Istnieje wiele odpowiedzi na pytanie, dlaczego rosja napadła na Ukrainę. Iwan Krastew, znakomity bułgarski politolog, w lipcu 2022 roku udzielił wywiadu polskiej edycji tygodnika Newsweek. Zapytany o to, czego chce putin, odparł: „(…) on nie jest zainteresowany terytorium, tylko ludnością. Ma obsesję demograficzną. Od jakiegoś czasu powtarza, że gdyby nie rewolucja i II wojna światowa, rosja miałaby dziś 500 mln mieszkańców. (…) Jest przekonany, że dla przetrwania w nowym świecie, rosja potrzebuje mężczyzn i kobiet Ukrainy. Bo dla niego Ukraińcy są rosjanami. Unifikacja historycznej rosji z Ukrainą i Białorusią to jego obsesja numer jeden”. Obsesja nie tylko putina – dodam od siebie – wszak wchłoniecie Ukrainy i wynarodowienie miejscowej ludności to dla wielu rosyjskich decydentów i przedstawicieli elit, także intelektualnych, „ostatnia deska ratunku”. W przeciwnym razie rosji grozi rewolucja kulturowa, związana ze spadkiem liczby etnicznie rosyjskiej i prawosławnej ludności na rzecz muzułmanów z Kaukazu i Azji Centralnej.
Piszę o tym szerzej we właśnie przygotowywanej książce – do lektury której zapraszam Was już dziś (jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, „Zabić Ukrainę! Alfabet rosyjskiej agresji” ukaże się pod koniec lutego).
A skoro o demografii mowa, pozwólcie, że podzielę się kilkoma refleksjami. Zacznę od banału – demografia ma znaczenie dla wojennego wysiłku, co szczególnie dotyczy konfliktów długotrwałych, o wysokiej intensywności, jak ten prowadzony w Ukrainie. Fakt, iż na linii styku wojsk obie strony równoważą ilościowe potencjały, jak dotąd wystarczał Ukrainie do przetrwania. Rzecz w tym, że owo równoważenie na dłuższą metę będzie wyzwaniem nie do udźwignięcia. A to za sprawą rażącej dysproporcji w ludzkich zasobach mobilizacyjnych. W 2022 roku populacja Ukrainy liczyła 41 mln osób, według dostępnych danych, z końcem 2023 roku mieszkało w niej już tylko 29 mln ludzi. Brakujące 12 mln to przede wszystkim uchodźcy i mieszkańcy okupowanych terytoriów. Podstawowa baza rekrutacyjna została więc uszczuplona, a niekorzystna proporcja w odniesieniu do zasobów rosyjskich (143 mln ludzi) jeszcze się pogorszyła – w lutym 2022 roku wynosiła 1:3,5, w 2023 roku 1:5.
Mimo to kompletnie niezasadne pozostają twierdzenia o rzekomej niewyczerpalności rosyjskich rezerw, oparte głównie o wciąż żywą analogię z możliwościami ZSRR. Jeszcze przed wybuchem pełnoskalowej wojny rosjan było dużo mniej niż rosjanek – na każdą setkę kobiet przypadało mniej niż 90 mężczyzn. To wyjątkowo upośledzona proporcja (w Polsce wynosi ona 100:96 i nie odbiega od średniej dla rozwiniętych państw), która w praktyce oznaczała, że w rosji żyło nieco ponad 64 mln mężczyzn. Ilu z nich nadawało się do wcielenia? Według raportu ONZ World Population Prospects, w 2020 roku w federacji było 14,25 mln mężczyzn w wieku poborowym (18-40 lat). Wówczas przewidywano, że w 2025 roku liczba ta spadnie do 11,55 mln, a w 2030 roku do 11,23 mln. Po drodze wydarzyła się pandemia, która zabiła milion moskali (!), potem exodus potencjalnych rekrutów (500 tys.-1 mln mężczyzn), no i koszmarne starty na froncie (co najmniej 350 tys. zabitych i rannych). Z drugiej strony, mieliśmy zabieg administracyjny, polegający na podniesieniu górnej granicy wieku poborowego o pięć lat, co pozwoliło zniwelować ubytki.
Lecz nie zapominajmy o dwóch sprawach – po pierwsze, o niskiej kondycji zdrowotnej rosyjskiego społeczeństwa. Podrzucę Wam garść spośród statystyk, które zebrałem na potrzeby książki. I tak w 2019 roku 15-latek z rosji miał przed sobą krótsze życie niż jego rówieśnicy z 23 najbiedniejszych krajów na świecie. Prognozy z tamtego roku pokazywały też, że średnio jeden na czterech rosyjskich 20-latków umrze przed ukończeniem 60. roku życia. W Szwajcarii ryzyko niedożycia 60 lat, po osiągnięciu 20. roku życia, wyniosło jedynie 4 proc. W wyniku epidemii HIV/AIDS, alkoholizmu i fatalnej kondycji systemu opieki zdrowotnej śmiertelność w rosji była w latach 2005-2015 trzy razy wyższa wśród mężczyzn i dwukrotnie wyższa wśród kobiet niż w innych krajach o podobnym poziomie rozwoju społeczno-gospodarczego. Co roku z powodu nadużywania alkoholu umiera w rosji pół miliona osób. Ćwierć miliona zabrała dotąd epidemia HIV/AIDS. W 2021 roku liczba zakażonych wzrosła do półtora miliona. Od 2019 roku rosja ma drugą najwyższą liczbę przypadków HIV na 100 tys. mieszkańców. Ryzyko zarażenia się wirusem jest w tym kraju 42 razy wyższe niż w całej Unii Europejskiej. Ale rosjan masowo – w skali większej niż w innych rozwiniętych krajach – zabija też chociażby gruźlica (25 tys. zgonów rocznie; w Polsce, przy 38-milionowej populacji, umiera mniej niż 500 osób) oraz choroby wywołane paleniem i przyjmowaniem narkotyków. Te ostatnie w kraju putina są znacznie tańsze niż na Zachodzie. Już w 2021 roku – wtedy głównie na skutek pandemii – oczekiwana długość życia rosyjskich mężczyzn spadła z 68 (w 2019 roku) do 64 lat. Wojna bez wątpienia ów wskaźnik zaniży. Itp., itd.
Po drugie, pamiętajmy o tym że kilkunastomilionowa rzesza potencjalnych żołnierzy, to zbiór w istotnej mierze tożsamy z zasobem osób w wieku produkcyjnym. Rosyjska gospodarka jest nieefektywna, w wielu obszarach przestarzała, wciąż jednak opiera się o przemysł i usługi, które wymagają wykwalifikowanej siły roboczej. Gospodarka Związku Radzieckiego w 1941 roku – mimo wcześniejszej, intensywnej industrializacji – wciąż oparta była o rolnictwo, te zaś zmagało się z problemem ogromnego ukrytego bezrobocia. W realiach nadpodaży rąk do pracy, masowa mobilizacja kołchozowych chłopów nie wpłynęła na efektywność produkcji rolnej i gospodarki jako całości. Tymczasem rosja takich niewykorzystanych zasobów nie ma za wiele, nie może więc w nieskończoność ściągać kolejnych roczników mężczyzn do armii.
Niemniej może to robić dłużej niż Ukraina. Jesienią 2023 roku ukraińskie straty utrzymywały się na poziomie około 20 tys. miesięcznie – zabitych, rannych i z różnych powodów niezdolnych do walki. Rosyjskie w listopadzie 2023 roku dobiły do tysiąca zabitych i rannych dziennie. Nadal więc pozostawały wyższe od ukraińskich, co jest tendencją obserwowaną od początku wojny na pełną skalę. Niestety, taka proporcja, w której na trzech wyeliminowanych z walki rosjan przypada dwóch Ukraińców, pozostaje niekorzystna dla Ukrainy. Gdy zaczęła się inwazja, ukraińskich mężczyzn w wieku 18-60 lat objął zakaz opuszczania kraju. Istniały wyłączenia (na przykład dla ojców trójki dzieci), pojawiło się zjawisko nielegalnych wyjazdów, lecz i tak cztery piąte uchodźców stanowiły kobiety, dzieci i osoby starsze. Rząd w Kijowie nie publikuje danych o strukturze wieku i płci populacji zamieszkującej kontrolowany przezeń teren. Jednak założenie, że w 29-milionowej społeczności występuje nadreprezentacja mężczyzn, wydaje się prawidłowe. Ukraińcy dużo chętniej niż rosjanie rekrutują do wojska kobiety – stanowią one niemal 10 proc. personelu sił zbrojnych i w odróżnieniu od ruSS-armii, służą również w formacjach liniowych. Do czego zmierzam? Ano w mojej ocenie, ukraiński zasób potencjalnych rekrutów (i rekrutek), to 3,5-4 mln osób – bez sięgania po drastyczny środek w postaci mobilizacji dzieci, starców i dużej liczby kobiet. Sporo? Owszem, lecz wciąż dużo mniej od wroga. „Nadzabijaniem” rosjan w proporcji 3:2 tej słabości zniwelować się nie da.
Ponure dla Ukrainy konkluzje płynące z zestawienia potencjałów ludnościowych nie muszą być jednak wiążące. A klucz demograficzny wcale nie jest odpowiedzią na pytanie, kto przedłużającą się wojnę zwycięży. Dziesięciokrotnie mniejszy Wietnam ostatecznie pokonał USA w połowie lat 70., siły zachodniej koalicji – nominalnie mniejsze o połowę – rozniosły w pył wojska Saddama Husajna podczas drugiej „Pustynnej Burzy” w 2003 roku. Maleńki Afganistan upokorzył olbrzymie sowieckie imperium w latach 80., a 70-milionowe Niemcy hitlerowskie w dwa lata zawojowały kawał Europy, zamieszkały przez 150 mln ludzi (znam finał, ale załóżmy, że ta historia kończy się wiosną 1941 roku). Już po tych przykładach widzimy, że istotnych zmiennych jest więcej. Poza „masą demograficzną” liczy się przewaga technologiczna, organizacyjna, determinacja (rozumiana jako wola walki), baza przemysłowa czy wreszcie potężny sojusznik, który wcale nie musi angażować się wprost w działania wojenne, by mieć na nie istotny czy wręcz decydujący wpływ.
—–
Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
- wystarczy kliknąć TUTAJ -
Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Irinie Wolańskiej, Joannie Marciniak, Andrzejowi Kardasiowi, Jakubowi Wojtakajtisowi Arkowi Drygasowi, Magdalenie Kaczmarek, Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Maciejowi Szulcowi, Przemkowi Piotrowskiemu i Michałowi Strzelcowi. A także: Kacprowi Myśliborskiemu, Adamowi Cybowiczowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Michałowi Wielickiemu, Monice Rani, Jakubowi Kojderowi, Jarosławowi Grabowskiemu, Jakubowi Dziegińskiemu, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Radosławowi Dębcowi, Aleksandrowi Stępieniowi, Joannie Siarze, Marcinowi Barszczewskiemu, Szymonowi Jończykowi, Annie Sierańskiej, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Mateuszowi Jasinie, Mateuszowi Borysewiczowi, Remiemu Schleicherowi, Grzegorzowi Dąbrowskiemu, Arturowi Żakowi i Sławkowi Polakowi.
Podziękowania należą się również najhojniejszym „Kawoszom” z ostatniego tygodnia: Łukaszowi Podsiadle, Adamowi Jaworskiemu i Arkadiuszowi Wiśniewskiemu.
Szanowni, to dzięki Wam – i licznemu gronu innych Donatorów – powstają moje materiały!
Nz. Zdjęcie ilustracyjne, fasada domu w Chersoniu. Wiosna 2023 roku/fot. własne