Zemsta

W ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin Ukraińcy zaatakowali dronami miejsca stałej dyslokacji dwóch rosyjskich jednostek rakietowych. Na pierwszy ogień, 15 kwietnia, poszła baza 448. brygady w obwodzie kurskim, dzień później uderzono w koszary 112. brygady w obwodzie iwanowskim (dziś w nocy ponowiono atak). Obie formacje mają na wyposażeniu mobilne wyrzutnie, z których wystrzeliwane są rakiety balistyczne Iskander-M. Niebezpieczne przede wszystkim dla ukraińskich cywilów…

Według rosyjskich blogerów militarnych, na bazę 448. brygady spadło nawet 30 dronów. Wśród personelu są zabici i ranni, kilka budynków zostało uszkodzonych. Szczegółów jeszcze nie znamy, podobnie jak strat poniesionych przez rosjan w drugim i trzecim ataku (tu wiemy jedynie, że 16 kwietnia siedzibę 112. brygady poraziło co najmniej 10 bezzałogowców).

Ukraińskie media zgodnie interpretują, że oba uderzenia były odpowiedzią na ostatnie masakry, jakich dopuścili się rosjanie. Chodzi o ataki rakietowe na Krzywy Róg (z 4 kwietnia br.) i Sumy (z 13 kwietnia), w których łącznie zginęło 54 cywilów, a niemal dwustu zostało rannych. Według ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR), tragedie w Krzywym Rogu i Sumach to sprawka wspomnianych brygad. Media nad Dnieprem publikują wizerunki ich oficerów, a Ukraińcy masowo nawołują do zemsty. Pierwszy akt rewanżu zatem nastąpił i naiwnością byłoby sądzić, że nie będzie kolejnych.

—–

Skąd taki wniosek? Z doświadczeń z nieodległej przeszłości.

Wróćmy najpierw do 14 lipca 2022 roku – tego dnia około godz. 10.40 w centrum Winnicy spadły pociski rakietowe Kalibr. rosjanie wystrzelili cztery rakiety, dwie zostały strącone przez ukraińską obronę przeciwlotniczą. Niestety, pozostałe uderzyły w budynki cywilne, w których znajdowały się centrum medyczne, biura, sklepy i mieszkania. Zginęło 27 osób, w tym trójka dzieci, liczba rannych przekroczyła setkę. W oficjalnym komunikacie rosjanie stwierdzili, że atakowali cel wojskowy – miejscowe dowództwo sił powietrznych. Nawet jeśli tak było, przestrzelili. Świadomi pory dnia (a więc i zagęszczenia na ulicach) oraz problematycznej celności swoich rakiet i tak zdecydowali się na atak. Ukraińcy zakwalifikowali ów czyn jako zbrodnię wojenną i wszczęli dochodzenie. A szef wywiadu wojskowego Kiryło Budanow dał do zrozumienia, że jego ludzie będą ścigać sprawców.

Niespełna rok później, 11 lipiec 2023 roku, rządowa rosyjska agencja TASS poinformowała o rozpoczęciu śledztwa w sprawie zabójstwa urzędnika departamentu mobilizacji w Krasnodarze na południu rosji. „Kapitan drugiej rangi stanisław rżycki został zastrzelony w poniedziałek rano podczas joggingu w pobliżu kompleksu sportowego Olympus. 42-latek miał cztery rany postrzałowe, zmarł na miejscu. Według śledczych, do oficera strzelono dwukrotnie w głowę i dwa razy w klatkę piersiową”. Jaki ma to związek z Winnicą? Ano taki, że rżycki, nim przeszedł do administracji, był dowódcą okrętu podwodnego. Tego, który wystrzelił Kalibry w Winnicę.

Co ciekawe, kapitan rżycki lubił biegać (i jeździć na rowerze), lubił też się tym chwalić. Miał profil w aplikacji biegowej Strava, gdzie na bieżąco zamieszczał swoje rekordy. Inni użytkownicy mieli więc sposobność zapoznania się nie tylko z wynikami oficera, ale i z dokładnymi trasami, jakie wybierał. I z godzinami, w których zwykle oddawał się aktywności sportowej. Dla wywiadu takie dane to nieocenione źródło informacji, dla samego rżyckiego śmiertelna w skutkach nieroztropność. HUR oficjalnie i pośmiertnie mu za to podziękował (stosownym wpisem na swoich profilach społecznościowych).

—–

Śmierć eks-podwodniaka nie zamknęła „sprawy Winnicy”. 13 listopada 2024 roku w Sewastopolu na okupowanym Krymie, zginął szef sztabu 41. brygady okrętów rakietowych rosyjskiej floty czarnomorskiej. Śmierć dopadła kapitana I rangi walerija trankowskiego w aucie, pod którym podłożono ładunek wybuchowy. Oficerowi urwało nogi, zmarł na skutek wykrwawienia. Do zamachu przyznała się Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), likwidację uzasadniając tym, że trankowski wysyłał w morze jednostki, które następnie wystrzeliwały pociski manewrujące na miasta w Ukrainie. Dotyczyło to także rejsu i misji, którą zrealizował okręt kapitana rżyckiego.

Ale zemsta dopadła nie tylko marynarzy. Nad ranem 20 październik 2024 roku, we wsi Suponiewo pod Briańskiem, odnaleziono ciało dmitrija gołenkowa, szefa sztabu 52. Ciężkiego Pułku Bombowego. Oficer sił powietrznych federacji zginął od kilku uderzeń młotem. Informacje na temat jego śmierci – wraz z załączonym filmem, na którym widać ciało gołenkowa – podał HUR. Do komunikatu dołączając frazę: „Za każdą zbrodnię wojenną nastąpi sprawiedliwa odpłata”. Tym samym HUR wziął na siebie odpowiedzialność przynajmniej za zlecenie zabójstwa. Potwierdza to również nagłówek oficjalnego komunikatu, brzmiący następująco: „Młot sprawiedliwości – zbrodniarz wojenny dmitrij gołenkow został wyeliminowany w rosji”.

gołenkow został zidentyfikowany jako osoba odpowiedzialna za ataki rakietowe na ukraińskie obiekty cywilne. Chodziło o centrum handlowe „Amstor” w Krzemieńczuku, gdzie 27 czerwca 2022 roku zginęły 22 osoby, oraz o budynek mieszkalny w Dnieprze – 14 stycznia 2023 roku rosyjski pocisk manewrujący zabił tam 46 cywili, pośród nich sześcioro dzieci. Szczególnie ten drugi atak wywołał w Ukrainie falę wściekłości. „Oko za oko, ząb za ząb”, zapowiedział wówczas Gienadij Korban, szef sztabu obrony miasta Dnipro i wyznaczył nagrodę za ustalenie personaliów sprawców. Po dwóch dniach znane były dane całej załogi samolotu Tu-22M, która wystrzeliła rakietę w wieżowiec, oraz dowódców planujących atak. Pośród nich znalazło się nazwisko gołenkowa. Zegar zaczął tykać…

—–

Idźmy dalej. 3 stycznia 2025 roku, w zamachu bombowym przeprowadzonym we wsi Szuja w obwodzie iwanowskim, ciężko ranny został kapitan konstantin nagajko. Oficer trafił do szpitala, a jego stan oceniany był jako krytyczny. Z uwagi na poważne obrażenia wielu organów, w tym mózgu, dawano mu niewielkie szanse. I faktycznie nie przeżył – zmarł nie odzyskawszy przytomności 8 lutego br. Odpowiedzialność za jego śmierć wziął na siebie ukraiński wywiad wojskowy.

Dlaczego 29-latek o stosunkowo niskiej randzie stał się celem ataku? By to wyjaśnić, cofnijmy się do 5 października 2023 roku. Iskander uderzył wówczas we wsi Groza, w obwodzie charkowskim. Rakieta zniszczyła budynek, gdzie akurat odbywała się stypa, zabijając 59 osób. W miażdżącej większości cywilów, jedną szóstą populacji Grozy, co trzeciego dorosłego mieszkańca. Na rosyjskich kontach na Telegramie pojawiły się informacje, że celem ataku byli żegnający kolegę oficerowie armii ukraińskiej. Zabito ich dwóch, w tym syna poległego żołnierza.

Tuż po tragedii SBU wpadła na trop dwóch braci, dawnych mieszkańców wioski. To oni poinformowali rosjan o pogrzebie i o tym, kto weźmie udział w ceremonii. Obecny los zdrajców nie jest znany – wiadomo jedynie, że uciekli do rosji. Ukraińskie służby zapewne nie ustaną w ich poszukiwaniach, tak jak nie odpuściły wspomnianemu kapitanowi nagajce. Ten bowiem był dowódcą baterii w 112. brygadzie rakietowej – tej samej, która współodpowiedzialna jest za ostatnie masakry. I to on wydał bezpośredni rozkaz o ataku na żałobników w Grozie. Czy koledzy z brygady podzielą jego los? Jedno jest pewne – oficerowie od Iskanderów, z obu brygad, muszą teraz pilnować nawet własnego cienia…

—–

Szanowni, zapraszam Was do sklepu Patronite, gdzie możecie nabyć moje książki w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Nz. Akcja ratunkowa w Krzywym Rogu/fot. DSNS

Ten tekst – w obszerniejszej wersji – opublikowałem w portalu TVP.Info – oto link do tego materiału.

Targetowanie

– To najtragiczniejszy pojedynczy atak na dzieci od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę – oświadczył Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw Praw Człowieka (UNHCHR) Volker Tuerk. Tak urzędnik ONZ podsumował uderzenie, do jakiego doszło 4 kwietnia br. w Krzywym Rogu, gdzie rosjanie użyli rakiety Iskander M. Śmierć poniosło 20 osób, w tym dziewięcioro najmłodszych mieszkańców miasta, było też 70 rannych.

Do ataku wykorzystano pocisk z głowicą kasetową. Ministerstwo obrony rosji zapewnia, że celowano w obiekt zajęty przez „ukraińskich oficerów i ich zagranicznych instruktorów”. Nawet jeśli tak było, do eksplozji doszło nad placem zabaw…

To nie pierwsze tego rodzaju zdarzenie – dość wspomnień o tragedii we wsi Groza czy o ataku na kramatorską pizzerię „Ria”. Tam rosjanie również celowali Iskanderami w wojskowych – tak przynajmniej twierdzili (nadal twierdzą) – a zabili i ranili przede wszystkim cywilów.

—–

Iskander to pocisk balistyczny krótkiego zasięgu (od 50 do 500 km), przenoszony na mobilnej platformie samochodowej. Przeznaczony jest do wykonywania uderzeń w strefie operacyjno-taktycznej ugrupowania wojsk przeciwnika (na środki ogniowe, samoloty i śmigłowce na lotniskach, węzły łączności, stanowiska dowodzenia itp.) oraz do atakowania obiektów infrastruktury krytycznej, jak elektrownie. Pozostając na gruncie doktryny, użycie Iskandera oznacza zamiar porażenia tzw. celu wysokowartościowego (High-Value Target, HVT – w nomenklaturze NATO). Pocisk ten, jak na rosyjskie możliwości, jest bronią precyzyjną, a osiągana prędkość 2000 m/s czyni go niezwykle trudnym do zestrzelenia.

Zarazem mamy do czynienia z technologią drogą – pojedyncza rakieta kosztuje 3 mln dolarów – i z procesem produkcyjnym odbywającym się w realiach sankcyjnego niedoboru (głównie komponentów elektronicznych). Oba te czynniki „podbijają” konieczność używania Iskanderów w wyjątkowych sytuacjach, co dotyczy także innych rosyjskich precyzyjnych środków rażenia, równie drogich i trudnych w produkcji.

W początkowych odsłonach pełnoskalowego konfliktu ów wymóg oszczędnego gospodarowania mierzył się z inną zmorą rosyjskiej armii – zbytnią hierarchicznością. W jej efekcie, zanim jakaś informacja zmieniła się w rozkaz, wędrowała przez wszystkie szczeble – im była poważniejsza, tym wyżej. A przez to wiele działań podejmowanych było poniewczasie, co na polu bitwy ma ogromne znacznie. Przykładem niech będzie obróbka danych ze zwiadu satelitarnego – co z tego, że rosjanie zarejestrowali brak obecności ukraińskich samolotów na lotniskach stałych 24 lutego 2022 roku, skoro „nie zdążyli” przekazać tych informacji obsługom wyrzutni pocisków balistycznych. I warte potężne pieniądze rakiety „waliły po pustym”.

—–

No więc po serii takich kosztownych wpadek rosjanie poszli po rozum do głowy. Skrócili łańcuch podejmowania decyzji, przekazując kompetencje dotyczące używania ekstraordynaryjnych środków bojowych lokalnym dowódcom. „Dynamiczne targetowanie” – znów odwołam się do nazewnictwa NATO – w odniesieniu do Iskanderów oznacza teraz, że od wykrycia celu do wystrzelenia mija co najwyżej 20 minut. Dodajmy do tego prędkość pocisku – to, jak niewiele czasu potrzebuje, by dolecieć na miejsce – i w efekcie otrzymujemy wysokie prawdopodobieństwo porażenia namierzonego celu (nim ten zdoła się przemieścić).

Jak to się ma do zabijania dzieci (i szerzej, cywilów)? Czy plac zabaw, czy pizzernia to „High-Value Targets”? Nie da się tego wykluczyć, gdyż rosjanie bardzo szybko zrezygnowali z oszczędzania ludności i sięgnęli po skrajnie odmienną strategię – intencjonalnego terroryzowania cywilów. Po raz pierwszy w pełnej krasie obnażyli się w Mariupolu, konsekwentnie niszcząc całe kwartały metropolii, z założeniem, że gehenna mieszkańców zmusi dowództwo ukraińskie do kapitulacji. Temu samemu służyły, nadal służą, ataki rakietowo-dronowe wymierzone w inne ukraińskie miasta, położone na głęboki zapleczu, z Kijowem włącznie. W tym ujęciu zabijanie dzieci – środek najstraszniejszy ze strasznych – ma wywołać efekt mrożący, przekonanie, że jeśli się nie poddamy, to „nie ma świętości”, „nikt nie będzie bezpieczny”.

Historia dowodzi, że ta strategia, zamiast załamać przeciwnika, może wzmóc jego opór. Sądząc po liczbie dokonanych z premedytacją zbrodni, rosjanie chyba nadal wierzą w jej skuteczność. Oczywiście, oficjalnie tego nie potwierdzą i będą brnąć w narrację, wedle której prowadzą wojnę w humanitarny sposób. Atak na Krzywy Róg też miał być „cywilizowanym uderzeniem” – w restaurację pełną wojskowych. „Zabiliśmy 80 oficerów!”, chwali się rosyjskie MON. Rzecz w tym, że we wspomnianym lokalu był monitoring – a ten zarejestrował moment eksplozji. Jej epicentrum było stosunkowo odległe, bo restauracja tylko nieznacznie ucierpiała. No i na zarejestrowanych kadrach nie widać wojskowych, ba, w ogóle niewiele osób siedziało wówczas w lokalu.

A więc premedytacja? Możliwe jest też inne wyjaśnienie.

—–

Wróćmy do tragedii w Grozie (gdzie Iskander zabił 59 żałobników, opłakujących poległego żołnierza armii ukraińskiej). Tuż po niej Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) wpadła na trop dwóch braci, mieszkańców wioski. To oni poinformowali rosjan o pogrzebie i o tym, że wezmą w nim udział oficerowie ZSU. Po ataku na pizzerię w Kramatorsku SBU zatrzymała miejscowego kolaboranta, który przekazywał rosjanom dane o wartych ostrzelania obiektach. Ów człowiek wytypował też „Rio”, gdzie regularnie – obok młodzieży, przedstawicieli lokalnego biznesu oraz dziennikarskiej międzynarodówki – bywali oficerowie ukraińskiej armii.

Do czego zmierzam? U początku „dynamicznego targetowania” mamy informację pozyskaną wywiadowczo, we wskazanych przypadkach przez źródła osobowe. Nacisk na szybkość reakcji stoi w sprzeczności z potrzebą wtórnej weryfikacji danych. W armii rosyjskiej, która mierzy się z gigantyczną presją wykazywania sukcesów, taki scenariusz zaniechania jest bardzo prawdopodobny. Nie da się wykluczyć, że ktoś „wystawił” restaurację w Krzywym Rogu, uczynił to z opóźnieniem – gdy wartościowych celów już w lokalu nie było – a rakieta przyleciała, bo nikt tego nie sprawdził. Jako się rzekło, pocisk wybuchł nieco dalej, ale przecież to rosyjska technologia, mniej precyzyjna od zachodnich odpowiedników.

Nie zdejmuję odpowiedzialności z rosjan – dotyczy to każdego ze wspomnianych uderzeń. W ostatecznym rozrachunku mają oni świadomość niedoskonałości własnej techniki, to o pierwsze. Po drugie, i najważniejsze, Międzynarodowe Prawo Humanitarne Konfliktów Zbrojnych (MPHKZ), wymaga, by ataki na przeciwnika były prowadzone zgodnie z zasadami konieczności wojskowej, humanitaryzmu, rozróżnienia i proporcjonalności, a także podlegały wymogowi podjęcia wszelkich możliwych środków ostrożności w celu uniknięcia lub przynajmniej zminimalizowania niezamierzonych szkód dla ludności cywilnej (strat pobocznych). Tak to literalnie zapisano. A więc nie ma zgody na zabijanie cywilów „przy okazji”.

Ale jest też w orzecznictwie tzw. zasada Rendulica, która podkreśla, że konieczność wojskowa, proporcjonalność i środki ostrożności są oceniane na podstawie informacji dostępnych w momencie podejmowania decyzji (okoliczności danej chwili), a nie na podstawie danych pojawiających się już po jej podjęciu. Ukraiński Sztab Generalny oświadczył, że w Krzywym Rogu rosja popełniła kolejną zbrodnię wojenną (takie deklaracje padały też po innych podobnych incydentach). Umyślny atak na obiekt cywilny byłby nią bez wątpienia, jednak legalność konkretnego uderzenia rzadko można ocenić na podstawie jego rezultatów lub oceny skutków uderzenia post factum. Póki nie wiemy, co wiedzieli rosjanie, nie da się wykluczyć ani świadomego popełnienia zbrodni, ani też zamiaru ataku na dozwolony cel wojskowy.

Moskwa nie pomoże nam w rozstrzygnięciu tych wątpliwości. Woli brnąć w opowieść o dużym sukcesie, w której strat pobocznych nie było. Rozdzierających serca pogrzebów dzieci też nie…

—–

Szanowni, zapraszam Was do sklepu Patronite, gdzie możecie nabyć moje książki w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Obszerniejszą wersję tego tekstu znajdziecie na portalu „Polska Zbrojna” – oto link do materiału.

Bucza

Trzy lata temu armia ukraińska wyzwoliła Buczę, a świat przekonał się, jak rosyjskie wojska postępują na okupowanych obszarach. O buczańskiej zbrodni napisano już wiele, nie będę więc przytaczał szczegółów. Nie zamierzam również polemizować z intelektualnymi i moralnymi miernotami, które zaprzeczają rosyjskiemu sprawstwu. Chcę Wam za to podrzucić króciutką opowiastkę o tym, jak niezłomni potrafią być ludzie.

Kilka razy zdarzyło mi się przejeżdżać przez Buczę w drodze na wschód. Ale nigdy nie było czasu, by się zatrzymać. Latem zeszłego roku decyzję podjął żołądek – i tak wylądowałem przy fast foodzie ze zdjęcia. Serwowano tam owoce morza; żaden ze mnie koneser tego typu kuchni, w Ukrainie szukam czegoś bardziej swojskiego, ale pal licho, uznałem.

Nie pamiętam już, co wjechało na ruszt, ale było dobre.

I generalnie było mi dobrze. Bucza to takie leśne miasto, wszędzie rosną piękne, pokaźne iglaki. Był środek lata, przyjemny wieczór, niedziela. W barowym ogródku siedziały całe rodziny; dźwięki przyjaznych rozmów zlewały się ze śpiewem ptaków.

Wokół nie było żadnych śladów zniszczeń.

Nie działo się NIC nadzwyczajnego, ot zwykła sielanka.

No ale to była Bucza, w której rosjanie zamordowali 600 mieszkańców. W której Ukraińcy zorganizowali zasadzkę na kolumnę agresorów i puścili z dymem i posłali w diabły ekwiwalent batalionu wojska.

Więc trudno było oprzeć się wrażeniu surrealizmu. I cudownie było zanurzyć się w tej normalności. Z ulgą uznać, że życie toczy się dalej…

—–

Szanowni, zapraszam Was do sklepu Patronite, gdzie możecie nabyć moje książki w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

„Przechwycone”

Niebawem miną trzy lata od wyzwolenia podkijowskiej Buczy i ujawnienia masakry, jakiej dopuścili się tam rosjanie. Przypomnijmy: w okupowanym między 5 a 31 marca 2022 roku miasteczku zabito ponad czterystu cywilów. Mordercami z ul. Jabłońskiej – gdzie znaleziono szczególnie dużo ofiar – byli żołnierze 234. pułku desantowo-szturmowego z Pskowa. Wojskowych zidentyfikowano na podstawie sprzętu, naszywek i radiowych kodów. Pomocne w odtworzeniu chronologii wydarzeń okazały się zapisy z kamer monitoringu, zeznania świadków oraz treści przechwyconych przez ukraiński wywiad rozmów telefonicznych rosjan.

Obok formalnych dochodzeń, własne śledztwa w sprawie buczańskiej masakry prowadzili też dziennikarze, m.in. z „New York Timesa”. „Zbrodnia w Buczy była częścią celowego i systematycznego, bezwzględnego aktu zabezpieczenia drogi do Kijowa”, napisali amerykańscy reporterzy w swoim raporcie. Żołnierze „przesłuchiwali i strzelali do nieuzbrojonych mężczyzn w wieku poborowym i zabijali tych, którzy stanęli im na drodze, niezależnie od tego, czy były to rodziny z dziećmi próbujące wydostać się z miasta, miejscowi wychodzący do sklepu, czy po prostu jadący do domu na rowerze”.

Idźmy dalej. Wiosną 2023 roku opublikowano raport komisji dochodzeniowej Rady Praw Człowieka ONZ. Wyszczególniał on cały katalog zbrodni popełnionych przez rosjan w Ukrainie. „Wiele umyślnych zabójstw, przypadków nielegalnego pozbawiania wolności, gwałtów i aktów przemocy seksualnej nastąpiło podczas przeszukań domów, których celem było znalezienie członków ukraińskich sił zbrojnych lub broni”, stwierdzał raport. Samowolnie więzieni ludzie byli często przetrzymywani przez rosyjskie siły zbrojne w fatalnych warunkach w przepełnionych celach. „W jednym przypadku dziesięcioro starszych ludzi zmarło z powodu nieludzkich warunków w piwnicy jednej ze szkół, a inne więzione osoby, w tym również dzieci, musiały dzielić to samo pomieszczenie z ciałami zmarłych”. Podczas gwałtów członków rodziny, także tych najmłodszych, zmuszano do oglądania zbrodni.

Spojrzyjmy na te wydarzenia z innej perspektywy. W lipcu 2022 roku Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) opublikowała fragment przechwyconej rozmowy rosyjskiego żołnierza z żoną. „Nie masz pojęcia, co się tutaj dzieje. Nie wiem, jak po czymś takim mam wrócić do normalnego życia”, mówił do partnerki mężczyzna. „Wiesz, ile trupów widziałem? (…) Bez głowy, bez nóg, bez tułowia, bez niczego (…) Tu jest tylko mięso” – rosjanin opowiadał o stertach ciał poległych towarzyszy. „Cholera, tak bardzo chcę wrócić do domu, to wszystko jest takie bolesne. Ale (…) nie wyobrażam sobie świata, w którym trzeba płacić rachunki, w którym jeżdżą samochody”, słychać było na ujawnionym nagraniu. Dalej wojskowy zapewniał, że jeśli wróci do domu, odwiedzi cmentarz, gdzie pochowano jego babcię, „anioła stróża”. „Potem pójdę do klasztoru, odwiedzę wszystkie kościoły”, zaklinał przyszłość rosjanin.

A teraz do brzegu. Rozmowy rosyjskich żołnierzy z ich bliskimi stanowią sedno filmu dokumentalnego Oksany Karpowicz pt.: „Przechwycone”. Materiał dźwiękowy dzieła – tytułowe przechwycone – pochodził z nasłuchu SBU i przez tę służbę został autorce dostarczony. Z rozmów wynika wprost, że rosjanie są ogłupieni nienawiścią do Ukraińców. Że dotyczy to zarówno żołnierzy, jak i ich matek, żon, rodzeństwa, dzieci, wszystkich, którzy zostali w kraju. I owszem, od czasu do czasu słyszmy ślady krytycznej refleksji – świadomości, że rosjan w Ukrainie nie chcą, że Ukraińcy potrafią się bić i że poziom życia w napadniętym kraju jest wyższy niż w rosji. Tyle że ta refleksja nie eliminuje poczucia wyższości, pogardy, ba, nierzadko służy za uzasadnienie dla rabunku, skoro tamci się nie poddają i lepiej żyją.

Jest więc treść ujawnionych i wykorzystanych w filmie nagrań tożsama z ukraińskim przekazem propagandowym, malującym rosjan w jak najczarniejszych barwach. Co otwiera pole do zarzutu, że „Przechwycone” to nie jest niezależne dzieło, a obarczony słabościami nieobiektywizmu i manipulacji element wojny informacyjnej. Film stworzony w oparciu o wyselekcjonowany materiał, pod tezę o „złych ruskich”. I można by go za taki uznać – zwłaszcza że Karpowicz jest Kanadyjką ukraińskiego pochodzenia – gdyby nie jedno „ale”. Takie mianowicie, że wszystko, co da się w „Przechwyconych” usłyszeć, znajduje pełne potwierdzenie w czynach rosyjskich żołnierzy. Oni naprawdę mordują, grabią, gwałcą, giną masowo w bezsensownych szturmach, tracą zmysły na skutek tych wszystkich doznań. Wiemy to nie tylko z ukraińskiej opowieści o tej wojnie. Dlatego przywołałem „New York Timsa” czy ONZ, ale przecież to niejedyne źródła dające dowód szaleństwa i zbrodni rozgrywających się na Wschodzie.

Co dziś trzeba podkreślać nie tylko w kontekście filmu Karpowicz. Oto bowiem doczekaliśmy czasów, kiedy kłamliwe narracje na temat działań rosjan w Ukrainie przestały być domeną rosyjskiej propagandy. Kiedy w szyte na Kremlu buty wchodzi prezydent USA, opowiadający o dzielnych rosyjskich żołnierzach, których poświęcenie musi zostać docenione daniną z ukraińskich ziem. Świat stanął na głowie i jakkolwiek to niewygodna pozycja, ludzi przyzwoitych nie zwalnia z obowiązku mówienia prawdy.

Od 7 marca br. „Przechwycone” można obejrzeć w wybranych kinach studyjnych. Szczegółowe informacje na temat seansów znajdziecie na stronie organizacji Watch Docs.

—–

Szanowni, zapraszam Was do sklepu Patronite, gdzie możecie nabyć moje książki w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Powyższy felieton opublikowałem również w portalu „Polska Zbrojna”, oto link.

Nz. Kadr z filmu/fot. za Watch Docs

Wyrok

Przedwczoraj, w zamachu bombowym przeprowadzonym w Szui w obwodzie iwanowskim w rosji, ciężko ranny został kapitan konstantin nagajko. Stan oficera oceniany jest jako krytyczny, z uwagi na poważne obrażenia wielu organów, w tym mózgu, ma niewielkie szanse na przeżycie. Odpowiedzialność za zamach wziął na siebie ukraiński wywiad wojskowy (HUR).

Dlaczego 29-latek o stosunkowo niskiej randzie stał się celem ataku?

By to wyjaśnić, cofnijmy się do 5 października 2023 roku. Tego dnia rosyjski Iskander uderzył we wsi Groza w obwodzie charkowskim. Rakieta trafiła w budynek, gdzie akurat odbywała się stypa, zabijając 59 osób. W miażdżącej większości cywilów, jedną szóstą populacji Grozy, co trzeciego dorosłego mieszkańca.

Na rosyjskich kontach na Telegramie szybko pojawiły się informacje, że celem ataku byli żegnający kolegę oficerowie batalionu „Ajdar”. Formacji, która zalazła moskalom za skórę jeszcze w 2014 roku, walnie przyczyniając się do ograniczenia terytorialnej ekspansji tzw. noworosji. Ukraińskie źródła potwierdziły, że we wsi odbył się pogrzeb poległego wojskowego. Ceremonia powtórna, związana z ekshumacją zwłok oficera, który zginął na początku pełnoskalowej inwazji. Groza była wtedy pod rosyjską okupacją, żołnierza pochowano więc w Dnipro – i dopiero jesienią 2023 roku złożono w rodzinnej miejscowości. W rosyjskim ataku na żałobników zginął m.in. syn chowanego, także żołnierz armii ukraińskiej.

Tuż po tragedii mieszkańcy Grozy nie mieli wątpliwości, że rosjan ktoś o pogrzebie poinformował. Miejscowy, zorientowany w przebiegu ceremonii. Te przypuszczenia potwierdziła Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), wskazując dwóch braci. Mężczyźni już podczas okupacji otwarcie współpracowali z rosjanami. Po wyzwoleniu Grozy uciekli do rosji, lecz nadal zbierali informacje dzwoniąc i pisząc do krewnych i znajomych. Tak ustalili co się święci i przyczynili się do masowej śmierci dawnych sąsiadów.

Obecny los braci-zdrajców nie jest mi znany, ale jak skończą, nietrudno się domyśleć. I w tym miejscu możemy wrócić do kapitana nagajki – otóż był on dowódcą baterii artylerii w 112. Brygadzie Rakietowej. I to jego jednostka dokonywała uderzeń Iskanderami na obiekty cywilne i wojskowe w obwodach sumskim i charkowskim. To on wydał bezpośredni rozkaz o ataku na żałobników w Grozie.

Więc dopadł go miecz sprawiedliwości. Cokolwiek z nim będzie, z pewnością ów rosyjski zbrodniarz nikogo już nie zabije…

—–

Szanowni, jak wielokrotnie podkreślam, moje publicystyczne i reporterskie zaangażowanie w konflikt na Wschodzie w istotnej mierze możliwe jest dzięki Wam i Waszemu wsparciu. Pomożecie w dalszym tworzeniu kolejnych treści?

Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

Osoby zainteresowane nabyciem mojej ostatniej książki pt.: „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji”, w wersji z autografem, oraz kilku innych wcześniejszych pozycji (również z bonusem), zapraszam tu.

Nz. konstantin nagajko z matką, źr. zdj. HUR