Zamiary

Kilka dni temu odbyła się największa do tej pory wymiana jeńców pomiędzy stronami konfliktu na Wschodzie. Formułę „tysiąc za tysiąc” ustalono w połowie maja br., podczas spotkania delegacji Ukrainy i rosji w Stambule. I w zasadzie jest to jedyne pozytywne następstwo prowadzonych wtedy rozmów. Wojna trwa w najlepsze, a perspektyw na choćby kilkotygodniowe zawieszenie broni nie widzą nawet najwytrwalsi optymiści.

Co ważne, o ile na froncie sytuacja nie uległa zmianie – intensywność walk utrzymuje się na wysokim poziomie – o tyle do drastycznej eskalacji doszło na głębokich tyłach. rosjanie dokonują masowych nalotów na ukraińskie miasta, wspomagając drony rakietami balistycznymi. Ukraińcy nie pozostają dłużni, noc w noc śląc nad rosję setki bezzałogowców.

—–

Różnica w tym atakach ma wymiar cywilizacyjny i jest typowa dla dotychczasowego przebiegu wojny. O ile pierwsi uderzają „gdzie popadnie”, głównie jednak w obiekty cywilne, o tyle drudzy starają się razić cele istotne z militarnego punktu widzenia. moskale konsekwentnie realizują strategię terroryzowania ludności cywilnej, Ukraińcom chodzi o dalsze osłabianie rosyjskiego kompleksu wojskowo-przemysłowego. Obie strony widzą w tym sposób na zmuszenie przeciwnika do zatrzymania działań wojennych, czy to poprzez upadek morale cywilów, czy za sprawą odcięcia armii od odpowiedniej ilości dostaw. Trudno w oparciu o dostępne dane ocenić, kto w tym przypadku jest bliżej osiągnięcia swoich zamiarów.

Dla jasności doprecyzujmy – walczą obie strony, ale taki stan rzeczy narzucają rosjanie; to oni torpedują wysiłki zmierzające do realnego zawieszenia broni. Po prawdzie dzieje się tak również za sprawą USA. Zadziwiająca słabość donalda trumpa do putina i rosji – zwłaszcza brak zgody na kolejne sankcje wobec Moskwy i zwiększenie pomocy wojskowej dla Kijowa – rozzuchwalają rosjan, dają im sposobność do dalszego prowadzenia działań wojennych. Zachowanie Ukraińców jest tu reaktywne, jedyne słuszne zresztą, wszak Kreml wyklucza kompromisy i ewidentnie gra na maksymalne wyniszczenie przeciwnika.

Dalekosiężne plany rosji nie uległy bowiem zmianie – Moskwa wciąż pragnie terminacji ukraińskiej państwowości i wtórnej rusyfikacji Ukraińców. Obecnie rosjanie nie są w stanie zrealizować tych celów, putin dąży więc do osiągnięcia pośrednich rozwiązań, które z jednej strony byłyby dobrym punktem wyjścia dla późniejszej „generalnej rozprawy”, z drugiej, zaspokoiłyby bieżące potrzeby propagandy, zwłaszcza konieczność prezentacji „specjalnej operacji wojskowej” jako militarnego i politycznego sukcesu, osiągniętego tu i teraz, nie w niedającej się zdefiniować przyszłości.

—–

No więc jakie są bieżące plany rosyjskiego przywództwa? putin komunikuje to wprost, oficjalnie dekretując utworzenie strefy buforowej na granicy rosyjsko-ukraińskiej. „Nasze siły zbrojne są w trakcie realizacji tego zadania, punkty ostrzału wroga są aktywnie tłumione, prace trwają”, zapewniał kilka dni temu, po podpisaniu stosownych dokumentów.

Dyktator nie ujawnił dokładnie, gdzie będzie przebiegać strefa buforowa, ani jak głęboko sięgać w głąb terytorium Ukrainy – niemniej ten drugi zamiar jest oczywisty. rosjanie chcą stworzyć bufor – rozumiany jako strefę nasyconą umocnieniami i przeszkodami inżynieryjnym – nie na własnym obszarze, ale kosztem sąsiada. Temu właśnie ma służyć koncentracja oddziałów armii rosyjskiej przy granicy z obwodami sumskim i charkowskim. Zapewne wojska te zostaną użyte do płytkich wtargnięć i okopania się na zajętych pozycjach. Wszystko po to, by uniemożliwić, a przynajmniej utrudnić Ukraińcom rajdy na wzór operacji kurskiej, podkopującej wiarygodność putinowskiego reżimu w oczach rosjan.

Ale to tylko „profilaktyka”, patrząc z kremlowskiej perspektywy. Siły inwazyjne mają do wykonania znacznie poważniejsze zadanie. Moskwa wielokrotnie już sygnalizowała, że nie wstrzyma ognia dopóki nie przejmie kontroli nad czterema obwodami Ukrainy, które jesienią 2022 roku zostały formalnie anektowane przez rosję. Dwa z nich – ługański i doniecki – może zdobyć w walce; ten pierwszy właściwie już zdobyła, wszak pod ukraińską kontrolą pozostają jedynie skrawki Ługańszczyzny. O Doniecczyznę toczą się zacięte walki, a przy utrzymującej się dynamice rosyjskiej presji możliwe, że do końca roku najeźdźcy opanują ten region. Lecz odwojowanie Chersońszczyzny, a już zwłaszcza zajęcie Zaporoszczyzny, z wielką stolicą regionu włącznie, pozostaje poza możliwościami rosyjskiej armii.

Jak zatem putin zamierza osiągnąć swój cel w postaci wchłonięcia czterech obwodów? Być może daje sobie czas, wierząc, że ma go tyle, by w kolejnym, 2026 roku próbować zająć ukraińskie południe. Ale istnieje też inne wyjaśnienie – jakie?

O tym przeczytacie w portalu „Polska Zbrojna”, gdzie opublikowałem całość tego felietonu – oto link do materiału.

—–

Zachęcam Was do wsparcia mojego ukraińskiego raportu, który w znaczniej mierze powstaje dzięki Wam – Waszym subskrypcjom i „kawom”.

Tych, którzy wybierają opcję wsparcia „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

Szanowni, w sklepie Patronite możecie nabyć moje książki w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Nz. W weekend doszło do największej wymiany jeńców w tej wojnie/fot. HUR

Duchy

Kijów i Moskwa regularnie negocjują w sprawie wymian jeńców. Te kontakty cechuje wyraźna asymetria – Ukrainie bardziej zależy na odzyskaniu „swoich chłopców” niż rosji na powrocie własnych. Dlaczego? Z tych samych powodów, dla których żołnierze obu stron unikają podnoszenia rąk i często wybierają walkę do końca. To znamienne, że w tak wielkiej wojnie mamy raptem  kilkanaście tysięcy pojmanych, z których część została już wymieniona.

Oleha Pilipienkę, wójta gromady Szewczenkowe w regionie mikołajowskim, poznałem w marcu 2023 roku. Pełnoskalowa wojna trwała ponad rok, ale mój rozmówca – jak sam przyznał – postarzał się w tym czasie o dziesięć lat. Skąd to poczucie zużycia? W drugim dniu inwazji Oleh – oficer rezerwy armii ukraińskiej – skrzyknął wokół siebie sąsiadów. Najpierw zamierzali zbierać informacje o ruchach wrogich wojsk, ale szybko zabrali się za rozrzucanie „jeżyków”, kolców, które przebijały opony rosyjskich ciężarówek. Sabotażyści dali się rosjanom we znaki na tyle mocno, że ci zaczęli polowanie. Pilipienko wpadł w połowie marca 2022 roku, po trzech tygodniach tej „małej partyzantki”. Kolejne trzy miesiące spędził w obozie, razem z wziętymi do niewoli żołnierzami. Wyszedł po wymianie jeńców – jednej z pierwszych w tym konflikcie. Wycieńczony, nie miał szansy na służbę w wojsku, wrócił więc do działalności samorządowej.

– Żałujesz? – spytałem go, gdy pokazał zdjęcie, na którym wyglądał niczym żywy szkielet. – Akcji z jeżykami i jej zdrowotnych konsekwencji?

– A skąd! – Oleh pokręcił głową. – Grunt, że napsuliśmy im krwi.

—–

O tym, że rosjanie wobec jeńców i więźniów potrafią być barbarzyńscy, wiemy nie od dziś. Choćby w Syrii mieliśmy do czynienia z potworną przemocą, z której zasłynęli najemnicy z Grupy Wagnera. Wydobywanie zeznań przy pomocy młota kowalskiego czy spalenie spętanej osoby, to jedne z wielu wizualnych dowodów tych zbrodni.

Wiele lat temu zanurzyłem się w świat darknetu. Zawodowo, mając w planach materiał na temat snuffów i mondo movies – filmów dokumentujących prawdziwe sceny śmierci i tortur, bądź ich realistyczne inscenizacje. Są ludzie, którzy takie rzeczy oglądają – i nie jest ich mało. W każdym razie wówczas, w początkach lat 2000., gors prawdziwych materiałów stanowiły filmy wideo kręcone w Czeczenii. Zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej wojny. Czego tam nie było; ucinanie dłoni, na żywca, czeczeńskiemu jeńcowi może uchodzić za stosunkowo delikatny zapis. Co istotne, zwyrodnialcy w mundurach rosyjskiej armii mogli liczyć na niemal całkowitą bezkarność – na palcach jednej ręki da się policzyć procesy wytoczone wojskowym za ekscesy z czeczeńskimi jeńcami i cywilami (wobec których masowo stosowano gwałty).

Powody demoralizacji rosyjskiej armii zasługują na oddzielne opracowanie, w tym tekście dość stwierdzić, że w najnowszej, ukraińskiej odsłonie, bestialstwo rosjan jest też efektem rasistowskiej indoktrynacji. Wedle niej Ukraińcy to ludzie gorszego sortu, a ukraińskość to ideologiczna aberracja, którą należy wytrzebić. Więc się trzebi. W lipcu 2022 roku do sieci wyciekł film zarejestrowany przez rosyjskich żołdaków – materiał przedstawiał kastrację żywego ukraińskiego jeńca. Śledztwo przeprowadzone przez portal Bellingcat pozwoliło namierzyć sprawcę zbrodni. Zwyrodnialec nie unikał kontaktu z kamerą i z pasją dokumentował swoje wcześniejsze wojenne wyczyny. Był nim mieszkaniec republiki Tuwa, regionu w dalekowschodniej części federacji rosyjskiej.

—–

Obejrzałem mnóstwo filmów dokumentujących wymiany jeńców pomiędzy Ukrainą a rosją, do których doszło po 24 lutego 2022 roku. W miażdżącej większości to materiały ukraińskie, bo rosjanie rzadko publikują takie treści. Jeńcy to dla nich kłopotliwy temat, najogólniej rzecz ujmując.

W tych kadrach powtarza się jeden element. Nie twierdzę, że zwracani do ojczyzny rosjanie wyglądają kwitnąco – bo zwykle tak nie jest. Nie są jednak straszliwie wychudzeni, obdarci, nie kuleją, nie snują się. Jeśli mają kontuzje, widać, że są zabezpieczeni. Tymczasem Ukraińcy – jakkolwiek zwykle radośni z powodu końca niewoli – przypominają duchy.

– Czułem się jak duch – wyznał mi wspomniany Oleh Pilipienko. – Jakbym nie miał ciała. Musiałem się od niego „oddzielić”, bo dawało mi tylko ból.

—–

A teraz do sedna – Kijów i Moskwa regularnie negocjują w sprawie wymian jeńców. Te kontakty cechuje wyraźna asymetria – Ukrainie bardziej zależy na odzyskaniu „swoich chłopców” niż rosji na powrocie własnych. I nie chodzi o potrzebę pilnego odzyskania jak największej liczby żołnierzy. Skala pojmań nie wpływa na możliwości mobilizacyjne armii ukraińskiej. Nadrzędnym powodem jest rosyjskie bestialstwo wobec jeńców – to ono motywuje Ukraińców do ratowania swoich. Stąd stała gotowość do wymiany, najlepiej w formacie „wszyscy za wszystkich”. Strona ukraińska regularnie wychodzi z taką propozycją, ale rosyjska – mimo obietnic – słowa nie dotrzymuje.

Moskwa o własnych jeńcach nie mówi nic. O ukraińskich również milczy i nie współpracuje z ONZ w tej sprawie.

Kijów przyznaje się do ośmiu tysięcy zaginionych żołnierzy, z których połowę mają stanowić wzięci do niewoli (reszta to polegli, których ciał nie znaleziono oraz dezerterzy). Ukraińcy nie podają jednak konkretnych danych na temat wziętych do niewoli rosjan. W oparciu o anonimowe deklaracje ukraińskich urzędników zakładam, że w Ukrainie przebywa obecnie około trzech tysięcy schwytanych moskali.

W dotychczasowych wymianach Ukraińcy odzyskali około trzech tysięcy ludzi – w większości był to personel sił zbrojnych. Do domu wróciło też ponad dwa tysiące rosyjskich żołnierzy. W sumie daje to kilkanaście tysięcy pojmanych, z których część została już wymieniona. Jak na skalę tej wojny niewiele. Jak to wyjaśnić?

Odpowiedź znajdziecie w dalszej części tekstu, który opublikowałem w portalu Polska Zbrojna – oto link.

Nz. Oleh Pilipienko, wyleczony, wykarmiony, nie przypomina człowieka, którego widziałem na zdjęciach wykonanych tuż po wyjściu z obozu/fot. własne

Wszyscy?

Inwazja rosji na Ukrainę zamroziła relacje dyplomatyczne między oboma krajami. Nie zmienia to faktu, że grupy urzędników z jednej i drugiej strony pozostają w roboczym kontakcie. Obie armie każdego dnia biorą do niewoli jeńców, których los jest następnie przedmiotem poufnych negocjacji. W efekcie od wiosny zeszłego roku, mniej więcej raz na dwa tygodnie, odbywają się wymiany pojmanych żołnierzy. Zwykle nie są spektakularne i dotyczą kilkudziesięciu osób. Tym sposobem Ukraina odzyskała już 2,6 tys. wojskowych, rosja o kilkuset mniej (niestety, brakuje na ten temat oficjalnych, szczegółowych danych).

We wspomnianych negocjacjach rysuje się asymetria – Ukrainie bardziej zależy na odzyskaniu „swoich chłopców” niż rosji na powrocie własnych. I nie chodzi tu wcale o brak rekruta i potrzebę pilnego odzyskania jak największej liczby żołnierzy. Skala pojmań w żaden sposób nie wpływa na możliwości mobilizacyjne armii ukraińskiej. Nadrzędnym powodem jest rosyjskie bestialstwo wobec jeńców – to ono motywuje Ukraińców do ratowania swoich. Stąd stała gotowość do wymiany, najlepiej w formacie „wszyscy za wszystkich”. Strona ukraińska regularnie wychodziła z taką propozycją. Gdyby do jej realizacji doszło, byłoby to wydarzenie z rzadka obserwowane w historii konfliktów zbrojnych. Najczęściej bowiem wszystkich jeńców zwalniano do domów dopiero po zakończeniu działań zbrojnych.

Czy taki scenariusz jest w ogóle możliwy? Pierwsze negocjacje w tym zakresie prowadzono latem ub.r., lecz rosjanie przerwali je po upokarzających klęskach na charkowszczyźnie i chersońszczyźnie. Do kwestii niestandardowej wymiany powrócono wiosną tego roku, jednak bunt prigożyna wywołał czystki w rosyjskim MON, skutkiem czego przez kilka tygodni nie było pośród rosjan decyzyjnych osób. Temat wrócił na agendę pod koniec lata, z nieoficjalnych informacji wynika, że dotychczasowe ustalenia są „bardzo obiecujące” (co piszę w oparciu o solidne źródła w ukraińskim resorcie obrony). Niewykluczone, że finalizacja nastąpi jeszcze w tym roku, nie tyle z przyczyn humanitarnych, co z powodu rosyjskiej chęci zademonstrowania światu „dobrej woli”. Ukraińcom nie w nos taka otoczka, jednak priorytetem pozostaje „ściągnięcie naszych chłopców do domu”.

Obie strony niechętnie mówią o statystykach dotyczących wszelkiego rodzaju strat. Moskwa o własnych jeńcach nie mówi nic. O ukraińskich również milczy i nie współpracuje z ONZ w tej sprawie. Kijów przyznaje się do 7 tys. zaginionych żołnierzy, a tamtejsi urzędnicy publicznie szacują, że połowa z nich to wzięci do niewoli (reszta to polegli, których ciał nie znaleziono oraz dezerterzy). Ukraińcy nie podają konkretnych danych na temat wziętych do niewoli rosjan, ale zapewniają, że druga strona wie o wszystkich swoich jeńcach. Szacuje się, że na terenie Ukrainy przebywa około 2 tys. schwytanych moskali.

Łącznie daje to co najmniej 5,5 tys. przetrzymywanych przez oba kraje wojskowych, z których większość stanowią Ukraińcy. Owa większość to wciąż działający „efekt Mariupola”, kiedy rosjanie za jednym razem pojmali 2,5 tys. ukraińskich żołnierzy. Ukraińcom nigdy nie udało się osiągnąć takiego sukcesu. Najwięcej moskali w jednej bitwie – prawie ośmiuset – wzięli do niewoli we wrześniu 2022 r., podczas kontrofensywy na charkowszczyźnie.

Jeńcy spędzają w niewoli co najmniej kilka miesięcy, choć są pośród nich i tacy, którzy „siedzą” od początku inwazji. Są też pojmani na tak krótko, że nie trafili do oficjalnej ewidencji. Obie armie stosują praktykę „podręcznych obozów” – konkretne jednostki trzymają jeńców w strefie walk i na podstawie porozumień z dowódcami niższego szczebla z drugiej strony, wymieniają obcych na swoich. Taka niewola trwa od kilku godzin do kilkunastu dni i choć praktyka ta jest formalnie zakazana przez dowództwa obu armii, nadal ma miejsce.

O przetrzymywanych w takich okolicznościach Ukraińcach ich rodacy mówią, że mieli dużo szczęścia. O bestialstwie wobec jeńców pisałem już wielokrotnie, więc tylko tytułem przypomnienia pozwolę sobie na krótki cytat z wypowiedzi Dmytro Łubineca, ukraińskiego rzecznika praw człowieka.

– 86 proc. jeńców, którzy wrócili z rosyjskiej niewoli, potwierdziło, że dopuszczano się wobec nich przemocy fizycznej – mówił podczas audycji w portalu Ukraińska Prawda. – Dysponujemy kilkudziesięcioma nagraniami ukazującymi ścięcie głowy, obcinanie kończyn, organów płciowych, nosa, uszu, kości palców. Są to treści nagrane i udostępnione w sieci przez rosyjskich wojskowych (…), by zmotywować własnych żołnierzy do walki do końca w obawie przed odwetem przeciwnika.

A dodajmy do tego karmienie paszą dla zwierząt (albo niekarmienie wcale) i brak opieki medycznej – wówczas w pełni pojmiemy, skąd determinacja Ukraińców, aby wywieźć „swoich” z tej „nieludzkiej ziemi”…

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

- wystarczy kliknąć TUTAJ -

Nz. Przeprawa w okolicach Izjumu, fotografia z wiosny br. Symboliczna, ilustrująca stan kontaktów ukraińsko-rosyjskich. Zerwanych, ale z zachowaniem wąskich kanałów komunikacji/fot. Darek Prosiński

(Nie)wolni

Przez front przewinęło się do tej pory mniej więcej 1,2 mln ukraińskich żołnierzy oraz około miliona rosjan. To moje autorskie szacunki, oparte o dostępne dane. Służba w ZSU trwa rok (co nie oznacza roku na froncie; na pierwszej linii członek personelu sił zbrojnych Ukrainy spędza 3-4 miesiące), rosjanie wysyłani na obszar „spec-operacji” spędzają tam pół roku. Armia ukraińska liczy 700 tys. żołnierzy (milion, o jakim się czasem mówi, dotyczy wszystkich służb mundurowych w Ukrainie), rosyjski kontyngent to obecnie około 350 tys. ludzi (z których dwie trzecie stacjonuje na okupowanych terenach) – i jest to wartość, którą można uznać za średnią dla tego konfliktu (moskale zaczynali z mniej niż 200 tys. wojskowych, ale był okres, że wojna angażowała niemal pół miliona żołnierzy). Ukraińcy ponieśli dotąd straty na poziomie 170 tys. zabitych, rannych i zaginionych (jedna trzecia to polegli), rosyjskie szacowane są na 220-250 tys. (z których zabici to 70-90 tys.); takie dane podają zachodnie źródła wywiadowcze.

Obie strony przetrzymują obecnie po około 1,5-2,5 tys. jeńców, przy czym w rosyjskiej niewoli przebywa więcej Ukraińców niż rosjan w ukraińskiej. Ta przewaga to „premia” Mariupola, kiedy moskale za jednym razem pojmali 2,5 tys. ukraińskich żołnierzy. Jeńcy są najczęściej po kilku miesiącach wymieniani, a niektórzy nie trafiają nawet do oficjalnej ewidencji. Obie armie stosują praktykę „podręcznych obozów” – konkretne jednostki frontowe trzymają jeńców w strefie walk i na podstawie porozumień z dowódcami niższego szczebla z drugiej strony wymieniają obcych na swoich. Taka niewola trwa od kilku godzin do kilkunastu dni i choć praktyka ta jest formalnie zakazana przez dowództwa obu armii, nadal ma miejsce. Niezależnie od tego sumaryczna liczba więźniów wojennych w tym konflikcie nie przekracza kilkunastu tysięcy. Odnosząc się do doświadczeń historycznych, na tym etapie wojny (po 1,5 roku bardzo intensywnych zmagań, które mają obecnie patowy status), jeńców powinno być kilka razy więcej.

Dlaczego żołnierze obu stron unikają niewoli i zamiast niej często wybierają walkę do końca? W sytuacji dysproporcji w morale – które u Ukraińców jest wyższe niż u rosjan – tak postawione pytanie może się wydawać dziwne. Potoczne doświadczenie każe bowiem założyć, że przy takich różnicach w nastawieniu do służby i walki, moskale winni poddawać się masowo.

W przypadku Ukraińców sprawa też nie jest oczywista. Nie da się jej wyjaśnić jedynie wyższą motywacją, wynikającą na przykład z rosyjskiego bestialstwa i przekonania, że należy wrogowi uniemożliwić kolejne zbrodnie, a choćby i za cenę własnego życia.

Szukając odpowiedzi, przyjrzyjmy się jeńcom filmowanym podczas wymian. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to kondycja uwalnianych Ukraińców, który najczęściej wyglądają jak żywe trupy. W odróżnieniu od nich, rosyjscy więźniowie mają się bardzo przyzwoicie – widać, że ich karmiono, że zapewniono im opiekę medyczną, że nie poddawano okaleczającym torturom. Podłe warunki niewoli, będące standardem rosyjskich obozów – przemoc, niedożywienie, niezaopiekowane rany i nieleczone choroby – są dobrze znane pośród ukraińskich żołnierzy. Wystarczyło kilka pierwszych wymian, by wiedza na ten temat stała się powszechna. Szczególną grozę budzi lęk przed kastracją; rosjanie co najmniej kilkanaście razy dopuścili się takiej zbrodni na jeńcach (nie raz i nie dwa, chwaląc się własną brutalnością w sieci). Zatem to strach przed koszmarnym doświadczeniem powstrzymuje Ukraińców przed podniesieniem rąk.

Brakuje uzasadnionych przesłanek, by takie lęki były również udziałem rosjan. Mimo to ci także drżą przed wizją pojmania. Po pierwsze, ponieważ żyją pod presją ogłupiającej propagandy, która przekonuje ich o ukraińskiej brutalności. Ba, często przy tym sięgając po argumenty absurdalne, jak groźby zabicia dla narządów czy okaleczeń na skutek eksperymentów medycznych. Możemy się z tego śmiać, ale rosjanie w to wierzą, sądząc po relacjach jeńców z „drugiej armii świata”, zaskoczonych łagodnym potraktowaniem. Po drugie, moskale boją się konsekwencji prawnych – w ojczyźnie za „dobrowolne poddanie się” grozi im kara 10 lat więzienia (wzorce stalinowskie wiecznie żywe…). Po trzecie wreszcie, Ukraińcy ogrywają medialnie każdą wymianę jeńców, uwolnionych traktując jak bohaterów i mówiąc o nich jak o bohaterach. W rosji tymczasem to tabu – o jeńcach właściwie się nie mówi, temat jest wstydliwy i potencjalnie defetystyczny, brakuje zatem szerszej świadomości, szczególnie pośród żołnierzy, że niewola nie jest wyrokiem śmierci czy kalectwa. I tak lezą iwany pod lufy, choć wcale by nie musiały…

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

- wystarczy kliknąć TUTAJ -

Nz. Bachmut z czasów tuż przed finalną bitwą, zdjęcie ilustracyjne/fot. Marcin Ogdowski

Wymiana

Dziś – obok rosyjskiego prężenia muskułów – wydarzyło się też coś być może ważniejszego. Zwolniono z niewoli (wymieniono na rosyjskich jeńców) obrońców Azowstalu, w tym najbardziej znienawidzonych przez kremlowską propagandę azowców.

W zamian musiało pójść do ruskich coś cennego (jacyś wyżsi rangą pojmani oficerowie? Okup – niekoniecznie bezpośredni transfer, ale na przykład gwarancja nieruszenia jakiejś części zamrożonych rosyjskich aktywów?). Albo to ważny gest ze strony moskwy, sugerujący – na przekór prowojennej retoryce – gotowość do rozmów.

Dlaczego tak sądzę? Azowcy, zwłaszcza ci, powinni byli zginąć – do takiego obrotu sprawy przygotowywała nas rosyjska propaganda. Wcześniej (klatki w Mariupolu) miano ich maksymalnie upodlić. Tymczasem zwolniono. Nie wierzę w rosyjską dobroduszność i bezinteresowność – nie, nie, po prostu nie.

Niezależnie od okoliczności, dobrze, że nasi są już wolni. To naprawdę wspaniała wiadomość.

—–

Nz. skrin wybranych fotografii, udostępnionych przez Ukraińskie Siły Zbrojne

A jeśli chcesz mnie wesprzeć w dalszym pisaniu, także książki:

Postaw mi kawę na buycoffee.to