„Przechwycone”

Niebawem miną trzy lata od wyzwolenia podkijowskiej Buczy i ujawnienia masakry, jakiej dopuścili się tam rosjanie. Przypomnijmy: w okupowanym między 5 a 31 marca 2022 roku miasteczku zabito ponad czterystu cywilów. Mordercami z ul. Jabłońskiej – gdzie znaleziono szczególnie dużo ofiar – byli żołnierze 234. pułku desantowo-szturmowego z Pskowa. Wojskowych zidentyfikowano na podstawie sprzętu, naszywek i radiowych kodów. Pomocne w odtworzeniu chronologii wydarzeń okazały się zapisy z kamer monitoringu, zeznania świadków oraz treści przechwyconych przez ukraiński wywiad rozmów telefonicznych rosjan.

Obok formalnych dochodzeń, własne śledztwa w sprawie buczańskiej masakry prowadzili też dziennikarze, m.in. z „New York Timesa”. „Zbrodnia w Buczy była częścią celowego i systematycznego, bezwzględnego aktu zabezpieczenia drogi do Kijowa”, napisali amerykańscy reporterzy w swoim raporcie. Żołnierze „przesłuchiwali i strzelali do nieuzbrojonych mężczyzn w wieku poborowym i zabijali tych, którzy stanęli im na drodze, niezależnie od tego, czy były to rodziny z dziećmi próbujące wydostać się z miasta, miejscowi wychodzący do sklepu, czy po prostu jadący do domu na rowerze”.

Idźmy dalej. Wiosną 2023 roku opublikowano raport komisji dochodzeniowej Rady Praw Człowieka ONZ. Wyszczególniał on cały katalog zbrodni popełnionych przez rosjan w Ukrainie. „Wiele umyślnych zabójstw, przypadków nielegalnego pozbawiania wolności, gwałtów i aktów przemocy seksualnej nastąpiło podczas przeszukań domów, których celem było znalezienie członków ukraińskich sił zbrojnych lub broni”, stwierdzał raport. Samowolnie więzieni ludzie byli często przetrzymywani przez rosyjskie siły zbrojne w fatalnych warunkach w przepełnionych celach. „W jednym przypadku dziesięcioro starszych ludzi zmarło z powodu nieludzkich warunków w piwnicy jednej ze szkół, a inne więzione osoby, w tym również dzieci, musiały dzielić to samo pomieszczenie z ciałami zmarłych”. Podczas gwałtów członków rodziny, także tych najmłodszych, zmuszano do oglądania zbrodni.

Spojrzyjmy na te wydarzenia z innej perspektywy. W lipcu 2022 roku Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) opublikowała fragment przechwyconej rozmowy rosyjskiego żołnierza z żoną. „Nie masz pojęcia, co się tutaj dzieje. Nie wiem, jak po czymś takim mam wrócić do normalnego życia”, mówił do partnerki mężczyzna. „Wiesz, ile trupów widziałem? (…) Bez głowy, bez nóg, bez tułowia, bez niczego (…) Tu jest tylko mięso” – rosjanin opowiadał o stertach ciał poległych towarzyszy. „Cholera, tak bardzo chcę wrócić do domu, to wszystko jest takie bolesne. Ale (…) nie wyobrażam sobie świata, w którym trzeba płacić rachunki, w którym jeżdżą samochody”, słychać było na ujawnionym nagraniu. Dalej wojskowy zapewniał, że jeśli wróci do domu, odwiedzi cmentarz, gdzie pochowano jego babcię, „anioła stróża”. „Potem pójdę do klasztoru, odwiedzę wszystkie kościoły”, zaklinał przyszłość rosjanin.

A teraz do brzegu. Rozmowy rosyjskich żołnierzy z ich bliskimi stanowią sedno filmu dokumentalnego Oksany Karpowicz pt.: „Przechwycone”. Materiał dźwiękowy dzieła – tytułowe przechwycone – pochodził z nasłuchu SBU i przez tę służbę został autorce dostarczony. Z rozmów wynika wprost, że rosjanie są ogłupieni nienawiścią do Ukraińców. Że dotyczy to zarówno żołnierzy, jak i ich matek, żon, rodzeństwa, dzieci, wszystkich, którzy zostali w kraju. I owszem, od czasu do czasu słyszmy ślady krytycznej refleksji – świadomości, że rosjan w Ukrainie nie chcą, że Ukraińcy potrafią się bić i że poziom życia w napadniętym kraju jest wyższy niż w rosji. Tyle że ta refleksja nie eliminuje poczucia wyższości, pogardy, ba, nierzadko służy za uzasadnienie dla rabunku, skoro tamci się nie poddają i lepiej żyją.

Jest więc treść ujawnionych i wykorzystanych w filmie nagrań tożsama z ukraińskim przekazem propagandowym, malującym rosjan w jak najczarniejszych barwach. Co otwiera pole do zarzutu, że „Przechwycone” to nie jest niezależne dzieło, a obarczony słabościami nieobiektywizmu i manipulacji element wojny informacyjnej. Film stworzony w oparciu o wyselekcjonowany materiał, pod tezę o „złych ruskich”. I można by go za taki uznać – zwłaszcza że Karpowicz jest Kanadyjką ukraińskiego pochodzenia – gdyby nie jedno „ale”. Takie mianowicie, że wszystko, co da się w „Przechwyconych” usłyszeć, znajduje pełne potwierdzenie w czynach rosyjskich żołnierzy. Oni naprawdę mordują, grabią, gwałcą, giną masowo w bezsensownych szturmach, tracą zmysły na skutek tych wszystkich doznań. Wiemy to nie tylko z ukraińskiej opowieści o tej wojnie. Dlatego przywołałem „New York Timsa” czy ONZ, ale przecież to niejedyne źródła dające dowód szaleństwa i zbrodni rozgrywających się na Wschodzie.

Co dziś trzeba podkreślać nie tylko w kontekście filmu Karpowicz. Oto bowiem doczekaliśmy czasów, kiedy kłamliwe narracje na temat działań rosjan w Ukrainie przestały być domeną rosyjskiej propagandy. Kiedy w szyte na Kremlu buty wchodzi prezydent USA, opowiadający o dzielnych rosyjskich żołnierzach, których poświęcenie musi zostać docenione daniną z ukraińskich ziem. Świat stanął na głowie i jakkolwiek to niewygodna pozycja, ludzi przyzwoitych nie zwalnia z obowiązku mówienia prawdy.

Od 7 marca br. „Przechwycone” można obejrzeć w wybranych kinach studyjnych. Szczegółowe informacje na temat seansów znajdziecie na stronie organizacji Watch Docs.

—–

Szanowni, zapraszam Was do sklepu Patronite, gdzie możecie nabyć moje książki w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Powyższy felieton opublikowałem również w portalu „Polska Zbrojna”, oto link.

Nz. Kadr z filmu/fot. za Watch Docs

Znużenie

Najpierw kilka uwag natury „technicznej”.

Wojna jest opowieścią. Dramatyczną, więc przyciągającą uwagę. Ale każda opowieść z czasem nuży; nie da się na stałe „kupić” słuchacza, czytelnika czy widza. Dotyczy to każdego tematu – wojna nie jest tu żadnym wyjątkiem. Wie o tym każdy, kto pracuje w mediach, kto pisze książki, tworzy filmy. Mniej ekskluzywny wymiar tej wiedzy to świadomość, że uwaga siedzących przy stole współbiesiadników nie będzie dana raz na zawsze. Że musimy się sprężać z anegdotą, dowcipem czy przemową, że muszą być „gęste”, jeśli nie chcemy widzieć ziewającej ciotki czy nagle czującego zew w pęcherzu kuzyna. Jeśli historia ma w sobie twista, jakiś efektowny, gwałtowny zwrot,  możemy o uwagę powalczyć dłużej – tak przy stole jak i w medialnej narracji. Lecz jeśli w opowieści nic się nie dzieje ponad to, co już było, marny los opowiadacza. Marny los samej historii, jakby ważna nie była.

Opowieść o wojnie rosji z Ukrainą jest w zachodniej części świata prowadzona tendencyjnie. Wynika to z samej natury konfliktu – asymetrii potencjałów obu krajów, rosyjskiego bestialstwa, ukraińskiego heroizmu i prozachodnich ambicji Kijowa. Z empatii, który sprzyja większej identyfikacji z napadniętym. Ślady tych emocji widać nie tylko w mediach i postawach milionów Europejczyków, gotowych nieść pomoc ukraińskim uchodźcom. Mam częsty kontakt z pracownikami międzynarodowych organizacji humanitarnych – fundacji i agend ONZ-tu – wielu z nich podkreśla wyjątkowość wojny w Ukrainie. „Staramy się być bezstronni, tu nam nie wychodzi”, mówią, nie kryjąc swoich proukraińskich sympatii (w przypadku ludzi pracujących dla ONZ-tu takie deklaracje mogę dziwić, rosja ma bowiem w tej organizacji wielkie wpływy polityczne. Jednak na poziomie konkretnych działań w terenie, zwłaszcza zaś ich finansowania, udział federacji i rosjan jest znikomy). Lecz ile by tej sympatii nie było, gdy opowieść zaczyna nużyć, emocje schodzą na plan dalszy. W związku, w którym wieje nudą, sama miłość może nie wystarczyć.

Letnie emocje i znudzenie zwykłych ludzi wprost przekładają się na strategie medialne. Media bowiem to przede wszystkim interes, uzależniony od uwagi odbiorców. By ją zachować, temat się porzuca (na rzecz innego) albo „podkręca” – przedstawia w innym niż dotąd świetle, co przy komercyjnym potencjale sensacyjności zwykle oznacza pójście właśnie w jej stronę. Nie ma twista? To go skręćmy. Na ukraińskim froncie sytuacja patowa? No tak. Kryteria moralne, oparte o uzasadnioną złość na rosjan już odbiorców nie rozpalają? No nie rozpalają. Czyli o pacie czytać nie będą? No nie będą. No to może zacznijmy ludzi straszyć i wieszczyć ukraińską klęskę? Ano spróbujmy. Kupią-nie kupią, zobaczymy. Jeśli nie kupią, temat wojny w Ukrainie spadnie z agendy. Wróci przy okazji jakiegoś naturalnego (prawdziwego) twista.

Tak to wygląda na poziomie pojedynczej redakcji. Dodajmy owczy pęd mediów – owo „inni mają, to my też musimy” – i tak tworzy nam się trend. Na przykład obecne w polskiej infosferze już od kilkunastu dni czarnowidztwa dotyczące przyszłości Ukrainy.

A przecież mamy w tej grze jeszcze jeden zbiorowy podmiot – „cyber-ambasadorów” rosji. To nie moskale wymyślili Internet, ale to ich specjaliści od wojny informacyjnej szybciej pojęli, jakie perspektywy stwarza globalna sieć. Dzięki niej możliwe stało się błyskawiczne rozpowszechnianie fałszywych i spreparowanych treści, licznymi kanałami, tworząc tym samym pozory wielości źródeł. W tym celu rosja wykorzystuje agentów wpływu, zastępy własnych cyber-żołnierzy oraz algorytmy, które pozwalają na masowy charakter działań. Działań, których najpoważniejszym skutkiem jest „produkcja” rzesz tzw.: użytecznych idiotów. Odbiorców informacji, którzy podchwyciwszy korzystną dla Moskwy narrację, propagują ją jako zgodną z własnym postrzeganiem rzeczywistości. Zwykle bez świadomości, że wysługują się rosji, co nierzadko pozostaje w sprzeczności z ich antyrosyjskimi poglądami. Przed 2022 rokiem rosja odnosiła w obszarze zmagań informacyjnych niemal wyłącznie sukcesy. Tym większym szokiem dla obserwatorów była jej nieudolność po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji. Prorosyjskie głosy miesiącami nie potrafiły przebić się do mainstreamu, de facto nadal tak jest, choć w ostatnich tygodniach coś się zaczyna zmieniać. Nie wiem, czy to efekt wzmożonych rosyjskich wysiłków czy może skutek sygnalizowanego znużenia dotychczasową narracją. Być może chodzi o sumę obu czynników. Tak czy inaczej, Ukraina jest rzekomo w „ciemnej dupie”.

Jest w niej i dalsza wojna nie ma sensu, bo „Ukraina niczego już nie ugra” – oto sedno popularnych obecnie przekazów. Na poparcie ich zasadności przywołuje się mnóstwo argumentów – od wojskowych, przez gospodarcze, po demograficzne. Wiele z nich to kompletne bzdury, część zasługuje na oddzielne omówienie i krytyczną analizę – podejmę się tego przy okazji kolejnych wpisów. Dziś chciałbym odnieść się – na razie krótko – do „koronnego” motywu z ostatnich dni: że rosja zwiększa produkcję broni i amunicji (a więc niebawem zyska ich tyle, że „będzie pozamiatane”). Czy rzeczywiście? Spójrzmy na produkcję samolotów bojowych – w zeszłym roku siły powietrzne federacji odebrały 29 nowych maszyn. W tym roku około 20, do końca roku będzie to łącznie 26-28 samolotów. Dla porównania, w roku 2014 przemysł wyposażył wojsko w 101 maszyn. Ale potem przyszły sankcje i dramatyczne załamanie produkcji z braku zachodnich komponentów. Po 2022 roku te sankcje są jeszcze dotkliwsze. I owszem, rosyjska propaganda już od ponad roku donosi o zwiększaniu mocy produkcyjnych, tyle że nowego sprzętu na froncie w przesądzających liczbach jak nie było, tak nie ma. Jest za to amunicja od Kim Dzong Una, którą, jak rozumiem, rosja kupuje w Korei z przyczyny humanitarnych, by podtrzymać produkcję w jednym z najbiedniejszych krajów świata…

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

- wystarczy kliknąć TUTAJ -

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Michałowi Strzelcowi, Andrzejowi Kardasiowi, Jakubowi Wojtakajtisowi, Arkowi Drygasowi, Magdalenie Kaczmarek, Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Maciejowi Szulcowi i Przemkowi Piotrowskiemu. A także: Sławkowi Polakowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Kazimierzowi Mitlenerowi, Michałowi Wielickiemu, Monice Rani, Jakubowi Kojderowi, Jarosławowi Grabowskiemu, Jakubowi Dziegińskiemu, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Radosławowi Dębcowi, Aleksandrowi Stępieniowi, Joannie Siarze, Marcinowi Barszczewskiemu, Szymonowi Jończykowi, Annie Sierańskiej, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Mateuszowi Jasinie, Mateuszowi Borysewiczowi, Remiemu Schleicherowi, Grzegorzowi Dąbrowskiemu, Arturowi Żakowi, Bernardowi Afeltowiczowi i Marcinowi Pędziorowi.

Podziękowania należą się również najhojniejszym „Kawoszom” z ostatniego tygodnia: Michałowi Baszyńskiemu, Irinie Wolańskiej i Łukaszowi Podsiadle.

Szanowni, to dzięki Wam – i licznemu gronu innych Donatorów – powstają moje materiały!

Nz. Ile jeszcze wytrzyma Ukraina? – jedni się martwią, inni „martwią”. Zdjęcie ilustracyjne, z charkowskiej Saltówki/fot. własne

Równolegli

Mój profil na Facebooku odwiedziło kilku specyficznych komentatorów, a i sam zajrzałem tu i ówdzie, w miejsca, gdzie „prorosyjski głos w twoim domu” ma się dobrze. I przeczytałem, że:

Rosjanom się nie wiedzie, bo Ukraińcy otrzymują zachodnią broń (pisane toto było w tonie wyrzutu, naprawdę…).

No by to szlag, ci wstrętni Ukraińcy, przecież mogliby tej broni nie brać. Walczyć uczciwie, sowiecką techniką, a najlepiej w ogóle nie walczyć. No a ten Zachód, dajcie spokój… Co go to wszystko obchodzi!?

Biedny jest los ukraińskich cywilów, nawet Wehrmacht okazał się lepszy niż armia Ukrainy, bo nim pozamieniał miasta w twierdze w 1945 roku, to zezwolił na częściową ewakuację ludności.

O tak, to jest gruba artyleria – porównanie Ukraińców do hitlerowców, ba, wskazanie, że są gorsi. Doceniam przewrotność – bo przecież nazistami są dziś Rosjanie – oraz empatię wobec bezbronnych kobiet i dzieci (tylko czy ona prawdziwa czy na pokaz, to nie mam jasności…). Gwoli uczciwości przypomnę, że problemu by nie było, gdyby dziadyga z Kremla nie roił sobie we łbie, że może zająć Ukrainę. I gdyby jego bandycka armia pozwalała na ewakuację miast. A jak to wygląda w praktyce? W praktyce orkowie ostrzeliwują korytarze humanitarne, a na dworce kolejowe pełne cywilów posyłają rakiety.

Ukraina nie powinna brać amerykańskiego uzbrojenia, bo stanie się zachodnią kolonią i/lub zadłuży na lata.

No k…, to jest wybitne, przyznaję. Jacy niemądrzy ci Ukraińcy, przecież położyliby łby po sobie, wpuścili do kraju wyzwoliciela i uniknęli podłego losu zachodnich pachołków. Może nawet ruskich gwałtów, mordów i grabieży by uniknęli, bo przecież to nieuzasadniony opór tak rozzuchwalił sowieckiego sołdata.

Sołdata, za którym stoi TAKA kultura. „Nie wie Pan o rosyjskich osiągnięciach w nauce, kulturze, sztuce, literaturze? W europejskich galeriach sztuki i muzeach nie ma Polaków, a są Rosjanie”.

Bum, madafaka! I co wy na to, polaczki? A pisał to Polak, żeby nie było. To już nawet nie jest syndrom sztokholmski (w którym ofiara obdarza kata uczuciem), to masochizm w wersji hard. Pozostając w konwencji wpisu dodam, że za Niemcami swego czasu stała  bardziej kulturalna kultura (a jaka nauka stała! Sowiecka do pięt jej nigdy nie dorosła). No więc stała, jak stał słup dymu z krematoriów. Buczy baletem nie da się przykryć. Ale w sumie co my wiemy, skoro…

Polska jest pół dzika, bo wczoraj ruski ambasador został u nas publicznie olany. Oblany znaczy. A tak w ogóle to jego współpracowników wcześniej wypędzono.

„Wypędzono”, czaicie? Pędzono to ludzi na Sybir, zaś o (pół)dzikości państwa najlepiej świadczy to, co robią jego instytucje, na przykład armia. Rosyjska dla przykładu działa wedle standardów Waffen SS, trochę bardziej niż półdzikich. A może nawet bardziej niż bardziej, bo u esesmanów jakiś porządek w planowaniu zbrodni był, zaś u orków jest głównie bardak.

I mógłbym tak długo, ale już mi się nie chce. Wycieczki do światów równoległych naprawdę są męczące. Wspomnę tylko o swej naiwności w tym kontekście – dawno, dawno temu wydawało mi się, że jak obejrzałem Wiadomości TVP, to nic mnie już nie zdziwi…

—–

Zdjęcie zjaranego sowieckiego czołgu dla atencji. To ten najnowszy super-hiper-duper T-90 M Przełom. Oburzające, że nikt Ukraińcom nie powiedział, że ów tank jest niezniszczalny…/fot. Центр стратегічних комунікацій та інформаційної безпеки

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Premiera

Uwaga, uwaga! PREMIERA mojej najnowszej książki już lada moment – 24 listopada 2021 r. O czym będzie? Na razie nie zdradzę zbyt wielu szczegółów – musi Wam wystarczyć notka wydawnicza na okładce. Brzmi następująco:

„Nadkomisarz Paweł Danilewski prowadzi śledztwo dotyczące śmierci, w którą zamieszany jest jeden z kościelnych hierarchów, od początku mierząc się z naciskami politycznymi i próbami ukrycia niewygodnych wątków obyczajowych.

Tymczasem Polska, rządzona przez Partię Sprawiedliwości, staje się głównym ogniskiem kolejnej, wyjątkowo groźnej fali epidemii SARS-CoV-2. Rosyjskie służby, od lat doskonalące techniki wojny informacyjnej, bezwzględnie wykorzystują słabość RP.

W dobie stanu wyjątkowego krzyżują się losy ludzi stojących po różnych stronach i wyznających odmienne wartości, ale gotowych poświęcić dla nich życie.

Niepokojąco realistyczna powieść Marcina Ogdowskiego z mocnym i zaskakującym finałem”.

Więcej informacji znajdziecie na stronie wydawnictwa Warbook.

Okładka zaś wygląda tak:

Rys. Warbook

Postaw mi kawę na buycoffee.to