Pieniądze

Sądząc po tym, co do nas dociera z Moskwy, raczej nie ma opcji na szybkie zakończenie wojny. Co oznacza, że Ukraina wciąż powinna otrzymywać zachodnie wsparcie. Jakie? Czego najbardziej jej trzeba?

W basenie Morza Czarnego inicjatywa strategiczna należy do obrońców i nic nie wskazuje na to, by sytuacja się zmieniła. rosjanie – utraciwszy (bezpowrotnie lub czasowo) ponad 30 okrętów, ale też sporo portowej infrastruktury i instalacji wojskowych jak radary czy naziemne wyrzutnie – nadal wykazują taktyczną impotencję. Zdaje się, że na Kremlu niczego ambitnego od marynarki już nie oczekują – ma pilnować mostu krymskiego i od czasu do czasu słać z morza pociski rakietowe Kalibr na ukraińskie miasta.

W Moskwie zapewne liczą, że wojnę uda się rozstrzygnąć na lądzie i w gabinetach polityków, co posiada też i swoje plusy, pozwala bowiem Ukraińcom koncentrować wysiłki gdzie indziej. Taki stan rzeczy ma również znaczenie w kontekście zachodniej pomocy. Ukraina nie potrzebuje od sojuszników dostaw sprzętu niezbędnego do prowadzenia wojny morskiej. Jest tu w istotnej mierze samowystarczalna, a i przeciwnik nie stwarza poważnego wyzwania.

—–

Inaczej mają się sprawy w domenie powietrznej. Ukraina weszła do wojny z lotnictwem załogowym kilkunastokrotnie mniejszych od rosyjskiego; kilka razy mniejszym, wziąwszy pod uwagę realny potencjał rzucony do walki przez rosję. Przez trzy lata obie strony zestrzeliły sobie porównywalną liczbę samolotów (po około 150), ale dla Ukraińców te straty były dotkliwsze. rosja częściowo ubytki odtworzyła, produkując nowe maszyny, no i dysponuje większymi rezerwami. Ukraina samolotów bojowych nie wytwarza, kompensacja obywała się poprzez przywracanie do służby maszyn dawno wycofanych (często na zasadzie składania jednego egzemplarza z kilku różnych samolotów) oraz dzięki dostawom z zagranicy. Początkowo Ukraińcy otrzymywali odrzutowce radzieckiej proweniencji, na przykład MiG-i-29 z Polski i Słowacji, od zeszłego roku nad Dniepr trafiają zachodnie konstrukcje – pochodzące z europejskich dostaw amerykańskie F-16 oraz francuskie Mirage 2000-5F.

Dziś siły powietrzne Ukrainy dysponują około dwudziestoma „efami” i co najmniej ośmioma francuskimi maszynami, w służbie jest jeszcze około 40 odrzutowców sowieckiego pochodzenia. Dla Kijowa nie ma już odwrotu od pełnej westernizacji lotnictwa. Zważywszy na rozmaite przewagi zachodnich konstrukcji, idealną byłaby sytuacja, gdyby ów proces nastąpił jak najszybciej. Niestety, nie jest to możliwe z co najmniej trzech powodów.

Po pierwsze, długości procesu szkoleniowego (co dotyczy nie tylko pilotów, ale i mechaników). Po drugie, ograniczonej podaży maszyn. Bez Stanów, które nie są skore do przekazywania „efów szesnastych” z własnych zapasów, realnie dostępnych dla Ukraińców jest kilkadziesiąt maszyn – a i one w większości nie są na „tu i teraz”. Belgia, która obiecała wysłać na Wschód kilkanaście samolotów, odsunęła realizację pomysłu na przyszły rok z uwagi na opóźnienia w dostawie następców (maszyn F-35 z USA). Francuskie możliwości dotyczące Miragów są jeszcze skromniejsze (cała pomoc zapewne skończy się na przekazaniu 16-18 myśliwców).

Ale jest i trzeci „hamulcowy” – sami Ukraińcy nie są w stanie wysłać na szkolenia dużej liczby pilotów i personelu technicznego. Jednym z głównych problemów jest słaba znajomość języka angielskiego wśród kandydatów. W efekcie proces przechodzenia na zachodnie konstrukcje następuje powoli, a bieżące uzupełnianie strat musi odbywać się w oparciu o sprzęt poradziecki. Problem w tym, że zasoby własne (magazynowe) oraz sojuszników zostały już istotnie wydrenowane. Pośród partnerów Ukrainy niewiele jest krajów, które mają jeszcze Migi i Suchoje „na chodzie”. Około tuzinem sprawnych MiG-ów-29 dysponuje Polska – z deklaracji władz RP wynika, że maszyny te trafią na Wschód. Realnie będzie to możliwe w drugiej połowie br.

—–

Jeśli idzie o lotnictwo bezzałogowe, Ukraina dobrze opanowała technologię produkcji dronów bojowych, włącznie z maszynami dalekiego zasięgu. Ukraińskie „bezpilotniki” rażą cele w głębi rosji nawet na dystansie do tysiąca kilometrów. Czy Zachód mógłby się tu jakoś zaangażować? Od strony technicznej – inżynierskiej i produkcyjnej – nie jest to pomoc niezbędna, koniecznym za to jest wsparcie finansowe ukraińskich wysiłków w tym zakresie.

Ale w domenie powietrznej mamy też obronę przeciwlotniczą (OPL) – i tutaj bez pomocy sojuszników ani rusz. Obecnie kluczowe obiekty w Ukrainie chronione są przez pięć baterii Patriot i jedną baterię SAMP/T, będącą europejskim odpowiednikiem Patriotów. Oba systemy mają zasięg ponad 100 km, doskonale spisują się w walce z rosyjskimi samolotami i pociskami manewrującymi. Rzecz w tym, że jest ich trzy razy mniej niż wynika z ukraińskich potrzeb.

Włosko-francuski SAMP/T nie jest dostępny „na już”, z Patriotami byłoby łatwiej, ale na przeszkodzie stoi amerykańska niechęć do przekazywania Ukrainie wyrzutni i radarów (z pięciu baterii Patriotów, które znalazły się nad Dnieprem, trzy podarowały Ukrainie Niemcy, jedną Rumunia; tylko jednak pochodziła ze Stanów). Świadom nastawienia donalda trumpa, Wołodymyr Zełenski stwierdził niedawno, że jego kraj gotów byłby kupić od USA dziesięć baterii. Na komercyjnych warunkach, co oznacza wydatek rzędu 20-25 mld dolarów. Dla Ukrainy to niebotyczna suma, stąd zastrzeżenie, że transakcję sfinalizowaliby europejscy partnerzy Kijowa. Co podkreśla najistotniejszy, finansowy element wsparcia Europy dla Ukrainy. W każdym razie trump nie odniósł się do propozycji Zełenskiego. To znaczy drwił z niej na użytek mediów, ale oficjalnych reakcji Waszyngtonu w tej sprawie nie znamy.

Lecz Patrioty to nie wszystko – do obrony na bliższych dystansach (do 40 km) potrzebne są inne systemy. Poprzestańmy na tym stwierdzeniu i na moment przenieśmy uwagę na Niemcy. Kilkanaście dni temu do tamtejszych mediów wyciekł protokół z wystąpienia attaché z ambasady RFN w Kijowie. Dokument opisywał ukraińskie doświadczenia z bronią „made in Germany”. Generalny wniosek był taki, że uzbrojenie to oceniane jest przez ukraińską armię jako skomplikowane, podatne na usterki, zbyt drogie i trudne do naprawienia w warunkach frontowych. Pośród krytykowanych systemów znalazł się zestaw obrony powietrznej Iris-T. Media doszukiwały się jego technicznych słabości, a to ślepa ścieżka. Iris-T spisuje się świetnie, a jego jedyną słabą stroną jest ograniczona podaż pocisków – do końca lutego br. Niemcy przekazały Ukrainie 650 sztuk (przez 2,5 roku). Jeden kosztuje ponad pół miliona euro, roczna produkcja oscyluje w granicach pięciuset pocisków. Roczne zapotrzebowanie armii ukraińskiej, biorąc pod uwagę intensywność konfliktu, szacowane jest na minimum tysiąc pięćset sztuk.

—–

Równie ograniczone są europejskie możliwości dotyczące broni pancernej – niezbędnej do prowadzenia wojny w domenie lądowej. Kontynentalni sojusznicy Ukrainy nadal mają trochę posowieckich czołgów (najwięcej Polska), ale „nawis” nowocześniejszych zachodnich konstrukcji został zużyty. Tymczasem po wyczerpujących walkach z ubiegłego roku ukraińskie siły zbrojnie zaczynają odczuwać krytyczny brak broni pancernej. I tylko USA mają odpowiedni zapas – czołgów i mocy produkcyjnych, potrzebnych do „wyszykowania” zmagazynowanych maszyn – by w miarę szybko wysłać do Ukrainy niesymboliczną partię Abramsów.

Ukraińcom brakuje też bojowych wozów piechoty. Europejskie konstrukcje (jak choćby nasz Rosomak) nie zawodzą na polu bitwy, ale dużo i szybko tego rodzaju sprzętu mogą dostarczyć tylko Amerykanie. Idzie przede wszystkim o Bradleye, które z uwagi na trakcję gąsienicową lepiej niż pojazdy kołowe sprawdzają się w ukraińskich warunkach terenowych.

I można by tak długo wymieniać kolejne rodzaje potrzebnego uzbrojenia – dość stwierdzić, że bez USA ani rusz. Ale co w sytuacji, w której Waszyngton nie kwapi się do dalszej pomocy Kijowowi? W zeszłym tygodniu pisałem o raporcie Instytutu Gospodarki Światowej (IfW) z Kilonii. Nie mam sensu przytaczać ponownie tego omówienia, dość przypomnieć najważniejsze konkluzje. A są one takie, że to Europa pomogła Ukrainie bardziej niż USA (138 mld euro vs. 115). Co więcej, ma europejska wspólnota wciąż spore „luzy” w zakresie tej pomocy, zwłaszcza Francja, Włochy, Hiszpania, Wielka Brytania i Niemcy. „Gdyby «wielka piątka» krajów europejskich zrobiła choć tyle, co kraje nordyckie i bałtyckie, Europa mogłaby w dużej mierze zrekompensować wszelkie niedobory USA, zwłaszcza jeśli chodzi o pomoc finansową”, stwierdza Christoph Trebesch z IfW.

Trudno się z tą konkluzją nie zgodzić, ale przecież pieniądze nie strzelają. Można jednak kupować za nie amerykańską broń i amunicję dla Ukrainy. Robić to do czasu, aż europejskie moce produkcyjne osiągną taki poziom, by możliwe było jednoczesne budowanie większych zdolności obronnych wspólnoty oraz wspieranie Kijowa.

—–

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Czytelnikowi o nicku Zajcef FizzlewickArkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Monice Rani, Maciejowi Szulcowi, Joannie Marciniak, Jakubowi Wojtakajtisowi, Andrzejowi Kardasiowi, Marcinowi Łyszkiewiczowi, Tomaszowi Krajewskiemu i Magdalenie Kaczmarek. A także: Piotrowi Rucińskiemu, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Arturowi Żakowi, Łukaszowi Hajdrychowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Bognie Gałek, Krzysztofowi Krysikowi, Mateuszowi Piecuchowi, Michałowi Wielickiemu, Jakubowi Kojderowi, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Jarosławowi Terefenko, Marcinowi Gonetowi, Pawłowi Krawczykowi, Joannie Siarze, Aleksandrowi Stępieniowi, Marcinowi Barszczewskiemu, Dinarze Budziak, Szymonowi Jończykowi, Piotrowi Habeli i Annie Sierańskiej.

Podziękowania należą się również moim najhojniejszym „Kawoszom” z ostatnich dwóch tygodni: Marcie Müller-Reczek, Annie Waludzie (za „wiadro kawy”!) oraz Łukaszowi Podsiadło.

To dzięki Wam powstają także moje książki!

A skoro o nich mowa, zapraszam Was do sklepu Patronite, gdzie możecie nabyć moje tytuły w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Tekst, w obszerniejszej wersji, opublikowałem w portalu TVP.Info – oto link do tego materiału.

Ofensywa

Czy do Ukrainy trafi więcej myśliwców Mirage 2000-5F? Prezydent Francji Emmanuel Macron w wywiadzie dla Le Parisien przyznał, że „nie wyklucza” udostępnienia dodatkowych samolotów. To język dyplomacji, w praktyce owa fraza oznacza, że w Paryżu najpewniej podjęto już decyzję na „tak”. Macron zaznaczył przy tym, że część maszyn mogłaby pochodzić z „państw trzecich, które ich używają”. Przy takim rozwiązaniu samoloty zostałyby przez Francję odkupione i po remontach wysłane nad Dniepr. 

Maszyny Mirage używane są w siłach powietrznych Brazylii, Egiptu, Grecji, Indii, Kataru, Peru, Tajwanu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Trudno wskazać – a Macron tego nie mówi – skąd mogłyby pochodzić myśliwce dla Ukrainy. Zapewne nie z Indii, które same chętnie dokupiłyby dużą liczbę używanych samolotów. Najprawdopodobniej wspomnianym „państwem trzecim” byłaby Grecja – dysponująca 18 maszynami – jeśli Paryż złożyłby ciekawszą ofertę niż Delhi.

Jednak zdaniem specjalistów, najbardziej prawdopodobny scenariusz to taki, w którym Francja sięgnie do własnych zapasów. W 2024 roku francuskie siły powietrzne miały na stanie 26 maszyn Mirage 2000-5F – co najmniej sześć z nich trafiło już do Ukrainy. Ponadto Francuzi dysponują około 70 myśliwcami starszych typów, teoretycznie więc jest to całkiem pokaźny zasób.

Mirage 2000 początkowo został zaprojektowany jako myśliwiec przewagi powietrznej. Wariant 5F wyróżnia się m.in. ulepszoną awioniką. Na potrzeby Ukrainy samoloty zmodyfikowano tak, by mogły przenosić pociski manewrujące SCALP oraz bomby kierowane AASM Hammer, co zwiększyło ich możliwości w walce naziemnej. Mimo tych udoskonaleń, wywodzące się jeszcze z lat osiemdziesiątych Mirage’e mogą mieć problemy w starciu z rosyjskimi Su-30 i Su-35. Rakiety powietrze-powietrze MICA, choć zwrotne i wyposażone w funkcję namierzania celu, mają niewystarczający zasięg (ok. 80 km), co utrudnia atakowanie rosyjskich myśliwców bez wejścia w zasięg ich pocisków.

Nie wiemy, czy ukraińscy piloci próbowali takich manewrów. Wiemy za to, że maszyny z Francji sprawdziły się już w zwalczaniu pocisków manewrujących – rakiet Ch-101 użytych przez rosjan kilkanaście dni temu. Ukraińcy chwalą więc Mirage’e – widząc w nich istotne wzmocnienie obrony przeciwlotniczej – i proszą o więcej, a Paryż reaguje.

Nie tylko w temacie samolotów. Jak wynika z zapewnień prezydenta Macrona, Francja przyspieszy dostawy dronów i pocisków, „które zostały uznane za priorytetowe przez Ukraińców”. W tym ostatnim wypadku chodzi o rakiety do systemów obrony powietrznej SAMP/T. Ukraina niemal wyczerpała już ich zapas, stąd prośba Kijowa o dodatkowe dostawy, skierowana nie tylko do Francji, ale i do Włoch.

Tyle, jeśli idzie o kwestię bieżącego wsparcia. Ale nad Sekwaną myślą również o tym, co dalej. „Kiedy Putin sprowadził północnokoreańskich żołnierzy na swój teren, czy poprosił ukraińskiego prezydenta o pozwolenie? Nie, nie poprosił. Więc dlaczego to Putina miano by teraz prosić o zgodę na wprowadzenie europejskich sił pokojowych do Ukrainy?”, pytał retorycznie przedstawicieli francuskich mediów Emmanuel Macron. I potwierdził, że jego kraj gotów jest do wzięcia udziału w międzynarodowej misji pokojowej nad Dnieprem.

Dodajmy dla porządku, że prezydent Francji regularnie zachęca rodzimych producentów z branży zbrojeniowej do zwiększenia produkcji, a sojuszników do wywierania silniejszej presji na rosję. Paryż pręży też swoje najokazalsze muskuły, czego dowodzi oferta atomowego parasola, złożona europejskim członkom NATO. Francja ewidentnie szuka swojego miejsca w Europie, w realiach, w których rosja pozostanie agresywnym reżimem, ale zabraknie USA jako gwaranta bezpieczeństwa na Starym Kontynencie. Francuzi chcą częściowo wypełnić powstającą po Amerykanach lukę. Taki jest cel ich dyplomatycznej ofensywy.

—–

Szanowni, zapraszam Was do sklepu Patronite, gdzie możecie nabyć moje tytuły w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę (wkrótce uzupełnioną o wyprzedane pozycje) znajdziecie pod tym linkiem.

Ten tekst opublikowałem w portalu „Polska Zbrojna” – oto link.

Debiut

W piątek nad ranem rosjanie przeprowadzili kolejny zmasowany atak rakietowo-dronowy na ukraińską infrastrukturę energetyczną.

Cele znajdowały się głównie w zachodniej i południowej Ukrainie. Co istotne, po raz pierwszy od wielu tygodni w uderzeniu wzięły udział okręty floty czarnomorskiej, które wystrzeliły rakiety Kalibr. Warty odnotowania jest również inny fakt – do odparcia ataku wykorzystano m.in. przekazane Ukrainie samoloty Mirage 2000 F-5; był to oficjalny bojowy debiut francuskich maszyn w tej wojnie.

Nie wiemy, ilu Miraży użyto w akcji (z dostępnych danych wynika, że obecnie Ukraińcy dysponują co najmniej ośmioma z kilkunastu obiecanych przez Paryż myśliwców). Nie znamy też ich „urobku”. Ukraińskie siły powietrze poinformowały, że łącznie zestrzelono 25 pocisków manewrujących Ch-101/Ch-55, osiem Kalibrów, jedną rakietę Ch-59/69 i setkę dronów Szahid. Nosicielami pocisków Ch-59/69 są najnowsze rosyjskie samoloty wielozadaniowe Su-57. Choć rosjanie deklarują, że  Suchoje mają wszelkie właściwości maszyn 5. generacji – a więc i „niewidzialność” – pięćdziesiątki-siódemki trzymają się z dala od ukraińskich granic. Piątkowej nocy trzy maszyny operowały nad nieobjętymi walkami obszarami obwodu kurskiego – i to stamtąd wystrzeliły rakiety.

Opisany atak był pierwszym, który nastąpił po odcięciu Ukraińców od danych wywiadowczych pozyskiwanych przez Stany Zjednoczone. W nalotach z wykorzystaniem lotnictwa strategicznego – bombowców Tu-95, strzelających pociskami Ch-101/Ch-55 – zerwana współpraca na tej płaszczyźnie może wpływać na szybkość ukraińskiej reakcji. Do tej pory dane z amerykańskiego zwiadu satelitarnego pozwalały m.in. na podnoszenie gotowości obrony przeciwlotniczej zaraz po zaobserwowanym starcie rosyjskich maszyn, na co dzień stacjonujących poza polem widzenia ukraińskich systemów rozpoznawczych. Jednak wolta Amerykanów nie musi oznaczać „ślepoty” Ukrainy, którą wspiera wywiadowczo także Francja i Wielka Brytania, a i sami Ukraińcy mają mocny wywiad osobowy na terenie rosji.

O innych istotny wydarzeniach na rosyjsko-ukraińskim froncie – także dyplomatycznym – przeczytacie w tekście, który opublikowałem w portalu Polska Zbrojna. Nim przejdziecie do lektury zalinkowanego materiału, pozwólcie, że uzupełnię kwestię odcięcia Ukraińców od danych wywiadowczych. Po wykryciu startu rosyjskich maszyn uruchamiane są alerty przeciwlotnicze, powtarzane następnie, gdy rosjanie dolatują do miejsc zrzutu oraz gdy rakiety zostają już wystrzelone i namierzone przez ukraińskie radary. Możliwe zatem, że i w tej procedurze mieliśmy/mamy zwłokę, co zasługuje na miano igrania z losem cywilnych Ukraińców…

—–

Szanowni, moje ukraińskie materiały powstają także dzięki Waszemu wsparciu, za które niezmiennie dziękuję. I polecam się na przyszłość.

Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Wspieraj Autora na Patronite

To dzięki Wam powstają także moje książki!

A skoro o nich mowa – w sklepie na Patronite pojawiły się kolejne książki – powieści, które napisałem i wydałem „w czasach afgańskich”, reportaż z tamtego okresu oraz książka political/war fiction, dziejąca się w realiach pandemii i rosyjskiej agresji militarnej na Polskę. Polecam lektury – by je nabyć, przejdźcie na stronę pod tym linkiem.

Grafika stosowna do charakteru dzisiejszych działań…