Równolegli

Mój profil na Facebooku odwiedziło kilku specyficznych komentatorów, a i sam zajrzałem tu i ówdzie, w miejsca, gdzie „prorosyjski głos w twoim domu” ma się dobrze. I przeczytałem, że:

Rosjanom się nie wiedzie, bo Ukraińcy otrzymują zachodnią broń (pisane toto było w tonie wyrzutu, naprawdę…).

No by to szlag, ci wstrętni Ukraińcy, przecież mogliby tej broni nie brać. Walczyć uczciwie, sowiecką techniką, a najlepiej w ogóle nie walczyć. No a ten Zachód, dajcie spokój… Co go to wszystko obchodzi!?

Biedny jest los ukraińskich cywilów, nawet Wehrmacht okazał się lepszy niż armia Ukrainy, bo nim pozamieniał miasta w twierdze w 1945 roku, to zezwolił na częściową ewakuację ludności.

O tak, to jest gruba artyleria – porównanie Ukraińców do hitlerowców, ba, wskazanie, że są gorsi. Doceniam przewrotność – bo przecież nazistami są dziś Rosjanie – oraz empatię wobec bezbronnych kobiet i dzieci (tylko czy ona prawdziwa czy na pokaz, to nie mam jasności…). Gwoli uczciwości przypomnę, że problemu by nie było, gdyby dziadyga z Kremla nie roił sobie we łbie, że może zająć Ukrainę. I gdyby jego bandycka armia pozwalała na ewakuację miast. A jak to wygląda w praktyce? W praktyce orkowie ostrzeliwują korytarze humanitarne, a na dworce kolejowe pełne cywilów posyłają rakiety.

Ukraina nie powinna brać amerykańskiego uzbrojenia, bo stanie się zachodnią kolonią i/lub zadłuży na lata.

No k…, to jest wybitne, przyznaję. Jacy niemądrzy ci Ukraińcy, przecież położyliby łby po sobie, wpuścili do kraju wyzwoliciela i uniknęli podłego losu zachodnich pachołków. Może nawet ruskich gwałtów, mordów i grabieży by uniknęli, bo przecież to nieuzasadniony opór tak rozzuchwalił sowieckiego sołdata.

Sołdata, za którym stoi TAKA kultura. „Nie wie Pan o rosyjskich osiągnięciach w nauce, kulturze, sztuce, literaturze? W europejskich galeriach sztuki i muzeach nie ma Polaków, a są Rosjanie”.

Bum, madafaka! I co wy na to, polaczki? A pisał to Polak, żeby nie było. To już nawet nie jest syndrom sztokholmski (w którym ofiara obdarza kata uczuciem), to masochizm w wersji hard. Pozostając w konwencji wpisu dodam, że za Niemcami swego czasu stała  bardziej kulturalna kultura (a jaka nauka stała! Sowiecka do pięt jej nigdy nie dorosła). No więc stała, jak stał słup dymu z krematoriów. Buczy baletem nie da się przykryć. Ale w sumie co my wiemy, skoro…

Polska jest pół dzika, bo wczoraj ruski ambasador został u nas publicznie olany. Oblany znaczy. A tak w ogóle to jego współpracowników wcześniej wypędzono.

„Wypędzono”, czaicie? Pędzono to ludzi na Sybir, zaś o (pół)dzikości państwa najlepiej świadczy to, co robią jego instytucje, na przykład armia. Rosyjska dla przykładu działa wedle standardów Waffen SS, trochę bardziej niż półdzikich. A może nawet bardziej niż bardziej, bo u esesmanów jakiś porządek w planowaniu zbrodni był, zaś u orków jest głównie bardak.

I mógłbym tak długo, ale już mi się nie chce. Wycieczki do światów równoległych naprawdę są męczące. Wspomnę tylko o swej naiwności w tym kontekście – dawno, dawno temu wydawało mi się, że jak obejrzałem Wiadomości TVP, to nic mnie już nie zdziwi…

—–

Zdjęcie zjaranego sowieckiego czołgu dla atencji. To ten najnowszy super-hiper-duper T-90 M Przełom. Oburzające, że nikt Ukraińcom nie powiedział, że ów tank jest niezniszczalny…/fot. Центр стратегічних комунікацій та інформаційної безпеки

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Odkupienie

Godzina 11.00. Przyszedł czas, by się pożegnać. „Nienawiść”, „Sigma” i Wadim poszli nad ranem do okopów, ścisnąłem więc dłonie kilku innym żołnierzom. I gdy doszedłem do „Paramedyka”, ten rzucił:

– Do zobaczenia w Moskwie!

Rozbawiła mnie ta zuchwałość, ale zaraz potem poczułem smutek. Żal mi było tych chłopaków, najpierw skrzywdzonych przez durnych ideologów, a potem przez własne państwo, którego inercja skazywała ich na bezsensowne trwanie w tym gruzowisku.

– Życzę wam szczęścia – odparłem po ukraińsku, zastanawiając się, ilu z nich przetrwa kolejne „małe wojny”.

—–

Tak zakończyłem napisany w lipcu 2015 roku reportaż z pobytu na ukraińskich pozycjach w Szyrokino. Tekst nosił tytuł „Chłopcy z Azowa bronią Mariupola, Ukrainy i białej Europy”, i w znacznej części poświęcony był znanemu już wówczas pułkowi (wtedy batalionowi). Tytułowi chłopcy to jeden z plutonów Azowa, rozlokowany w ruinach dawnego ośrodka wypoczynkowego Majak, na wzniesieniu, skąd stromą skarpą schodziło się wprost na piękną plażę. Mój boże, jak ja chciałem się wtedy wykąpać w tej lazurowej wodzie. Ale „tamci” walili z moździerzy, jak tylko ktoś wchodził do morza. Stopy zmoczyć można było, ale by się zanurzyć, należało pokonać spory kawał płycizny, gdzie człowiek wystawiał się już na widok „separów”. Skończyło się więc na spacerze wzdłuż plaży. Z której i tak później wialiśmy w podskokach – ja, mój fotoreporter Darek, Wadim i „Sigma” – bo jednak ktoś nas wypatrzył.

—–

A mój tekst bezbłędnie wypatrzyła kremlowska propaganda. I się zaczęło. Przetłumaczono go na rosyjski jeszcze tego samego dnia, emitując w kilku najpopularniejszych rosyjskojęzycznych portalach. W następnych dniach przyszły kolejne tłumaczenia, na jeszcze inne języki. Także na chiński, co było dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem. I wisiało tak to przez lata, nieźle zindeksowane, na zawsze już skojarzone z moim nazwiskiem. Po 24 lutego znów wybiło wysoko w rekordach Googla, co w chwilach słabości traktowałem jako osobistą zemstę orków na mojej osobie, a co tak naprawdę było skumulowanym efektem działań rosyjskiej propagandy i naturalnego zainteresowania internautów pułkiem Azow.

—–

Jest bowiem Azow formacją kontrowersyjną. Latem 2015 roku nie do końca wiedziałem, co zastanę na południowym odcinku donbaskiego frontu. Miałem świadomość, że Azow to prawicowe ugrupowanie, jednak obraz tego batalionu – budowany przez mainstreamowe media w Polsce – kazał przypuszczać, że nazistowska symbolika i durna ideologia to raczej incydenty, gówniarskie wybryki i powody do wstydu; coś, co będzie przed mną ukrywane. Tymczasem już w koszarach w Mariupolu – na oficjalnym spotkaniu – „dostałem po oczach” wszelkiej maści gapami, swastykami i azowską interpretacją wilczego haka. Na froncie zaś było jeszcze gorzej, jeszcze więcej tego syfu.

—–

Przez cały pobyt wśród azowców miałem wrażenie kompletnego surrealizmu. Ci chłopcy bronili ojczyzny przed zbójeckim najeźdźcą, a jednocześnie schlebiali morderczej ideologii, której ofiarami swego czasu padli moi i ich przodkowie. Intelektualnie ogarniałem temat, wiedziałem, że dla azowców (neo)hitlerowska symbolika pozostawała atrakcyjna z uwagi na swój antysowiecki i antyrosyjski charakter. Tak naprawdę niewielu tam było zdeklarowanych rasistów, o co zresztą byłoby trudno, biorąc pod uwagę wieloetniczny charakter ukraińskiego społeczeństwa (ponad setka różnych etnosów), widoczny także w szeregach batalionu. Ci ludzie wyekstraktowali z nazizmu nienawiść do Rosjan, nie pozbywając się symbolicznej otoczki szerszego w gruncie rzeczy zjawiska. Ich osobisty dramat polegał też na tym, że większość nawet nie znała ukraińskiego i mówiła po rosyjsku, w języku wrogów.

—–

„Nie chcę tam jechać” – zareagowałem po raz pierwszy na propozycję kolegów, byśmy wybrali się do Azowa. Gardzę naziolami w jakimkolwiek wydaniu, niezależnie od tego, jakie noszą paszporty. Zwyciężył jednak racjonalny argument – że nie ja przecież decyduję o tym, kto z kim walczy. Mogę tylko zdecydować, czy chcę o tym pisać/robić materiały. A ostatecznie chciałem, bo tak rozumiem swoją dziennikarską powinność. Bo zamykanie oczu na problem nie sprawia, że ten znika. Pojechałem więc, napisałem obszerny reportaż i dziś nie zmieniłbym w nim ani słowa. Bo owszem, spotkałem dzielnych ludzi, szaleńczo oddanych ojczyźnie, ale zwichrowanych przez ideologię. Orki to podchwyciły, pragnęły bowiem, wciąż pragną!, przekonać cały świat, że ukraiński romans z nazizmem to powszechne zjawisko. A to oczywista nieprawda. Skrajnie prawicowe formacje ochotnicze stanowiły nieznaczny odsetek ukraińskich sił. Tolerowano je z uwagi na bitność i zasługi w powstrzymywaniu rosyjskiej agresji – i tylko do czasu.

—–

Azow jest obecnie częścią ukraińskiej gwardii narodowej. Przeszedł kadrową czystkę, sprofesjonalizował się. Na miano nazistów bardziej zasługują walczący z nim Rosjanie, którzy przecież nie kryją, że chodzi im o eksterminację ukraińskich elit i wynarodowienie reszty społeczeństwa. Dawne grzechy pułk odkupuje w Mariupolu, wiążąc wielokrotnie silniejsze rosyjskie oddziały. Azowcy walczą dziś na terenie jednej z tamtejszych stalowni, w gąszczu fabrycznej infrastruktury. Myślę, że w ruinach Azostalu wykuwa się kolejny ukraiński mit, podobny do epopei cyborgów z donieckiego lotniska. Te mity mają państwowotwórczą moc, będą – jak cała ta wojna – stanowić zręby nowej ukraińskiej tożsamości. Następne pokolenia nie będą musiały odwoływać się do moralnie wątpliwych wydarzeń i postaci z przeszłości, mając takie wzorce na wyciągnięcie ręki. Tym samym, w mojej ocenie, Azow spłacił swój honorowy dług.

—–

A chłopcy ze zdjęcia? Jeden zginął jeszcze w Donbasie, w 2016 roku. Drugi wciąż służy w pułku. Nie wiem, co stało się z trzecim. Darek, mój fotoreporter, dostarcza właśnie pomoc ukraińskiej armii; jest teraz gdzieś na północ od Kijowa. No a ja, za bardzo przez wojnę pokopany, piszę te słowa w pociągu z Krakowa do Warszawy. W wagonie, w którym Ukraińców jest chyba tylu, ilu Polaków, co niesie świadomość, że i nas ta wojna zmieni na zawsze. Co zaś się tyczy chłopców ze wstępu. „Nienawiść” nie żyje (zawsze chciał, żeby jego skalp z takim hasłem-tatuażem na głowie wziął sobie jakiś Rosjanin na pamiątkę; „będę im przypominał o mojej do nich nienawiści”, tłumaczył). „Sigma” nie żyje. Wadim wrócił kilka lat temu do Polski, dokończyć studia. Nie znam jego dalszych losów

Nz. Autor (w środku) i fotoreporter Darek Prosiński w towarzystwie żołnierzy Azowa/fot. z archiwum autora, lipiec 2015 roku

Postaw mi kawę na buycoffee.to