Zemsta

Ukraińcy dziś w nocy znów uderzyli Himarsami w rosyjskie zaplecze – tym razem na okupowanej ługańszczyźnie. Także w odwecie za Winnicę, choć nade wszystko był to ciąg dalszy prowadzonej od kilkunastu dni akcji, której celem jest paraliż systemu dowodzenia wroga oraz odcięcie go od zaopatrzenia. W najbliższych dniach należy spodziewać się kolejnych ataków, ale i zbrojnych rosyjskich reakcji. „Rosjanie są wściekli”, pisze mi koleżanka z Kijowa. Mieszkająca w ukraińskiej stolicy Polka dodaje: „Ambasador USA chyba czegoś się spodziewa, bo wezwała Amerykanów do opuszczenia kraju. Gdy ostatni raz był taki komunikat, to potem wybuchła wojna. Teraz pewnie chodzi o spodziewaną falę zemsty za Himarsy”.

Zemsty, jak wczorajszy atak na Winnicę, gdzie ucierpieli cywile.

Rosjanie mówią, że atakowali cel wojskowy – miejscowe dowództwo sił powietrznych. To nie umniejsza skali ich zbrodni, bo doskonale znali ryzyko porażenia obiektów cywilnych. Świadomi pory dnia (a więc i zagęszczenia na ulicach), problematycznej celności swoich rakiet, posłali na miasto całą salwę Kalibrów (większość została przez Ukraińców strącona). Normalne państwo nie prowadzi wojny w ten sposób. Normalne państwo dąży do redukcji „strat ubocznych” – co w tym przypadku mogłoby przybrać postać ataku w nocy – a w razie niemożności osiągnięcia takiego efektu często po prostu rezygnuje z konkretnych operacji militarnych. Przez lata obserwowałem ostatnią wojnę w Afganistanie, gdzie natowskie dowództwo regularnie odpuszczało sobie twarde, kinetyczne rozwiązania, które niosły zbyt wielkie ryzyko dla cywilów. Sam znalazłem się kiedyś w sytuacji, w której „mój” pluton nie dostał wsparcia artylerii, bo potencjalny cel – atakujący żołnierzy talibowie – zajęli stanowiska pośród zabudowań. Żołnierze musieli „odkleić się” od wroga bez pomocy artylerzystów. Jednocześnie wciąż żyli w Afganistanie ludzie dobrze pamiętający realia sowieckiej inwazji – i bezwzględność „szurawich” (jak nazywano Rosjan), zdolnych równać z ziemią całe afgańskie wioski, gdy tylko natykali się w nich na opór. Ta sowiecka bezwzględność zabiła w latach 1979-1988 1,5 mln cywilów…

Dziś giną Ukraińcy.

Ale ginie też masa rosyjskich wojskowych. Wczoraj żona płk Aleksieja Gorobieca, dowódcy 20. Dywizji Zmechanizowanej, potwierdziła jego śmierć. Przypomnijmy, doszło do niej 11 lipca po ataku Himarsów na rosyjskie centrum dowodzenia w pobliżu Nowej Kachowki. W wyniku tego nalotu zginął niemal cały sztab gwardyjskiej, a zatem elitarnej dywizji. No i w powietrze wyleciał pokaźny skład amunicji. W sumie, w ciągu ostatnich 10 dni, Ukraińcy użyli Himarsów 50 razy – i nigdy nie spudłowali. Mówimy bowiem o broni, która tym różni się od rosyjskich wieloprowadnicowych wyrzutni używanych w Ukrainie, że ma rakiety kierowane (wyposażone w moduł sterujący, sprawdzający pozycję przy użyciu GPS). Nie trzeba więc walić na oślep, dziesiątkami rakiet, z założeniem, że któraś trafi – wystarczy jedno precyzyjne uderzenie. Ponadto amerykańskie pociski mają 2-ktotnie większy zasięg, nie bez znaczenia jest też fakt, że załadunek wyrzutni odbywa się poprzez wymianę całych kontenerów (a nie pojedynczych prowadnic), co skraca o 5-6 razy proces odzyskiwania zdolności bojowej zestawu. Rosjanie dysponują podobną bronią – wyrzutniami Tornado – lecz z uwagi na stosowaną w rakietach zachodnią technologię niezbędną do naprowadzania, używają jej bardzo oszczędnie. W zastępstwie młócą całe kwartały przy użyciu „głupich” wyrzutni typu Grad, wyposażonych w niekierowane pociski.

Himarsy zatem nie są przełomową technologią, nieznaną przeciwnikowi. Fakt, iż ten sobie z nią nie radzi, dowodzi co najmniej kilku innych problemów.

Po pierwsze, potwierdza się słabość rosyjskiego lotnictwa, niezdolnego do operowania nawet na płytkich tyłach wojsk ukraińskich. Jeżdżące wzdłuż linii frontu Himarsy nie są niewidzialne. Przy odpowiednim nasyceniu nieba, udałoby się je namierzyć. I zniszczyć.

Po drugie, ataki na zestawy mogłyby przeprowadzić grupy dywersyjne, operujące na tyłach Ukraińców. Morze drukarskiego tuszu wylano, by przekonać nas, że rosyjski wywiad wojskowy GRU – i jego Specnaz – to światowa ekstraliga. Tymczasem wszystko na to wskazuje, że Rosjanie nie są w stanie słać za linię frontu uzbrojonych komand. Gdyby mieli taką zdolność, Himarsy stałyby się celem numer jeden.

Po trzecie, namierzanie wyrzutni to zadanie także dla wywiadu, zarówno satelitarnego, jak i agenturalnego. Minęło kilkanaście dni intensywnej działalności Himarsów, a efektów po stronie rosyjskiej brak.

I niech tak zostanie.

—–

A jeśli chcesz mnie wesprzeć w dalszym pisaniu, także książki:

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Autor

Marcin

I am freelance journalist, writer, blogger, author of military-themed blog bezkamuflazu.pl. During my journalist activities, I covered multiple conflicts and humanitarian crisises – in Iraq, Afghanistan, Ukraine, Georgia, Lebanon, Uganda and Kenya. In years 2009-2014, I wrote blog zafganistanu.pl dedicated to Afghan war, deployment of Polish Forces and veteran’s affairs. I am also author or co author of non-fiction books and political-fiction novels including „Międzyrzecze” and recently published „Stan wyjątkowy”.