Ukraińcy zaatakowali dziś w nocy wyrzutnie rakiet Iskander, rozmieszczone na obrzeżach Biełgorodu (na terytorium Rosji, 40 km od granicy z Ukrainą). To stamtąd Rosjanie ostrzeliwali regularnie m.in. Charków. Rosyjskie władze o tym fakcie nie wspominają, choć nalotowi poświęcają sporo uwagi. Przy okazji bowiem ucierpiała infrastruktura w samym mieście – lokalne władze mówią o uszkodzeniu 11 bloków i 39 domów, w których zginąć miało 5 osób, a 11 zostało rannych.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że Ukraińcy nie celowali w obiekty cywilne (tu nawet nie chodzi o to, że są bardziej humanitarni niż Rosjanie – choć są! – a o racjonalną kalkulację, że świat nie będzie im pomagał, jeśli okażą się tacy sami jak ci barbarzyńcy). Cywile to zapewne efekt „pracy” rosyjskiej obrony przeciwlotniczej, której udało się zdjąć jakąś część nadlatujących rakiet, rzecz w tym, że nad miastem. O świadomym „ładowaniu” w swoich – by zrzucić winę na przeciwnika – wspomnę tylko jako o możliwości; nie mam bowiem żadnych dowodów, że tak się stało. Ale w przeszłości działo się już nie raz – dość wspomnieć zamachy w Moskwie i regularne ostrzały Doniecka będącego już w rękach separatystów.
Niemniej, dla ulokowania spraw we właściwym kontekście, chciałbym zwrócić Waszą uwagę, że do tej pory (dane na ostatni dzień czerwca) swoje domy straciło 800 tys. Ukraińców, a łączna powierzchnia zniszczonych mieszkań to 15 mln metrów kwadratowych.
—–
Nz. Płonące cele ataku na obrzeżach Biełgorodu/fot. za Euromaidan Press
A jeśli chcesz mnie wesprzeć w dalszym pisaniu, także książki: