Zdolności

Ponad trzy lata pełnoskalowej wojny udowodniły, że nie istnieje zachodnia broń, której ograniczone zastosowanie przyniosłoby długoterminowe skutki. Dominacja Bayraktarów nad polem bitwy trwała kilkanaście dni, Himarsów kilka miesięcy. Wypracowane wówczas przewagi udało się przekuć w chwilowe sukcesy – w drugim przypadku mające nawet postać pokaźnej rekonkwisty zajętych przez rosjan ziem – ale „dobre” nie trwało długo.

Jedną z cech wojny pozostaje adaptacja i dotyczy to obu stron konfliktu. Adaptacja zaś jest łatwiejsza, gdy przeciwnik nie przytłacza nowym rodzajem broni czy sposobem prowadzenia walki, daje więcej czasu i przestrzeni na wypracowanie taktyk i sposobów reakcji. Historycznie patrząc, tak właśnie było z zachodnim wsparciem dla Ukrainy – sprzętu, który mógłby dać Ukraińcom komfort trwałej technologicznej dominacji zawsze było za mało. Zbyt często docierał za późno.

ATACMS-ów Ukraina otrzymała raptem kilkadziesiąt sztuk, w tym momencie nie posiada już żadnej rakiety. Nieco lepiej wyglądały sprawy z pociskami Storm-Shadow/SCALP, ale i w tym przypadku mówimy o łącznych dostawach nie większych niż kilkaset sztuk. Ograniczona podaż dotyczy każdej innej nieco bardziej skomplikowanej technologii, od armato-haubic po samoloty wielozadaniowe.

Z czego to wynika? Zachodnia broń jest doskonała, ale i koszmarnie droga – już choćby z tego powodu jej produkcja i zapasy są ograniczone. Wiosną 2022 roku USA przekazały Ukrainie kilkanaście wyrzutni Himars i kilkaset rakiet do nich. Wystarczyło to do złamania rosyjskiej logistyki, a w konsekwencji do pokonania rosjan na Charkowszczyźnie. A teraz wyobraźmy sobie, że Ukraińcy mieliby dwieście wyrzutni – tyle ile armia USA – i cały ówczesny amerykański zapas rakiet, czyli kilkanaście tysięcy sztuk. Ich użycie, w połączeniu z dostępnym wtedy dla Ukraińców potencjałem, prawdopodobnie przesądziłoby o klęsce armii inwazyjnej. A gdyby dodać do tego niesymboliczną liczbę zachodnich czołgów? Dwie setki myśliwców? Kilkanaście baterii Patriotów?

Gdyby, gdyby… O tym, że tak się nie stało, decydowały nie tylko czynniki finansowe. Część najbardziej efektywnych systemów wymaga długotrwałego przeszkolenia. Miesięcy czy nawet lat, gdy mówimy o broni lotniczej. Odrębna kwestia to zaufanie – Ukraińcy nie mieli go „z marszu”, musieli udowodnić nie tylko kompetencje, ale i sojuszniczą wiarygodność. To wszystko ogólnie znane fakty, którym musi towarzyszyć świadomość, że rosjanie ostatnich trzech lat nie przespali. W różnych momentach konfliktu „podsypiali”, ale generalnie wyciągnęli mnóstwo wniosków. Zaadaptowali się. I dziś są w stanie rzucić na front kilkadziesiąt tysięcy dronów FPV miesięcznie, wyprodukować 500 bezzałogowców typu Szahed tygodniowo. Wysublimowane zachodnie uzbrojenie nie jest w stanie sobie z takim zagrożeniem poradzić. Nie w ilościach i liczbach, w jakich dysponuje nim Ukraina.

Przegrana sprawa? Nie, jeśli Zachód pomoże Ukraińcom zbudować większe zdolności WRE – walki radio-elektronicznej. Nad Dnieprem uczą się na co dzień, jak zagłuszać rosyjskie drony, lecz do stworzenia szczelniejszych i przede wszystkim rozleglejszych „kopuł” zwyczajnie brakuje pieniędzy. Ukraina musi też posiąść zdolność do niszczenia rosyjskich fabryk zbrojeniowych. Tych na naprawdę głębokich tyłach, gdzie teraz w najlepszym razie przedzierają się pojedyncze ukraińskie drony, zbyt małe, by wyrządzić poważne szkody. Tam muszą dolatywać ukraińskie rakiety i niszczyć zagrożenia „w zarodku” mocą półtonowych głowic. Raz za razem, by rosjanie nie zdołali odbudować możliwości produkcyjnych. Tu też potrzebne jest głównie finansowe wsparcie Zachodu, wszak dużą część technologii Ukraińcy już mają.

Ps. Ten tekst napisałem kilkanaście dni temu – jego obszerniejszą wersję znajdzie w portalu TVP.Info (oto link do materiału). Potem nastąpił ukraiński atak na rosyjskie lotnictwo strategiczne – niezwykle efektowny i efektywny. Czy jego przebieg unieważnia moje rozważania? Absolutnie nie – i piszę to świadom popularności narracji, wedle której drony mają być cudowną bronią, która deklasuje „wszystkie te skomplikowane i drogie zabawki”. To wycinkowe i krótkowzroczne postrzeganie spraw. W odniesieniu do niedzielnego ataku na rosyjskie bazy jakby umykał nam fakt, że przede wszystkim była to doskonale zaplanowana i przeprowadzona operacja wywiadowcza. Jak przyznają sami Ukraińcy, przygotowywana przez 1,5 roku. Wymagająca przerzucenia ludzi i długotrwałych działań pod biznesową przykrywką. Na finale zaś stosunkowo prosta, w tym znaczeniu, że wykorzystująca atut zaskoczenia, którego następnym razem już nie będzie. rosjanie nie spodziewali się dronów FPV na swoim głęboki zapleczu, teraz „wszyscy” wiedzą, że takie ryzyko istnieje. A można się przed nim stosunkowo łatwo zabezpieczyć – fizycznie (schrono-hangary) i dzięki zastosowaniu narzędzi WRE. Masowe użycie tych ostatnich, wraz z raczkującą, ale już efektywnie stosowaną bronią laserową, zdejmie z nieba każdy dron. rosji i Ukrainy na to nie stać, ale Zachód ma w tym zakresie wszelkie atuty techniczne, technologiczne i finansowe.

—–

Szanowni, zachęcam Was do wsparcia mojego ukraińskiego raportu.

Tych, którzy wybierają opcję wsparcia „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Czytelnikowi o nicku Zajcef Fizzlewick, Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Monice Rani, Maciejowi Szulcowi, Joannie Marciniak, Jakubowi Wojtakajtisowi, Andrzejowi Kardasiowi, Marcinowi Łyszkiewiczowi, Tomaszowi Krajewskiemu i Magdalenie Kaczmarek. A także: Juliuszowi i Elżbiecie Wolny, Piotrowi Rucińskiemu, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Arturowi Żakowi, Łukaszowi Hajdrychowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Bognie Gałek, Krzysztofowi Krysikowi, Mateuszowi Piecuchowi, Michałowi Wielickiemu, Jakubowi Kojderowi, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Jarosławowi Terefenko, Marcinowi Gonetowi, Pawłowi Krawczykowi, Joannie Siarze, Aleksandrowi Stępieniowi, Marcinowi Barszczewskiemu, Dinarze Budziak, Szymonowi Jończykowi, Piotrowi Habeli i Annie Sierańskiej.

Podziękowania należą się również moim najhojniejszym „kawoszom” z ostatniego tygodnia – Kamilowi Zemlakowi, Łukaszowi Podsiadło i Czytelnikowi o nicku Jack Strong.

To dzięki Wam powstają także moje książki!

A skoro o nich mowa, w sklepie Patronite możecie nabyć moje tytuły w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Zdjęcie ilustracyjne/fot. SzG ZSU

Obrzydliwca

Spotkanie Zełenski-trump, komentarz na szybko. Dostrzegam trzy warstwy tego wydarzenia, zacznę od emocjonalnej.

To było obrzydliwe zagranie ze strony amerykańskiego prezydenta. Coś jak pastwienie się nad ofiarą gwałtu – że sprowokowała, że nadal prowokuje, ba, że jest na tyle bezczelna, by dochodzić swoich praw przed sądem. „Nam się to nie podoba. Winnaś być bardziej uległa, skromna, pogodzić się z tym, co Cię spotkało”. Przyzwoici mężczyźni tak nie mówią, przyzwoici mężczyźni leją za takie teksty w ryj. Na studiach uczono mnie interpretacji mowy ciała, dostrzegłem więc, z jakim trudem Zełenski powstrzymywał się, by nie dać pomarańczowemu w ryj.

Dołożył mu inaczej, co pozwala nam przejść do drugiej warstwy – retorycznej. „Gdyby nie nasz sprzęt, wojna skończyłaby się w dwa tygodnie”, rzekł w pewnym momencie trump. „Tak, wiem, putin mówił, że w trzy dni”, odparł na to Zełenski. Rasowy idiota jest na tyle głupi, że nie dostrzega swojej głupoty. Nie sądzę, by trump przyznał – nawet przed samym sobą – że został w tym momencie, jak to zwykło się u nas mówić, zaorany. Ale został; to była wybitna riposta, która ofiarę emocjonalną czyni zwycięzcą retorycznym.

Tyle że nie emocje i nie retoryka są tu najważniejsze. Tak dochodzimy do trzeciej warstwy – polityki realnej.

Moim zdaniem, dzisiejsze przedstawienie ma posłużyć trumpowi za wymówkę. Pisałem o tym szerzej w tekście dla portalu Interia.pl – oto link. „Ukraina nie chce pokoju, nie jest na to gotowa”, amerykański prezydent mówi to już wprost. Usprawiedliwia się przed tymi, którzy go wybrali – że nie dotrzymał obietnicy szybkiego zakończenia wojny. Nie dotrzymał, bo jest kiepskim negocjatorem i ruscy wodzą go za nos, no ale do tego się nie przyzna. Lepiej zwalić winę na Zełenskiego.

Tyle że to wcale nie musi być „koniec świata”. Rozumiem i po części podzielam emocjonalne powody do lamentu, ale na boga, niech przemówią fakty. A na to potrzeba jeszcze trochę czasu.

Możliwości są dwie. Zła, czyli taka, kiedy USA wycofają wsparcie dla Ukrainy. Ale jest i lepsza – w ramach której Ameryka wciąż będzie Ukraińców wspierać. Paradoksalnie teraz może to być nawet łatwiejsze, wszak trump „udowodnił” już, że szybki pokój nie jest możliwy.

Poczekajmy kilka dni, by mieć w tej materii jasność.

—–

Moje publicystyczne i reporterskie zaangażowanie w konflikt na Wschodzie w istotnej mierze możliwe jest dzięki Wam i Waszemu wsparciu. Pomożecie w dalszym tworzeniu kolejnych treści?

Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

To dzięki Wam powstają także moje książki!

A skoro o nich mowa – w sklepie na Patronite pojawiły się kolejne książki – powieści, które napisałem i wydałem „w czasach afgańskich”, reportaż z tamtego okresu oraz książka political/war fiction, dziejąca się w realiach pandemii i rosyjskiej agresji militarnej na Polskę. Polecam lektury – by je nabyć, przejdźcie na stronę pod tym linkiem.

Nz. Wpis trumpa, którym zaznacza brak gotowości Zełenskiego do negocjacji.