Przemysł

Debata publiczna w Polsce dotycząca Ukrainy i toczącej się tam wojny, w dużej mierze ogniskuje się na kosztach ponoszonych przez nasz kraj i społeczeństwo. „Wzbogacona” wątkiem rzekomej ukraińskiej niewdzięczności coraz częściej staje się domeną oszołomów i narzędziem prorosyjskiej dezinformacji.

Ukraińcy zabierają nam pracę, dostęp do lekarzy, drenują zasoby przeznaczone na pomoc społeczną – tego typu argumentacja co rusz pojawia się w obiegu. Jest kłamliwa, wszelkie obiektywne dane wskazują bowiem na to, że Polska i Polacy na Ukrainie i Ukraińcach po prostu zarabiają. W gronie beneficjentów jest również nasz przemysł zbrojeniowy.

Do 2022 roku eksport polskiego uzbrojenia był stosunkowo skromny. W 2020 roku jego wartość nie przekroczyła 400 mln euro. Polska zbrojeniówka, oparta w dużej mierze na technologiach postsowieckich, nie była w stanie konkurować z ofertą producentów z USA, Niemiec, Francji czy Izraela. Dodatkowo brak długofalowej strategii modernizacyjnej oraz ograniczone inwestycje w badania i rozwój sprawiały, że polskie zakłady zbrojeniowe koncentrowały się głównie na zaspokajaniu potrzeb Wojska Polskiego. Skromnych potrzeb, zaznaczmy, wszak mizeria finansowa dotyczyła także armii, drastycznie zredukowanej po 1989 roku.

—-

Inwazja rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku wywołała gwałtowną zmianę w europejskim krajobrazie bezpieczeństwa. Polska stała się nie tylko kluczowym hubem logistycznym dla Ukrainy. Nasz przemysł zbrojeniowy zyskał dostęp do nowego niezwykle chłonnego rynku, co z uwagi na sąsiedztwo „na wejście” dawało mu przewagę (kwestia szybkości dostaw). Widać to w danych finansowych za 2022 roku, publikowanych przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Wynika z nich, że wartość polskiego eksportu wojskowego w 2022 roku wyniosła niemal 1,2 mld euro. Przy czym kwota ta dotyczy wyłącznie sprzętu wyeksportowanego komercyjnie, nie uwzględnia wartości podarowanego uzbrojenia i amunicji.

Rok 2023 przyniósł dalszy wzrost eksportu, oszacowanego na kwotę 1,75 mld euro. Prawdziwy boom nastąpił jednak w 2024 roku – wartość sprzedanych za granicę sprzętu i uzbrojenia wyniosła rekordowe 3,2 mld euro. Polska wyeksportowała broń do 52 państw, ale przede wszystkim do Ukrainy (za sumę 2,5 mld euro). Na kolejnych miejscach znalazły się USA (190 mln euro) i Filipiny (185 mln euro). Za kwoty ponad 10 mln euro broń kupiły od nas również Hiszpania, Norwegia, Niemcy, Francja, Malezja, Czechy, Wielka Brytania, Uganda oraz Korea Południowa.

Zagraniczni dostawcy kupowali od nas przede wszystkim amunicję i zapalniki (1,3 mld euro) oraz statki powietrzne, bezzałogowce i inny sprzęt lotniczy (643 mln euro). Za niemal 350 mln euro pozyskali u nas różnego typu pojazdy lądowe i ich części. Polska sprzedała m.in.: armatohaubice Krab, wyrzutnie Piorun oraz śmigłowce S-70i Black Hawk.

—–

Wojna w Ukrainie stworzyła bezprecedensowy popyt na sprzęt wojskowy, szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej. Polska, chciała czy nie, musiała wreszcie na poważnie myśleć o własnych możliwościach obronnych. Gwałtowna remilitaryzacja objęła również sektor przemysłowy. Zakłady zbrojeniowe, jak Huta Stalowa Wola, Mesko, PZL Mielec czy WB Electronics zainwestowały w modernizację linii produkcyjnych oraz rozwój nowych technologii. Produkty takie jak zestawy przeciwlotnicze Piorun czy armatohaubice Krab zyskały uznanie międzynarodowe dzięki skuteczności na polu walki w Donbasie. Środki z rządowego programy modernizacji sił zbrojnych oraz Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych wpłynęły na zwiększenie zamówień krajowych, co pozwoliło zakładom na efektywniejsze skalowanie produkcji.

Jednak pomimo tych sukcesów i generalnie korzystnej sytuacji, eksperci ostrzegają przed nadmiernym uzależnieniem od jednego odbiorcy – Ukrainy. To może okazać się problemem w przypadku końca wojny (choć nie musi, bo przecież Kijów dalej będzie utrzymywał wysoki potencjał bojowy swojej armii). Dodatkowo wiele kontraktów miało charakter interwencyjny, co utrudnia planowanie długoterminowe. Zagrożeniem jest też konkurencja ze strony globalnych graczy, którzy coraz aktywniej penetrują rynki Europy Środkowo-Wschodniej. Polska musi inwestować w innowacje, certyfikację międzynarodową i marketing. Poza dywersyfikacją rynków kluczowe będzie utrzymanie tempa innowacji oraz stabilne wsparcie państwa.

A o tym, jak na tle przemysłów innych państw wypada polska zbrojeniówka, przeczytacie w rozszerzonej wersji artykułu, który opublikowałem w portalu „Polska Zbrojna” – oto link do tego materiału.

—–

A gdybyście chcieli wesprzeć mój ukraiński raport, polecam się poniżej.

Tych, którzy wybierają opcję wsparcia „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

Szanowni, to dzięki Wam powstają także moje książki! W sklepie Patronite możecie nabyć je w wersji z autografem i pozdrowieniami. Szeroka oferta pod tym linkiem.

Nz. Zmodernizowane do standardu 2PL czołgi Leopard. Maszyny zmodernizowano w gliwickim Bumarze, który jest jednym z największych beneficjantów gwałtownej remilitaryzacji Polski. To tam niebawem powstanie linia produkcyjno-montażowa dla czołgów K-2PL/fot. własne

Pobudka

„Niemcy się zbroją”, donoszą rodzime media, jedne w tonie alarmistycznym, podbijając kwestię zagrożenia dla Polski, inne z ulgą, podkreślając potencjał gospodarczy i ludnościowy RFN. W obu perspektywach Niemcy są niczym budzący się olbrzym. Czy znów będzie zbójem? A może wybierze rolę obrońcy zachodniej wspólnoty?

W dniu zjednoczenia Niemiec Bundeswehra liczyła 585 tys. żołnierzy – ponad trzy razy więcej niż obecnie. Dysponowała silnym lotnictwem i potężnymi wojskami pancernymi. Ale wraz z końcem zimnej wojny niemieckie siły zbrojne zaczęto poddawać redukcjom, zmieniono też ich charakter. Zwłaszcza po 2001 roku Bundeswehrę zaczęto przekształcać w formację w większym stopniu ekspedycyjną, lekko uzbrojoną. I cały czas obcinano jej budżet.

Kilka lat później stało się to przedmiotem międzynarodowych kontrowersji, prezydent donald trump mówił wprost: „Niemcy są nieuczciwe w swoim finansowym wkładzie w NATO, bo przeznaczają tylko jeden procent PKB na obronność, a powinni przeznaczać dwa. A nawet te dwa to mało. (…) Oszukują nas na miliardy dolarów już od lat”.

trump nie był i nie jest wzorem powściągliwości, ale wtedy – podczas swojej pierwszej prezydentury – miał sporo racji. W świecie dyplomacji problem niemieckiej armii definiowano jako „jazda na gapę”. „Niemcy czerpią z dywidendy pokoju”, mówiono w NATO, oczekując od Berlina większego wkładu we wspólne wysiłki obronne. Wspomniane 2% PKB ustalono jako wymóg w 2014 roku, po rosyjskiej agresji na Krym i wschodnią Ukrainę. Działania Moskwy – jakkolwiek nie zagroziły bezpośrednio żadnemu z krajów Sojuszu – zinterpretowano jako powrót na ścieżkę zimnowojennej konfrontacji. „NATO musi się obudzić i ponownie uzbroić” – zadeklarowano na szczycie państw członkowskich w Walii.

Niemcy otworzyły jedno oko – wydatki zaczęły rosnąć, lecz masę pieniędzy przeznaczano na zakup nowego sprzętu – samolotów Eurofighter, wielozadaniowych okrętów MKS-180 czy śmigłowców NH-90. Koszty tych programów były na tyle wysokie, że Bundeswehra na kilka lat zrezygnowała z nabywania części zamiennych, niezbędnych do utrzymania już posiadanego wyposażenia. „Armia jest w złym stanie” – alarmował w 2017 roku Jochen Both, emerytowany niemiecki generał. „Czy dalibyśmy radę obronić własny kraj i sojuszników? Oczywiście, że nie. W przypadku rosyjskiego ataku, bez ogromnego wsparcia Amerykanów, nie przetrwalibyśmy” – przekonywał w magazynowym wydaniu „Bilda”.

A potem nadszedł rok 2022 i rosyjska pełnoskalowa inwazja na Ukrainę. Niemcy nie od razu, powoli, zaczęły otwierać drugie oko. Nie działo się to bez społecznej presji, którą dobrze ilustrują sondaże. Jak podają autorzy Barometru Polsko-Niemieckiego, reprezentatywnego badania postaw obywateli obu krajów, w 2024 roku aż 60% Niemców (i 68% Polaków), postrzegało rosję jako zagrożenie militarne dla swojego kraju. Władze w Berlinie musiały reagować, zwłaszcza że w publicznej debacie często podnoszono argument kiepskiej kondycji Bundeswehry. I wyliczano, jak bardzo jest mniejsza i słabsza.

—–

Ciekawy z naszej perspektywy był polski wątek tej debaty, w ramach którego omawiano imponującą skalę zbrojeń podejmowanych nad Wisłą. Ze zdziwieniem i nutą zażenowania komentując, że o połowę mniejsza i znacznie uboższa Polska buduję armię, która pokonałaby Bundeswehrę.

Oczywiście, nikt u nas o wyprawianiu się na Niemcy nie myślał, co nie zmienia faktu, że w wielu kategoriach uzbrojenia, zwłaszcza w ostatnim roku, uzyskaliśmy nad Niemcami istotną przewagę (dotyczy to na przykład czołgów czy samobieżnych systemów artyleryjskich). Ale to wkrótce się zmieni – tak przynajmniej wynika z zapowiedzi władz w Berlinie. Już w 2024 roku budżet niemieckiego MON wyniósł 52 mld euro, zaś uwzględniając blisko 20 mld euro ze specjalnego funduszu na uzbrojenie Bundeswehry wydatki na obronność przekroczyły próg 72 mld euro. A mają być tylko wyższe. Uchwalona jeszcze w czasie poprzednich rządów likwidacja tzw. hamulca budżetowego daje kanclerzowi Friedrichowi Merzowi niemal wolną rękę w wydatkach na zbrojenia. Kraje NATO zgodziły się niedawno podnieść próg rekomendowanych wydatków do 5% PKB. Niemcy aż tak ambitnych planów nie mają – chcą na razie poprzestać na 3,5%. Lecz i tak oznacza to ponad 150 mld euro rocznie – znacznie więcej niż wydaje putinowska rosja.

Co za te pieniądze chcą zbudować i kupić Niemcy? Berlin zamierza zwiększyć liczności Bundeswehry z obecnych około 171 tys. żołnierzy do docelowo 260 tys. Do końca dekady powiększyć też rezerwuar dostępnych rezerwistów o 400 tys. Minister obrony Niemiec Boris Pistorius planuje zamówić niemal tysiąc czołgów Leopard 2 oraz. 2,5 tys. transporterów opancerzonych GTK Boxer. Rząd rozważa również zakup dodatkowych 15 myśliwców F-35, zwiększając flotyllę tych maszyn do 50.

F-35 w niemieckiej strategii przewidziane są do obsługi programu Nuclear Sharing – to nośniki bomb nuklearnych, oddanych do dyspozycji NATO przez Amerykanów. Przewidziane są także duże zakupy m.in. dronów, systemów walki radio-elektronicznej oraz remonty i rozbudowa zaniedbanej w ostatnich dekadach infrastruktury logistyczno-szkoleniowej.

—–

Czy ta ewidentna remilitaryzacja stanowi zagrożenie dla Polski? Sprawdźmy najpierw, ja to widzą zwykli Polacy i Niemcy. W tym celu posłużmy się cytowanymi już badaniami Barometru Polsko-Niemieckiego. Wynika z nich, że obywatele Polski i Niemiec są zgodni w ocenach stanu wzajemnych relacji – dwie trzecie badanych po obu stronach granicy twierdzi, że jest dobry (co piąty ankietowany uważa, że stosunki są złe). Osoby uznające relacje za dobre podzielają także opinię, że wynikają one przede wszystkim z łączących nasze kraje interesów gospodarczych oraz z bezpośrednich kontaktów obu społeczeństw. Idźmy dalej – nieco ponad połowa Polaków (51%) uważa, że wzmocnienie niemieckiej armii zwiększy także bezpieczeństwo Polski (odmiennego zdania jest 25% naszych rodaków). W Niemczech z kolei przekonanych o tym, że silniejsza Bundeswehra wzmocni także bezpieczeństwo sojuszników, w tym polskie, jest prawie dwie trzecie badanych (65%).

Skąd się biorą takie przekonania? I w Polsce, i w Niemczech dojrzewa świadomość, że Europa musi w znacznie większym stopniu liczyć na siebie. Stany Zjednoczone nie są już „pewniakiem” jeśli idzie o gwarancje bezpieczeństwa i koniec prezydentury trumpa zapewne tego nie zmieni. Zresztą nawet gdyby USA wróciły na ścieżkę bliskich relacji transatlantyckich, warto mieć z tyłu głowy, że to nie jest „na zawsze”. A gdy ceną jest bezpieczeństwo całych narodowych wspólnot, ryzyko trzeba minimalizować ile się da. Taki stan rzeczy oznacza, że Niemcy – bardzo liczne i bardzo bogate – muszą w większym stopniu niż inne kraje Europy, wypełnić lukę po Amerykanach.

W kontekście niwelowania zagrożeń ze strony rosji, owo wypełnianie luki ma wymiar dosłowny. Z natowskich gier sztabowych wynika, że do skutecznej obrony państw nadbałtyckich trzeba 10 sojuszniczych brygad ciężkich. Dodatkowych 40-50 tysięcy żołnierzy ponad siły, którymi dysponują Litwa, Łotwa i Estonia. Do tej pory sądzono, że większość tego kontyngentu – ekwiwalent siedmiu brygad – wystawią w razie narastającej eskalacji Amerykanie. Resztę „dozbiera” Europa. W warunkach, jakie tworzy donald trump, trzeba mieć plan B.

I Berlin zdaje się ów plan wdrażać w życie – nie bez powodu rozrost Bundeswehry, liczbowy, sprzętowy i organizacyjny, tożsamy jest z potencjałem siedmiu brygad. Dla Polski to dobra wiadomość, bo nasze wojsko się „nie rozdwoi”. Ma i będzie mieć „za krótką kołderkę”, by ekspediować do państw nadbałtyckich silny kontyngent, zachowując jednocześnie zdolność do ochrony własnej granicy z rosją, Białorusią i nie daj boże pokonaną przez rosjan Ukrainą. Niemcy taki komfort będą miały, bo poza większymi możliwościami, nade wszystko mają bufor w postaci Rzeczypospolitej, ich kraj nie jest bezpośrednio zagrożony rosyjskim uderzeniem.

W tym kontekście warto zwrócić uwagę na kolejną korzyść dla Polski – o ile nasz kraj jest dla Niemców potencjalną strefą zgniotu, o tyle RFN jest dla nas głębią strategiczną. Miejscem, gdzie będziemy mogli odtwarzać zdolności naszej armii, gdyby rzeczywiście doszło do wojny „na całego” z rosją. Niezbędnym warunkiem dla tego odtwarzania będą nie tylko rozkręcone niemieckie zdolności w zakresie produkcji wojennej, ale też cała infrastruktura logistyczno-szkoleniowa Bundeswehry. To oczywiście bardzo pesymistyczny i mało prawdopodobny scenariusz, ale właśnie na taki szykują się i Niemcy, i Polska, rozbudowując własne potencjały militarne.

—–

Szanowni, do spraw okołoukraińskich wracam po weekendzie. A gdybyście chcieli wesprzeć mój ukraiński raport, polecam się poniżej.

Tych, którzy wybierają opcję wsparcia „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Czytelnikowi o nicku Zajcef Fizzlewick, Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Monice Rani, Maciejowi Szulcowi, Joannie Marciniak, Jakubowi Wojtakajtisowi, Andrzejowi Kardasiowi, Marcinowi Łyszkiewiczowi, Tomaszowi Krajewskiemu i Magdalenie Kaczmarek. A także: Juliuszowi i Elżbiecie Wolny, Piotrowi Rucińskiemu, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Arturowi Żakowi, Łukaszowi Hajdrychowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Bognie Gałek, Krzysztofowi Krysikowi, Mateuszowi Piecuchowi, Michałowi Wielickiemu, Jakubowi Kojderowi, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Jarosławowi Terefenko, Marcinowi Gonetowi, Pawłowi Krawczykowi, Joannie Siarze, Aleksandrowi Stępieniowi, Marcinowi Barszczewskiemu, Dinarze Budziak, Szymonowi Jończykowi, Piotrowi Habeli i Annie Sierańskiej.

Podziękowania należą się również moim najhojniejszym „kawoszom” z ostatnich dwóch tygodni – Kasi Byłow i Wiktorowi Łanosze.

To dzięki Wam powstają także moje książki! A skoro o nich mowa, w sklepie Patronite możecie nabyć moje tytuły w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Pełną wersję tego tekstu opublikowałem w portalu TVP Info – oto link do materiału.

Spirala

PKB Polski za 2024 rok to mniej więcej 950 mld dol. Mnóstwo pieniędzy… W tym samym roku świat wydał na zbrojenia 2,718 bln dol. – niemal trzykrotność naszego PKB – wynika z najnowszego raportu Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI).

Za wydatki wojskowe SIPRI uznaje wszystkie koszty ponoszone przez rządy państw, związane z bieżącym utrzymaniem sił zbrojnych oraz z toczonymi przez nie działaniami wojennymi. Te ponad 2,7 bln dol. to o 9,4 proc. więcej w porównaniu z poprzednim rokiem, co oznacza najszybszy wzrost rok do roku od zakończenia zimnej wojny. Światowy wzrost wydatków nastąpił dziesiąty rok z rzędu, a udział obciążeń wojskowych w globalnym PKB doszedł do poziomu 2,5 procenta. W 2024 roku ponad 100 państw zwiększyło nakłady na obronność, szczególnie dużo i szybko w Europie.

Wydatki wojskowe w Europie urosły o 17 proc. – do 693 mld dol. – i były głównym czynnikiem przyczyniającym się do globalnego wzrostu w 2024 roku. Na naszym kontynencie tylko Malta nie zwiększyła budżetu na obronność. Ten bezprecedensowy skok obciążeń – nienotowany od upadku muru berlińskiego – ma związek z wojną w Ukrainie. I tak wydatki rosji (3. miejsce w globalnym zestawieniu) osiągnęły poziom 149 mld dol., co stanowi wzrost o 38 proc. w stosunku do 2023 roku i dwukrotność poziomu z 2015 roku. To także 7,1 proc. PKB rosji i 19 proc. wszystkich wydatków rosyjskiego rządu. Całkowite wydatki militarne Ukrainy (8. miejsce) wzrosły o 2,9 proc. – do 64,7 mld dol. – co odpowiada 43 proc. wydatków rosji. W 2024 roku ukraińskie nakłady na armię doszły do 34 proc. PKB – żaden kraj na świecie nie odnotował tak wysokiego wskaźnika wydatków militarnych w relacji do ogólnej wartości wypracowanego majątku.

—–

W krajach Europy Środkowej i Zachodniej skok obciążeń w 2024 roku miał związek z rozbudową potencjałów. Wydatki Niemiec wzrosły o 28 proc., osiągając 88,5 mld dol., czyniąc budżet obronny RFN czwartym (!) co do wielkości na świecie. SIPRI odnotowuje też wzrost wydatków militarnych nad Wisłą – o 31 proc., do 38,0 mld dol., co stanowi 4,2 proc. PKB Polski i daje Polsce 12. miejsce w zestawieniu ex aequo z Włochami.

W 2024 roku Wielka Brytania zwiększyła nakłady na obronność o 2,8 proc., do 81,8 mld dol., co czyni ją szóstym największym „inwestorem militarnym”. Wydatki wojskowe Francji urosły o 6,1 proc., do 64,7 mld dol., dając jej dziewiąte miejsce. Co ciekawe, w 2024 roku Szwecja zwiększyła nakłady zbrojeniowe o 34 proc. – do 12,0 mld dol. – już w pierwszym roku członkostwa w NATO osiągając wymagany pułap 2,0 proc. PKB.

Ale ubiegłoroczny skok objął wszystkich członków NATO. Łączne na cele wojskowe przeznaczono 1.5 bln dol., a więc 10 razy więcej niż federacja rosyjska. Europejscy członkowie NATO wydali łącznie 454 mld dol. – trzy razy więcej niż rosja. „Gwałtowny wzrost nakładów wśród europejskich członków NATO był spowodowany głównie trwającym zagrożeniem ze strony rosji i obawami o możliwe wycofanie się USA z Sojuszu”, mówi Jade Guiberteau Ricard z SIPRI.

—–

Wydatki wojskowe USA – znów najwyższe na świecie – wzrosły o 5,7 proc., osiągając poziom 997 mld dol. To 37 proc. światowych wydatków na zbrojenia z 2024 roku. Znaczna część budżetu Pentagonu została przeznaczona na modernizację zdolności wojskowych i arsenału nuklearnego w celu utrzymania strategicznej przewagi nad rosją i Chinami.

Chiny, drugie na liście krajów z największymi budżetami wojskowymi, przeznaczyły na armię o 7,0 proc. więcej. W sumie było to 314 mld dol., co oznacza trzy dekady nieprzerwanego wzrostu nakładów zbrojeniowych. W 2024 roku Państwo Środka odpowiadało za 50 proc. wszystkich wydatków militarnych w Azji i Oceanii, inwestując nie tylko w modernizację konwencjonalnych sił zbrojnych, ale i w rozbudowę arsenału nuklearnego oraz możliwości prowadzenia cyberwojny.

Wydatki wojskowe Japonii wzrosły o 21 proc., do 55,3 mld dol., co stanowi największy roczny wzrost od 1952 roku. Jej obciążenie wojskowe osiągnęły pułap 1,4 proc. PKB, co jest najwyższym wynikiem od 1958 roku. Wydatki wojskowe Indii, piąte co do wielkości na świecie, wzrosły o 1,6 proc. – do 86,1 mld dol. Wydatki Tajwanu urosły o 1,8 proc., osiągając 16,5 mld dol. „Główni gracze w regionie Azji i Pacyfiku inwestują coraz więcej środków w zaawansowane zdolności wojskowe”, komentuje Nan Tian, dyrektor programu wydatków wojskowych i produkcji broni SIPRI. „W obliczu kilku nierozwiązanych sporów i narastających napięć, inwestycje te grożą wciągnięciem regionu w niebezpieczną spiralę wyścigu zbrojeń”, złowieszczy ekspert.

—–

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Czytelnikowi o nicku Zajcef FizzlewickArkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Monice Rani, Maciejowi Szulcowi, Joannie Marciniak, Jakubowi Wojtakajtisowi, Andrzejowi Kardasiowi, Marcinowi Łyszkiewiczowi, Tomaszowi Krajewskiemu i Magdalenie Kaczmarek. A także: Juliuszowi i Elżbiecie Wolny, Piotrowi Rucińskiemu, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Arturowi Żakowi, Łukaszowi Hajdrychowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Bognie Gałek, Krzysztofowi Krysikowi, Mateuszowi Piecuchowi, Michałowi Wielickiemu, Jakubowi Kojderowi, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Jarosławowi Terefenko, Marcinowi Gonetowi, Pawłowi Krawczykowi, Joannie Siarze, Aleksandrowi Stępieniowi, Marcinowi Barszczewskiemu, Dinarze Budziak, Szymonowi Jończykowi, Piotrowi Habeli i Annie Sierańskiej.

Podziękowania należą się również moim najhojniejszym „Kawoszom” z ostatniego tygodnia: Marioli Grochowinie i Zbigniewowi Lasoniowi.

To dzięki Wam powstają także moje książki!

A skoro o nich mowa, zapraszam Was do sklepu Patronite, gdzie możecie nabyć moje tytuły w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Tekst, w obszerniejszej wersji, opublikowałem w portalu Polska Zbrojna – oto link do tego materiału.

Nz. Wyprodukowane w Korei armatohaubice K9 należące do polskiej armii, podczas ćwiczeń ogniowych na poliginie w Nowej Dębie/fot. własne