wysiłek. O co było tym łatwiej, że pojechałem na chersońszczyznę dokumentować wysiłki podejmowane przez Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (przy współpracy z ukraińską Fundacją Wieża). Brałem zatem udział w dystrybucji żywności i chemii gospodarczej, dotarłem do przyfrontowych wiosek – omijanych przez inne organizacje – gdzie PCPM finansuje odbudowę infrastruktury energetycznej. W takich okolicznościach utożsamiony z pomocą, stałem się adresatem następującego pytania:

– Dlaczego nam tak pomagacie? – jeden z dzielnych ludzi, elektryków, którym zdarza się pracować mimo rosyjskiego ostrzału, nie był podejrzliwy, a zwyczajnie ciekawy.

Co miałem powiedzieć? Wzruszyłem ramionami, bo dla mnie to oczywista powinność, gdy wróg sąsiada okazuje się barbarzyńcą. Gdy grozi i nam, gdy próbuje podważyć sojusze, na których opiera się nasze bezpieczeństwo. A jego ewentualne zwycięstwo i podejście do naszych granic uczyniłoby mój kraj strefą ekonomicznego ryzyka, zbyt dużego dla wielu obcych kapitałów.

– Bo to też nasza wojna – odparłem i wyliczyłem argumenty.

– Moskale was za tę pomoc nienawidzą…

– Więc tym bardziej musimy Was wspierać.

—–

Zbieranie informacji i ich opracowywanie to pełnowymiarowa praca. Będę zobowiązany, jeśli mnie w tym wesprzecie. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

- wystarczy kliknąć TUTAJ -

Nz. Przelatujący nad Posad-Pokrowskie ukraiński Su-25. A właściwie próba jego uchwycenia przy pomocy aparatu…/fot. Marcin Ogdowski

Autor

Marcin

I am freelance journalist, writer, blogger, author of military-themed blog bezkamuflazu.pl. During my journalist activities, I covered multiple conflicts and humanitarian crisises – in Iraq, Afghanistan, Ukraine, Georgia, Lebanon, Uganda and Kenya. In years 2009-2014, I wrote blog zafganistanu.pl dedicated to Afghan war, deployment of Polish Forces and veteran’s affairs. I am also author or co author of non-fiction books and political-fiction novels including „Międzyrzecze” and recently published „Stan wyjątkowy”.