Cel?

Gdy zastanawiamy się nad powodami klęski ukraińskiej kontrofensywy z lata 2023 roku, pierwsze, co przychodzi do głowy, to linia surowikina. System umocnień i pól minowych, wybudowanych na Zaporożu z inicjatywy gen. siergieja surowikina, przez kilka miesięcy głównodowodzącego wojskami rosyjskimi w Ukrainie. Faktem jest, że miny i bunkry miały niebagatelny wkład w zatrzymanie ukraińskich ataków, ale nie mniej istotna była rola, jaką odegrał gen. iwan popow, stojący na czele 58. Armii.

Ten młody, obdarzony charyzmą i niebojący się podejmować decyzji oficer zręcznie dowodził rosyjską obroną na kluczowym odcinku. Radził sobie mimo niedostatków ludzi, wyposażenia, amunicji, prowiantu, a nawet wody. Dopóki nie został zdymisjonowany.

Teraz wraca na front, choć w zupełnie innej roli…

—–

O powrocie popowa donosi rosyjski Kommiersant. „Podejrzany o oszustwo na dużą skalę, były dowódca 58. Armii, podpisał kontrakt z Ministerstwem Obrony”, czytamy. Wedle źródeł redakcji, oficer ma wyjechać do Ukrainy nie jako dowódca dużego związku operacyjnego – popow poprowadzi jeden z oddziałów Szturm-Z, a te liczą zwykle po 100-150 żołnierzy. Dla generała, który dowodził kilkudziesięcioma tysiącami ludźmi, to degradacja i zniewaga. Ale też należy podkreślić, że popow gotów był wrócić na wojnę choćby w roli zwykłego żołnierza.

Generał został zatrzymany w maju 2024 roku pod zarzutem udziału w kradzieży 1700 ton metalu przeznaczonego do budowy fortyfikacji na Zaporożu – i od tego czasu siedział w areszcie. Tam domagał się zawieszenia postępowania i zwolnienia, podkreślając, że nie chce wracać na front. Tuż po osadzeniu wysłał otwarty list do putina, w którym stwierdził, że zawsze był „lojalnym żołnierzem” i poprosił o pozwolenie na powrót do służby wojskowej. Prezydent rosji najwyraźniej przychylił się do tej prośby – i uczynił to w iście stalinowski sposób. Oddziały Szturm-Z jak żywo bowiem przypominają karne kompanie i bataliony armii czerwonej z czasów II wojny światowej. Ich skład w dużej mierze tworzą wszelkiej maści skazańcy – od zwykłych kryminalistów, po mających problemy z dyscypliną (bądź za takich uważanych…) oficerów i żołnierzy.

W realiach rosyjsko-ukraińskiej wojny oddziały Szturm-Z operują na najniebezpieczniejszych odcinkach frontu, są niedostatecznie wyposażone, a ich podstawowym zadaniem jest skupianie ognia przeciwnika. Skupianie na sobie, podkreślmy, w trakcie mało wyrafinowanych manewrów, nazywanych „mięsnymi szturmami”. Z dostępnych i szczątkowych statystyk wynika, że jednostki Szturm-Z mają straty kilkukrotnie wyższe od innych formacji regularnej armii. Nikt się tym jednak nie przejmuje, wszak ich członkowie uważani są za żołnierzy o niższej wartości. Identycznie było ze „sztrafnikami”, służącymi w stalinowskich batalionach karnych. Gdzie często trafiali zupełnie przyzwoicie ludzie i żołnierze, na których wcześniej „znaleziono paragraf”.

—–

Zdaje się, że iwan popow, własną historią, i w tym zakresie powiela stare schematy. Zwolniono go ze stanowiska w lipcu 2023 roku po tym, jak ominął szefa sztabu generalnego sił zbrojnych rosji gen. walerija gierasimowa i próbował bezpośrednio odwołać się do Kremla w sprawie złych warunków na polu bitwy. Wskazywał m.in. na pilną konieczność zluzowania walczących od początku czerwca (od momentu rozpoczęcia ukraińskiej kontrofensywy), i już wcześniej przez wiele miesięcy nierotowanych, żołnierzy 58. Armii. W tamtym czasie Ukraińcy raportowali, że jakkolwiek rosjanie wykazują się w walce ogromną determinacją, duża część pojmanych na Zaporożu jeńców była wycieńczona. Głodna, spragniona i schorowana (ukraińskie służby medyczne odnotowały pośród nich liczne przypadki cholery i czerwonki).

Z takim wojskiem nawet najbardziej utalentowany dowódca długo nie powalczy, co popow sygnalizował najpierw bezpośrednim przełożonym. Gdy ci go wielokrotnie zbyli, generał „uderzył” do putina.

– Nie miałem prawa kłamać – mówił w oświadczeniu udostępnionym na Telegramie przez  andrieja gurulowa, wpływowego rosyjskiego parlamentarzystę. Wydanym, gdy dymisja ze stanowiska dowódcy 58. Armii stała się faktem. Generał oskarżył wówczas o zdradę państwa ówczesnego ministra obrony rosji siergieja szojgu. Zapewniał, że nakreślił najwyższemu dowództwu wszystkie problematyczne kwestie w rosyjskiej armii „dotyczące pracy bojowej i zaopatrzenia” podczas inwazji na Ukrainę i walk w obwodzie zaporoskim. Twierdził, że zwracał uwagę sztabowi generalnemu na brak zdolności przeciwpancernych, brak stanowisk rozpoznania artyleryjskiego oraz na masowe zgony i obrażenia „naszych braci od artylerii wroga”. – W związku z tym co przekazałem, wyżsi dowódcy najwyraźniej wyczuli we mnie jakieś niebezpieczeństwo i szybko, w ciągu jednego dnia, wymyślili rozkaz; minister obrony go podpisał i się mnie pozbył – żalił się popow. I dodał: – Nasza armia powstrzymała frontalne ataki Sił Zbrojnych Ukrainy, ale zostaliśmy uderzeni od tyłu przez wyższe kierownictwo. Zdradziecko i podstępnie dekapitujące armię w najtrudniejszym i najbardziej napiętym momencie – mówił, sugerując, że taką ocenę sytuacji podziela „wielu dowódców pułków i dywizji”.

—–

W takich okolicznościach popow wrócił do rosji, a niespełna rok później „przyklepano” mu zarzut kradzieży. Czy rzeczywiście się jej dopuścił? Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. Cały sektor zbrojeniowy i obronny rosji to prawdziwe przestępcze królestwo. Rozległe działania wojenne w Ukrainie szybko to unaoczniły. Skalę fikcyjnych modernizacji i remontów dało się jakoś ukryć przy okazji konfliktu z maleńką Gruzją czy islamskimi fundamentalistami w Syrii – ale nie w obliczu starcia z dużą europejską armią. Nie czas i miejsce na rozważania o tym, skąd bierze się status rosji jako jednego z najbardziej skorumpowanych krajów świata. Na potrzeby tego tekstu wystarczy stwierdzenie, że zjawisko to wprost przełożyło się na obniżoną wartość bojową armii. Kradli generałowie, kradli właściciele i dyrektorzy fabryk, w mniejszym zakresie, ale za to liczniej okradali armię niżsi rangą wojskowi oraz pracownicy przemysłu. Zdaniem Ilji Szumanowa, szefa Transparency International Russia (organizacji uznanej za wrogą przez putina), premie korupcyjne w sektorze wojskowym przed inwazją na Ukrainę sięgały nawet 80 proc. wartości kontraktów.

Dlaczego nikt z tym nic nie robił? Bo kradli „wszyscy”, a udział w zyskach był nagrodą za wierność. Karano co najwyżej „kozły ofiarne” – pod publikę, by tworzyć pozór praworządności – lub „niepokornych”, którzy tej „brudnej wspólnocie” podpadli. Piszę w czasie przeszłym, ale ten mechanizm sprawowania władzy funkcjonuje w rosji do dziś. Niewykluczone, że zupełnie niewinny, a „gadatliwy”, iwan popow padł jego ofiarą.

Co na wczesny etapie tej sprawy mogło mu uratować życie. Generał został zdjęty ze stanowiska 11 lipca 2023 roku. Wcześniej regularnie krążył między zasadniczym a zapasowym stanowiskiem dowodzenia 58. Armii. Te ostatnie zlokalizowane było w hotelu Diuna pod Berdiańskiem – tego właśnie dnia trafionym przez co najmniej trzy rakiety Storm Shadow. Ukraińcy wiedzieli, w co strzelają. Nie dopadli popowa (choć zginął wtedy wyznaczony na jego następcę gen. oleg cokow oraz wielu innych oficerów), a bardzo chcieli, bo dał im się we znaki. Czy jako dowódca „kompanii samobójców” również będzie dla nich wysokowartościowym celem?

—–

Szanowni, by móc kontynuować swój ukraiński raport, potrzebuję także Waszego wsparcia. Okresowo bywa z tym krucho, marzec był właśnie takim miesiącem. Pomożecie w kwietniu? Polecam uwadze przyciski poniżej i nisko się kłaniam wszystkim „Kawoszom” i Subskrybentom!

Tych, którzy wybierają opcję wsparcia „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

To dzięki Wam powstają także moje książki!

A skoro o nich mowa – zapraszam Was do sklepu Patronite, gdzie możecie nabyć moje tytuły w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Nz. iwan popo/fot. MOFR

Ten tekst, w nieco obszerniejszym wydaniu, opublikowałem w portalu TVP.Info.

Szum

„Lada moment rosjanie pomaszerują na Sumy, a zajęte miasto będzie dla nich przyczółkiem do dalszych działań wymierzonych bezpośrednio w Kijów”, czytam alarmistyczne zapowiedzi. Uśmiecham się pod nosem i w myślach kontynuuję wywód: „gdy wezmą już Kijów, pójdą na Lwów, a stamtąd wprost na Warszawę, by zaraz potem ruszyć na Berlin. Chyba, k…, taczankami…”.

Wybaczcie ów sarkazm, ale śmieszą mnie zabiegi (pro)moskiewskich propagandystów, usiłujących przekonać odbiorców – także tu, w Polsce – że armia neosowiecka „już jest w ogródku, już wita się z gąską”; że lada moment wyprowadzi decydujący cios, który powali wojsko ukraińskie na kolana. Śmieszą i martwią zarazem, bo grono łapiących się na te brednie systematycznie rośnie. Nie zżymam się na to, gdyż wiem, jak działa przestrach, wiem, że w tym konkretnym przypadku karmi się on obiektywnymi przesłankami, które każą sytuację Ukrainy traktować jako poważną. Ale wiem też – znając całkiem nieźle realia wojny – że rosyjska buńczuczność nijak się ma do rzeczywistych możliwości. Sumy w rękach rosjan? Już mi kaktus wyrasta na dłoni…

Mówimy o ćwierćmilionowym mieście – obecnie mniej ludnym, ale przecież powierzchnia zabudowy nie zmieniła się wraz z wojenną emigracją. Szturmowanie takiego kolosa – gdzie wiele elementów infrastruktury nadaje się do tworzenia pozycji obronnych – to zadanie dla dziesiątek tysięcy żołnierzy, wspartych ogromną ilością sprzętu ciężkiego. Tymczasem po drugiej stronie granicy – w rosyjskim obwodzie kurskim – stacjonuje zaledwie kilkanaście tysięcy żołnierzy, głównie lekko zbrojnej piechoty. Koncentracji liczniejszych i lepiej wyposażonych oddziałów nie widać – potwierdzają to zarówno ukraińskie, jak i zachodnie służby wywiadowcze, te ostatnie także w oparciu o dane ze zwiadu satelitarnego. Oczywiście, wojsko zawsze można przerzucić, lecz i to wymaga przygotowań, których „nasi” nie rejestrują (co z ogromnym prawdopodobieństwem oznacza, że takich przygotowań zwyczajnie nie ma).

Idźmy dalej, obwód sumski jest lepiej przygotowany na przyjęcie moskali niż północne obrzeża Charkowa. Mam tu na myśli umocnienia, inżynieryjne przeszkody, pola minowe i inne „niespodzianki”. Ponoć to skutek lepszej jakości administracji wojskowej, tak przynajmniej twierdzą moje ukraińskie źródła. Moim zdaniem, ważniejsza jest chyba bliskość Kijowa, którego ochrona – także wysunięta – jest absolutnym priorytetem sił zbrojnych Ukrainy. W tym kontekście nie bez znaczenia jest fakt, że droga krajowa 07 (Автошлях Н 07) – wiodąca z Sum do stolicy – była już zimą 2022 roku osią natarcia rosyjskich jednostek zmierzających pod Kijów.

Dodajmy do tego fakt, że na wschodnim brzegu Dniepru, między Czernihowem a Czerkasami, stacjonuje kilkanaście dużych jednostek armii ukraińskiej. Część z nich stanowi straż przednią stolicy, ale rejon ten używany jest również do odtwarzania zdolności bojowych wycofanych z frontu brygad (wbrew potocznym wyobrażeniom, w tym celu nie wykorzystuje się wyłącznie zachodniej Ukrainy). Tak czy inaczej, w razie potrzeby – rozumianej jako poważne zagrożenie na kierunku sumskim – dowództwo ZSU miałoby możliwość szybkiego sięgnięcia po odwody i to bez konieczności ściągania oddziałów z pierwszej linii na wschodzie.

Z czego rosjanie doskonale zdają sobie sprawę – czy zatem rzeczywiście zaatakują? Zapewne tak. Podobnie jak w przypadku operacji charkowskiej ograniczonymi siłami, z tymże z nieco inną intencją. O ile w przypadku „Charkowa” atak moskali miał charakter „saturacyjny” – chodziło w nim (w dużej mierze) o zaabsorbowanie uwagi, sił i środków oddziałów ZSU zaangażowanych na nieodległym froncie bądź stanowiących bezpośredni odwód – o tyle w przypadku „Sum” szłoby raczej o efekt propagandowy. Szum związany z tym, że rosjanie „otwierają kolejny front”, znów „stwarzają zagrożenie dla Kijowa” czy „uderzają, by wyjść na tyły broniącej Donbasu armii ukraińskiej”. A każda z takich katastroficznych narracji – podsuwanych przez rosjan, posłusznych im aktywistów medialnych, no i rzesze użytecznych idiotów – ma moc kropli drążącej skałę. Bo jeśli jest tak, jak mówią rosjanie, to Ukraina zaraz upadnie – po co więc ją wspierać?

A kaktus na dłoni jak nie wyrósł, tak nie wyrasta…

—–

Dziękuję za lekturę! A gdybyście chcieli wesprzeć mnie w dalszym pisaniu, polecam się na dwa sposoby. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

Nz. Tymczasem ruskie pięknie chlastają się same – wczoraj do aresztu trafił iwan popow, jeden z najlepszych liniowych dowódców armii rosyjskiej. Chłop w zeszłym roku publicznie przejechał się po MON i sztabie generalnym, odwołali go ze stanowiska dowódcy 58. Armii, a teraz postawili mu zarzut korupcji. Brał-nie brał; mało który w rosji nie bierze. Grunt, że potencjalnie niebezpieczny pionek definitywnie spadł z szachownicy. Idźcie dalej tą drogą, moskiewscy towarzysze…/fot. MOFR

A gdybyście chcieli nabyć moją najnowszą książkę pt. „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji” z autografem, wystarczy kliknąć w ten link.

(Samo)zaduszanie

Dobrze wchodzić w nowy tydzień z dobrymi wiadomościami. Część z nich spłynęła już w weekend, część nad ranem; wszystkie świadczą o kłopotach rosjan.

Zacznijmy od mostu krymskiego, zaatakowanego dziś o 3.00 w nocy przez Ukraińców. Co na ten temat wiemy? Znamy skutki uderzenia – w jego wyniku zarwała się jedna z nitek przeprawy drogowej. Sądząc po szczegółach uszkodzeń (widocznych na upublicznionych zdjęciach), do eksplozji doszło pod mostem, co uprawdopodabnia doniesienia, wedle których w operacji użyto nawodnych dronów. Wczoraj kilka takich jednostek – w towarzystwie maszyn latających – pojawiło się w pobliżu portu w Sewastopolu, będącego dużą bazą marynarki wojennej rosji. Nie wiemy, jakie miały cele, rosjanom bowiem udało się zniszczyć wszystkie drony. Niewykluczone jednak, że atak miał charakter pozorowany – był jedynie odwracającym uwagę moskali wstępem przed nocnymi działaniami w cieśninie kerczeńskiej. Jeśli tak to wyglądało, ukraińska „maskirówka” odniosła sukces.

Sukces – trzeba to podkreślić – o ograniczonej skali. Most krymski to wąskie gardło rosyjskiej logistyki, zaopatrującej oddziały walczące na Zaporożu. Teraz na jakiś czas stanie się jeszcze węższe. Konstrukcja przeprawy składa się z modułów – wymiana uszkodzonych nie powinna nastręczać gigantycznych problemów. Lecz i tak zajmie co najmniej kilkanaście dni, najpewniej kilka tygodni, i to akurat w trakcie nasilonych działań bojowych na południu Ukrainy. Kłopoty rosjan z zaopatrzeniem tylko się zaostrzą, ale nie oczekujmy cudów – raczej nie na tyle, by doszło do „zaduszenia”. Sprawna pozostaje druga nitka przeprawy drogowej, no i przede wszystkim kolejowa część mostu. A rosyjska logistyka bazuje głównie na transporcie kolejowym.

Gwoli uczciwości warto jednak zadać pytanie: w jakim stanie są zapasy rosyjskich oddziałów na Zaporożu? Jeśli w fatalnym – za czym przemawia wiele relacji jeńców – nawet nieznaczne obniżenie dostaw może mieć kluczowe znacznie. Zwłaszcza gdyby Ukraińcy wzmogli presję, zmuszając moskali do większego zużycia amunicji i paliw. Ale to wariant bardzo optymistyczny.

Okolicznościowa grafika

Na pewno częściowe wyłącznie z ruchu mostu krymskiego utrudni życie cywilnym rosjanom. Wiem, że niektórym wydaje się to nieprawdopodobne, ale mieszkańcy moskowii dalej wyjeżdżają na Krym na wakacje. A sezon w pełni. Ruch turystyczny nie jest tak duży jak w minionych latach, więc przedsiębiorcy z branży mamią ludzi 40-procentowymi obniżkami. Mimo znamion (para)wojennej turystyki, każdego dnia tysiące chętnych przybywa na półwysep. Teraz mają problem, by się zeń wydostać – a inni zainteresowani, by nań wjechać – władza tymczasem zachęca poddanych do skorzystania z „mostu lądowego”, czyli przejazdu przez terytoria zajęte po 24 lutego 2022 roku. Generałom włosy jeżą się na głowach, bo cywilny ruch to dodatkowe przytkanie wojskowej komunikacji. Na ich szczęście cywilni moskale niespecjalnie garną się do podróży przez teren będący w zasięgu ukraińskiej artylerii.

Warto odnotować, że atak na most zaktywizował lotnictwo rozpoznawcze NATO. Dziś nad ranem w rejonie Krymu operowały aż trzy samoloty – jeden załogowy i dwa drony. Biorąc pod uwagę, jak blisko brzegu (de facto granicy wód międzynarodowych) latały, możemy mówić o prztyczku w nos rosjanom. Kolega lepiej niż ja obeznany w tematyce lotniczej stwierdził, że jego zdaniem – właśnie z uwagi na tę bliskość – maszynom rozpoznawczym musiały towarzyszyć samoloty obstawy (których na cywilnym rejestratorze lotu nie zobaczymy). Jeśli tak, w tle akcji z mostem mielibyśmy całkiem niezgorszy natowski show of force. Jak zły musiał być poranek „ćmy bunkrowej” putina, możemy się tylko domyśleć.

Smutny poranek mają również rosyjscy mil-blogerzy i wszelkiej maści skarpetkosceptycy, z podziwem spoglądający na rosyjską armię. Oto bowiem – można to już napisać bez cienia wątpliwości – trwa w niej festiwal niesubordynacji i kadrowa czystka. Buntują się uznani w wojsku generałowie, czyści ich kierownictwo sił zbrojnych i resortu obrony. Dziś nad ranem rosyjskie źródła doniosły, że dowódca 7. Dywizji Desantowo-Szturmowej gen. aleksandar kornew oraz generał pułkownik michaił tepliński, który od czerwca 2022 roku pełni funkcję dowódcy sił powietrznych federacji, zostali odwołani ze swoich stanowisk. Panowie dołączyli do grona innych wysokich rangą oficerów: dowódcy 58. Armii gen. iwana popowa (odwołanego w zeszłym tygodniu) oraz dowódcy 106. Dywizji Powietrznodesantowej gen. władimira seliwerstowa (poleciał w weekend). W rosyjskich mediach pojawiły się też informacja o aresztowaniu dowódcy 90. Dywizji Pancernej gen. ramila ibatullina.

Jak wylicza „The Moscow Times”, od końca czerwca br. zawieszonych zostało 15 najwyższych rangą rosyjskich oficerów, a kolejne 13 osób zatrzymano w celu przesłuchania. Wśród nich znalazł się m.in. gen siergiej surowikin i jego zastępca andriej judin. Przydybano także gen. władimira aleksiejewa, pierwszego zastępcę szefa Głównego Zarządu Wywiadowczego (dawnego GRU). O ile judin i aleksiejew zostali później zwolnieni, o tyle los surowikina oraz wiceministra obrony narodowej generała pułkownika michaiła mizincewa pozostaje nieznany.

Dymisje i zatrzymania są wprost związane z puczem prigożyna oraz ze skutkami, jakie wywołał. Poddanie w wątpliwości kompetencji ministra obrony szojgu oraz szefa sztabu generalnego gierasimowa – co uczynił boss grupy Wagnera – jakkolwiek dla progożyna skończyło się wysyłką w niebyt, zachęciło jednocześnie rosyjskich generałów do otwartej krytyki. Duet szojgu-gierasimow sygnalizuje, że nie zamierza odpuszczać buntownikom – stąd takie a nie inne decyzje kadrowe. Nie wiem, jaka jest w tym rola putina, formalnie w każdym razie kierownictwo resortu i armii musi działać z jego upoważnienia. Jeśli putin rzeczywiście jeszcze rządzi, decyduje się na czystki w armii dla ochrony „swoich” – szojgu i gierasimowa. Ale możliwe, że karty rozdaje ta dwójka, a putin de facto stał się figurantem. Tak czy inaczej, cierpi na tym kwiat rosyjskiej armii, bo większość „posadzonych na dupie” to kompetentni oficerowie. Cenieni przez podwładnych, co jest o tyle istotne, że może oznaczać niesubordynacyjną reakcję łańcuchową.

Powtórka z 1917 roku jawi się gdzieś na horyzoncie…

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

- wystarczy kliknąć TUTAJ -

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Magdalenie Kaczmarek, Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Maciejowi Szulcowi, Przemkowi Piotrowskiemu, Michałowi Strzelcowi, Andrzejowi Kardasiowi i Jakubowi Wojtakajtisowi. A także: Jarosławowi Grabowskiemu, Bożenie Bolechale, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Jakubowi Dziegińskiemu, Radosławowi Dębcowi, Dorocie Barzan, Aleksandrowi Stępieniowi, Joannie Siarze, Szymonowi Jończykowi, Annie Sierańskiej, Tomaszowi Sosnowskiemu, Mateuszowi Jasinie, Remiemu Schleicherowi, Grzegorzowi Dąbrowskiemu, Arturowi Żakowi, Bernardowi Afeltowiczowi, Justynie Miodowskiej, Mateuszowi Borysewiczowi, Marcinowi Pędziorowi, Sławkowi Polakowi, Patrycji Złotockiej, Michałowi Wielickiemu i Monice Rani.

Podziękowania należą się również najhojniejszym „Kawoszom” z ostatniego tygodnia: Radosławowi Gajdzie, Michałowi Wacławowi i Jarkowi Hryszko.

Szanowni, to dzięki Wam – i licznemu gronu innych Donatorów – powstają moje materiały!

Nz. Zniszczenia mostu krymskiego/fot. rosyjski Telegram

Nóż

W rosyjskim Rostowie nad Donem, oddalonym od najbardziej wysuniętych miejsc frontu o niemal 150 km, pojawiły się ślady paniki. Oto bowiem kwaterę główną Południowego Okręgu Wojskowego – skąd dowodzi się „spec-operacją w Ukrainie” – wzbogacono o polowe umocnienia. Teoretycznie gmach znajduje się w zasięgu rakiet Storm Shadow, ale ziemne obwałowania na niewiele w przypadku takiego ataku by się zdały. Fortyfikacje służą ochronie na wypadek uderzenia z lądu. Takiego, jak przed trzema tygodniami przeprowadzili najemnicy z Grupy Wagnera. Podwładni prigożyna zajęli wówczas budynek dowództwa okręgu bez większych problemów; brakuje doniesień, by ktokolwiek stawiał im opór. Dziś w sąsiedztwie gmaszyska roi się od patroli, a wokół niego rozciąga się zaimprowizowany mur.

Czego, będąc przecież u siebie, boją się rosjanie? Kolejnej rebelii?

Bunt prigożyna ujawnił poważne wewnętrzne napięcia w rosyjskim systemie władzy, obejmującym także dowództwo wojskowe. Pisząc na ten temat, przewidywałem, że ciąg dalszy nastąpi, że objawią się kolejni buntownicy. To, co dzieje się wokół dowództwa najlepszej rosyjskiej armii, 58. Ogólnowojskowej, niesie obietnice kolejnych poważnych ruchawek. Walcząca na Zaporożu armia właśnie straciła dowódcę. Dwa dni temu pojawiły się na ten temat pierwsze informacje (podawane przez rosyjskie źródła – tzw.: wojennych blogerów), z których wynikało, że gen. iwan popow został pozbawiony dowództwa i „wysłany na pierwszą linię” przez szefa sztabu generalnego walerija gierasimowa. Miała to być kara za zwrócenie przełożonym uwagi na pilną konieczność zluzowania walczących od początku czerwca, i już wcześniej przez wiele miesięcy nierotowanych, żołnierzy 58. Armii.

iwan popow/fot. MOFR

W tym samym czasie doszło do innego ciekawego wydarzenia. Nie wiemy, kto przejął obowiązki zdymisjonowanego 11 lipca popowa – i czy w ogóle ktokolwiek został w to miejsce wyznaczony. Ale tego samego dnia na zapasowym stanowisku dowodzenia (ZSD) 58. Armii – zlokalizowanym w hotelu Diuna pod Berdiańskiem – pojawił się oleg cokow, zastępca dowódcy Południowego Okręgu Wojskowego, w skład którego wchodzi 58. Armia. Gen. cokow przybył do ZSD w towarzystwie co najmniej kilkunastu wyższych rangą oficerów. Po co? ZSD organizowane jest dla zapewnienia ciągłości dowodzenia wojskiem, by w razie obezwładnienia głównego stanowiska przejąć jego zadania. Funkcjonuje „w tle”, zajmując się monitorowaniem sytuacji, może również wyręczać zasadnicze dowództwo w sprawach związanych z zabezpieczeniem logistycznym. ZSD nie ujawnia swojej działalności, gdy dowodzenie odbywa się z głównego SD.

Czy cokow, albo któryś z towarzyszących mu oficerów, miał przejąć stery po popowie – i zaktywizować zapasowe stanowisko dowodzenia? Tego już się nie dowiemy, bo co najmniej trzy rakiety Storm Shadow obróciły zmieniony w kwaterę hotel w gruzy. Zginął cokow – do czego rosjanie już się przyznali – poległo też wielu innych oficerów, ale nie wiadomo, ilu dokładnie i jakie były ich rangi. Tak czy inaczej, na jakiś czas 58. Armia została bez dowódcy (którego dymisja oznacza zwykle odejście najbliższych współpracowników), oraz bez zapasowego stanowiska dowodzenia.

Nie podejmuję się oceny, jaka świadomość sytuacyjna towarzyszyła Ukraińcom, gdy posyłali storm shadowy na Berdiańsk, ile i czy w ogóle wiedzieli o zamieszaniu w rosyjskim dowództwie.

Jeszcze wczoraj informacja o wyrzuceniu popowa uchodziła za plotkę, ale w środę wieczorem potwierdził ją sam zainteresowany. W oświadczeniu udostępnionym na Telegramie przez jednego z rosyjskich parlamentarzystów, generał opowiada o okolicznościach dymisji. Mój boziu, czego tam nie ma.

– Nie miałem prawa kłamać – mówi popow i oskarża o zdradę państwa – a jakże – ministra obrony siergieja szojgu. Odwołany generał zapewnia, że nakreślił najwyższemu dowództwu wszystkie problematyczne kwestie w rosyjskiej armii „dotyczące pracy bojowej i zaopatrzenia” podczas inwazji na Ukrainę i walk w obwodzie zaporoskim. Twierdzi, że zwracał uwagę sztabowi generalnemu na brak zdolności przeciwpancernych, brak stanowisk rozpoznania artyleryjskiego oraz na masowe zgony i obrażenia „naszych braci od artylerii wroga”. – W związku z tym co przekazałem, wyżsi dowódcy najwyraźniej wyczuli we mnie jakieś niebezpieczeństwo i szybko, w ciągu jednego dnia, wymyślili rozkaz; minister obrony go podpisał i się mnie pozbył – żali się popow.

Lecz najlepszy jest fragment jak żywo przypominający narrację o „nożu wbitym w plecy” – utyskiwania niemieckich oficerów z końca I wojny światowej (podchwycone później przez nazistowską propagandę).

– Nasza armia powstrzymała frontalne ataki Sił Zbrojnych Ukrainy, ale zostaliśmy uderzeni od tyłu przez wyższe kierownictwo. Zdradziecko i podstępnie dekapitujące armię w najtrudniejszym i najbardziej napiętym momencie – mówi popow, sugerując, że taką ocenę sytuacji podziela „wielu dowódców pułków i dywizji”.

Nie wiem, jaki stosunek do popowa ma dowództwo Południowego Okręgu Wojskowego, ale raduje mnie ów zbieg okoliczności: odwołanie niepokornego dowódcy, który zapewne nie jest sam w swej buntowniczej postawie, oraz fortyfikowanie kwatery głównej okręgu. Fortyfikujcie towarzysze, fortyfikujcie. Ale nie zapominajcie, że wróg może się ujawnić od środka. Ja byłbym czujny jak śledczy z NKWD…

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

- wystarczy kliknąć TUTAJ -

Ps. Wydawca moich powieści i reportaży, Warbook, uruchomił nową stronę WWW. Jest tam i sklep, gdzie można kupić także moje książki – zapraszam do odwiedzin.

Nz. Siedziba dowództwa Południowego Okręgu Wojskowego/fot. Gawarit Niemoskwa