Piszę dziś tekst do papieru (o rzekomym wycieku danych z Pentagonu, który w mojej ocenie jest zręczną akcją dezinformacyjną w wykonaniu Amerykanów i, być może, Ukraińców); nie planowałem zatem komentarza. Ale od rana pracuje mi we łbie historia ujawniona przed kilkunastoma godzinami – do tego stopnia, że muszę się do sprawy odnieść.
Chodzi o nagranie, które pojawiło się wczoraj wieczorem w Internecie, będące zapisem egzekucji pojmanego przez rosjan ukraińskiego żołnierza. To potworny materiał, nie podejmę się opisywać szczegółów. Dość powiedzieć, że widzimy tam zamaskowanego rosyjskiego żołnierza, który odcina nożem głowę żyjącego Ukraińca. Nagranie nie jest nowe, powstało latem zeszłego roku. W sieci pojawiło się na kontach rosyjskich, teraz szeruje je cały świat.
„Pomijam oczywiste zwyrodnienie, ale kurwa, przecież to strzał w kolano jest. Wizerunek kraju, kwestia własnych jeńców w ukraińskiej niewoli…” – odpisałem koledze, który w nocy podrzucił mi link do nagrania.
„Oni chyba mają to w dupie” – przeczytałem w odpowiedzi.
Oni, rosjanie.
Są takie sytuacje, kiedy do oczywistych wniosków dochodzi się bardzo długo, „naokoło”. Wyjaśnienia są zbyt proste, aż za adekwatne, by uznać je za właściwe. Jako ludzie mamy naturalną zdolność do komplikowania sobie procesów poznawczych i często obrażają nas „prostackie” konkluzje.
Ale czasem pukamy się w czoło, z niedowierzaniem przyjmując odpowiedzi, które były „na wyciągnięcie ręki”.
Tak właśnie mam dziś.
Kilka lat temu bardzo chciałem wierzyć, że bestialstwo to dla armii rosyjskiej zamknięty rozdział. W „Międzyrzeczu” – opowiadającym o hipotetycznej, toczonej współcześnie polsko-rosyjskiej wojnie – zawarłem taki fragment:
„Wojskowe sądy procedowały w trybie wojennym, czyniąc to z iście rosyjską brutalnością. Nie dalej jak w niedzielę – po krótkiej rozprawie – rozstrzelano dwóch żołnierzy z bliźniaczego batalionu. Jednego za dezercję, drugiego za gwałt na polskiej nastolatce. Ostatni z czynów był surowo zabroniony, o czym przypominano ludziom na każdej porannej odprawie. Podła reputacja Armii Czerwonej, której zarzucano gwałty na milionach Polek i Niemek podczas marszu na Berlin w 1945 roku, najwyraźniej ciążyła Moskwie. Polacy zręcznie tym pogrywali, zanim jeszcze wybuchła wojna. „Będą nie tylko niszczyć, ale i gwałcić!” – ostrzegały polskie gazety, a za nimi tytuły z innych krajów. Kreml za wszelką cenę postanowił udowodnić, że tak nie będzie. I zasadniczo nie było”.
To strumień myśli jednego z bohaterów powieści, rosjanina.
Dziś bym już czegoś takiego nie napisał.
Dziś wiem, że dla żołdaków putina zbrodnia pozostaje jedną z metod wojny. O ile na początku wydawało mi się, że to „wypadki przy pracy”, z różnych powodów nieumiejętnie ukrywane, o tyle teraz widzę premedytację. „Zobaczcie, co z wami zrobimy, jeśli nie zaprzestaniecie walki” – komunikują rosjanie.
A że świat to oburza, że gruntuje wizerunek barbarzyńskiej rosji, że zniechęca Ukraińców do brania jeńców? Oni, rosjanie, mają to w dupie – dziś ostatecznie to zrozumiałem. I owszem, jest w tej rosyjskiej nonszalancji poczucie bezkarności. Ale i mnóstwo beznadziei, typowej dla ludzi, którzy nie mają już nic do stracenia.
—–
Zbieranie informacji i ich opracowywanie to pełnowymiarowa praca. Będę zobowiązany, jeśli mnie w tym wesprzecie. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
- wystarczy kliknąć TUTAJ -
Nz. Zdjęcie, zrobione na chersońszczyźnie, ma dla mnie wymiar symboliczny. To buciory ruskiego sołdata – w naturalnym środowisku ruin i zniszczeń…