David Cameron, były brytyjski premier, od niedawna szef tamtejszego MSZ, podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych usiłował przekonać członków Partii Republikańskiej do idei dalszego wspierania Ukrainy.
– Za dziesięć procent budżetu obronnego USA zniszczono połowę potencjału armii rosji – stwierdził, wskazując na efektywność przedsięwzięcia.
By ją podkreślić, doprecyzuję: mowa o jednej dziesiątej ROCZNEGO budżetu Pentagonu, który pozwolił „zmielić” gromadzone LATAMI zasoby rosyjskiej armii. A nawet dekadami, wszak rosja w zakresie sprzętu wojskowego „jedzie” na rencie z czasów Związku Radzieckiego i jego ogromnej armii.
Gwoli uczciwości warto dodać, że to wybiórcze spojrzenie, nieuwzględniające ukraińskich nakładów i, przede wszystkim, ofiar. Tym niemniej – patrząc z perspektywy samych USA, czy szerzej, Zachodu – mamy do czynienia z porażającą efektywnością.
Tylko co z tego? – można by rzec. Republikanie wciąż sprzeciwiają się przyjęciu ustawy, która zapewniłaby finansowanie wsparcia dla Ukrainy w 2024 roku. Mowa o 61 miliardach dolarów, co uwzględniwszy wszystkie zaplanowane wydatki Stanów Zjednoczonych na obronność w przyszłym roku (880 mld dol.), oznacza jedną czternastą budżetu wojskowego. JEDNĄ CZTERNASTĄ…
Ale wcale nie o hajs tu idzie. Ukraina stała się zakładnikiem wewnętrznej polityki USA – blokując pomoc dla Kijowa, republikanie chcą zmusić Joe Bidena do bardziej restrykcyjnej strategii migracyjnej (w tym do dalszej rozbudowy muru na granicy z Meksykiem). Zobaczymy, jak to się skończy, kto okaże się bardziej nieustępliwy – prezydent czy opozycja. Stany Zjednoczone to nie mój kraj, nie wypada mi też sugerować Amerykanom, co jest ważniejsze: migracja czy Ukraina. Patrząc z perspektywy interesu własnego państwa chciałbym, żeby to Biden dopiął swego. Prawdę mówiąc, jestem przekonany, że tak to się skończy.
Ale Ukraina już płaci cenę niepewności. Na froncie armia przeszła do strategicznej obrony, co brzmi nawet ładnie, a w praktyce oznacza na przykład racjonowanie amunicji. I wiele innych niefajnych rzeczy. Na zapleczu zaś, w gabinetach polityków, owa niepewność podkręca wewnętrzne konflikty. Wzajemne szczucie, szukanie winnych to część strategii ratunkowych; nikt nie chce brać na siebie odpowiedzialności za ewentualne załamanie się operacji obronnej i jego skutki.
Cena niepewności to również nasze zmartwienie. Waszak trudno pozbyć się natrętnej myśli, że i Polska mogłaby znaleźć się w sytuacji zakładnika. Może to i mało prawdopodobne (w końcu zobowiązania USA wobec Rzeczpospolitej są na zupełnie innym poziomie niż w odniesieniu do Ukrainy), ale dobre wojskowe planowanie musi zakładać najgorsze scenariusze. Więc załóżmy i się na nie przygotujmy. Nie ma dla Polski odwrotu od zbrojeń. Nie ma miejsca na naiwne pierdolenie „love and peace”. Nie, gdy ma się za sąsiada „tych na bagnach”, jak w Ukrainie mówi się o rosji.
Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
- wystarczy kliknąć TUTAJ -
Armia przeszła do obrony, ale Ukraińcy nie tracą wiary w jej możliwości. Nz. blok w Charkowie/fot. własne